Wściekłość kobiet i skandal po artykule dziennikarza. "Dość hipokryzji"
Znany reporter Marcin Kącki na łamach "Gazety Wyborczej" opisał, jak krzywdził kobiety. Materiał miał być jego "spowiedzią". Oburzył środowisko dziennikarskie, a jedna z jego ofiar ujawniła się w mediach społecznościowych. I stwierdziła, że artykuł "wynika tylko ze strachu". "Dlaczego nie napisałeś wprost, co zrobiłeś mi i innym dziewczynom?" - zapytała.
W artykule "Moje dziennikarstwo - alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem" reporter Marcin Kącki opisał swoje życie - problemy z alkoholem i nieudaną próbę samobójczą. W materiale rozbudowany jest wątek kobiet, które - jak sam przyznał, w jego ocenie - skrzywdził.
Określenie z tytułu materiału "kobiety źle kochane" nie oddaje jednak w żaden sposób tego, o jakich zachowaniach mowa. To ujawniła dopiero jedna z dziennikarek - która przyznała publicznie, że jest ofiarą opisaną w materiale.
"Zadzwoniłem do tej kobiety, którą znałem jako młodą dziennikarkę z festiwalu literackiego (...). Powiedziała, co wtedy zrobiłem, (...) nazwała moje zachowanie przekroczeniem i powiedziała, że mam pamiętać, że nie znaczy nie" - tak opisuje sprawę na łamach "Gazety Wyborczej" Marcin Kącki. To jego punkt widzenia. Odmienny od tego, który ma ofiara sytuacji.
Jest nią dziennikarka tygodnika "Newsweek" Karolina Rogaska (o sprawie poinformowała na publicznie dostępnym profilu w mediach społecznościowych).
"Nie mogę już milczeć"- zaczęła swój emocjonalny wpis. "Wiem, niestety, jak traktuje się ofiary. Ale mam już dość, jestem zmęczona kultem oprawców. Tym, że ludzie czytają tekst Kąckiego i biją mu brawo, nie zastanawiając się nad tym, co z tymi dziesiątkami ofiar, które w nim wymienia" - napisała. "Naplułeś mi w twarz" - dodała.
I wyjaśniła, że sama jest jedną z ofiar. "Dlaczego nie napisałeś wprost, co zrobiłeś mi i innym dziewczynom?" - zapytała.
Opisała nadużycia, jakich miał dopuścił się wobec niej Marcin Kącki. "Jak za stosowne uznałeś rozebranie się i masturbację mimo mojego ewidentnego przerażenia? Obrzydliwe zachowanie" - napisała. Takie zachowanie wypełnia znamiona molestowania.
"Czemu nie napisałeś, że moje wielokrotne nie potraktowałeś jak niebyłe, czemu nie padło, jak rzuciłeś do mnie, że "teraz odmawiasz, a po 30-stce nie będziesz już tak wybrzydzać i będziesz r***ć się jak popadnie"? - napisała.
Karolina Rogaska opisała też swoje ostatnie rozmowy z dziennikarzem (deklaruje, że posiada jej nagranie). Dodała, że po publikacji artykułu ma poczucie, że rozmowa z nią i telefony to było "zbieranie materiału" do najnowszego tekstu.
"Że tekst wynika tylko ze strachu, że prawda wyjdzie na jaw, więc trzeba ją wyprzedzić, że trzeba postawić sobie mocny pomnik, żeby trudniej byłoby go obalić" - pisze.
Po publikacji wpisu dziennikarki zareagował również Instytut Reportażu i Polska Szkoła Reportażu (miejsca, z którymi zawodowo związany był Marcin Kącki). Wpis rzuca odmienne światło na możliwe motywy stojące za publikacją tekstu.
"Karolina Rogaska jest absolwentką Polskiej Szkoły Reportażu i naszą koleżanką. Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że została skrzywdzona przez Marcina Kąckiego. Odsunęliśmy go od pracy ze studentkami i studentami, poinformowaliśmy go o powodach tej decyzji. Wczoraj opublikował na łamach "Gazety Wyborczej" tekst-wyznanie, a dziś swoją odpowiedź na ten tekst na swoim FB zamieściła Karolina Rogaska. Karolino, wspieramy Cię, jesteśmy z Tobą. Wierzymy w to, co mówisz, i szanujemy Twoją odwagę" - czytamy we wpisie w mediach społecznościowych.
Pod oświadczeniem podpisali się prezes Fundacji Instytut Reportażu Mariusz Szczygieł oraz przedstawiciele rady programowej: Olga Gitkiewicz, Julianna Jonek-Springer, Kamil Bałuk, Paweł Goźliński, Filip Springer wraz z koordynatorką szkoły Aleksandrą Pakiełą.
Skontaktowaliśmy się z Marcinem Kąckim. Wpisu nie chciał w żaden sposób skomentować. Podkreślał wielokrotnie intencje związane z publikacją - nie wytłumaczył się za to w żaden sposób z opisywanych przez dziennikarkę sytuacji.
- Nie będę komentował tego wpisu - odpowiedział. Niczemu nie zaprzeczył.
Zasłonił się twierdzeniem, że " jakakolwiek forma obrony z mojej strony, to byłaby próba przerzucenia na nią (dziennikarkę Karolinę Rogaską - red.) odpowiedzialności. Ja biorę to na siebie, po to napisałem ten tekst".
- Napisałem tekst o swoich błędach po to - by będąc po siedmiu latach terapii, związku - najuczciwiej jak mogłem pokazać innym mężczyznom, jak spojrzeć w siebie. Żeby pokazać, że można przyznać się do błędu i coś zrobić z tym dobrego - przekonuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziennikarz twierdzi, że pierwsze rozmowy ze skrzywdzonymi przez siebie kobietami rozpoczął cztery lata temu, właśnie w ramach terapii. Twierdzi, że materiał był już prawie gotowy i dopiero wtedy dowiedział się o tym, że informacje o jego zachowaniu dotarły do Instytutu Reportażu, w którym był wykładowcą.
- Zareagowałem najpierw takim buntem, bo przecież adepci instytutu są dla mnie wszystkim. A Karolinę pamiętałem z festiwalu literackiego, a nie ze szkoły reportażu. Później skontaktowałem się z nią, żeby jej wysłuchać. Pomyślałem: bardzo dobrze. Ja mam tekst, właśnie o tym piszę, to trzeba pokazać, uczciwie przedstawić, tak jak to opisuję w tym reportażu - przekonuje Marcin Kącki.
"Nie ma zgody na przemoc"
Materiał wywołał lawinę reakcji.
"Nie do wiary, że w 2024 jeszcze przechodzą takie rzeczy, jak dzisiejszy tekst Marcina Kąckiego, który byłby komiczny, gdyby nie był straszny" - napisała dziennikarka Jagoda Grondecka.
"Współczucie dla skrzywdzonych przez niego kobiet i podziw dla odwagi Karoliny Rogaskiej. (...) Przemoc to przemoc. Oprawca to oprawca - komentuje na portalu X (dawniej Twitter - red.) dziennikarka. "Wreszcie, panie Kącki - to nie pańskie dziennikarstwo molestowało, tylko pan. Rozjaśniam, bo tytuł sugeruje, że zdawało się panu coś dokładnie odwrotnego" - dodaje.
"Zawsze staję po stronie osób skrzywdzonych. Nie ma mojej zgody na przemoc. Żadną. Choćby ktoś był najlepszym na świecie dziennikarzem, poetą, politykiem czy sędzią - nic go nie tłumaczy" - skomentowała artykuł Marcina Kąckiego na portalu X dziennikarka TOK FM Anna Gmiterek-Zabłocka.
Dodała, że oprócz tekstu, poznała również relacje kobiet.
"Tak, wiem, że zawód dziennikarza wiąże się z presją psychiczną, emocjonalną, czasami z depresją, uzależnieniami. Wiem, że jest mega obciążający, bo nie zostawiamy historii naszych rozmówców za drzwiami naszych domów. Ale to nie usprawiedliwia zła" - napisała wprost.
"Wiecie co? Rozmawiałam dziś z dziewczynami, które doświadczyły ze strony Marcina "nieprzyjemności". Są zdruzgotane. Nie mogą się uspokoić. Rzucają talerzami w ścianę bo czują, że kolejny raz, kolejny k***a raz narracja należy do faceta. Faceta, który je skrzywdził - skomentowała na Facebooku Aleksandra Pakieła, koordynatorka zespołu Polskiej Szkoły Reportażu.
"Depresja i alkoholizm jako usprawiedliwienie molestowania, seksistowskich i mizoginistycznych zachowań cały tekst to próba usprawiedliwiania się ze strony typowego narcyza" - napisała Joanna Kędzierska, dziennikarka i ekspertka z zakresu energii i klimatu.
"Kącki - tak, ten od bohaterskiego ujawnienia syfu środowiska Konfederacji (mowa o ostatniej książce autora - red.) okazał się oprawcą. Nie zmieni tego przepraszający ton ani historie o nieudanych terapiach. On i wszyscy dopuszczający się podobnych krzywd muszą ponieść konsekwencje, a nie stawiać sobie pomniki" - napisała aktywistka Dominika Lasota.
Na materiał zareagowała m.in. dziennikarka "Gazety Wyborczej" Katarzyna Włodkowska. Komentuje, że materiał jest "zdumiewający" - w negatywnym tego słowa znaczeniu.
"W tekście Kąckiego to już istna syrena alarmowa wyje, gdy pisze o strachu przed meetoo, porównując je do gestapo. No tak tak przez Polskę przetaczają się istne tabuny wściekłych kobiet oskarżające biednych chłopców o myślozbrodnie i wrzucające ich na stosy" - skwitowała Sylwia Czubkowska, kolejna dziennikarka.
"Skala i znormalizowanie przemocy seksualnej, którą poznajemy coraz lepiej z roku na rok, jest przerażająca" - napisała z kolei Kamila Ferenc, adwokatka z "Fundacji na rzecz kobiet i planowania rodziny".
"Ruch wyprzedzający. Tyle. Jeszcze bardziej obrzydliwe. Wstyd, Gazeto. Wstyd" - skomentowała Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski.
Reakcja redakcji
Po fali krytyki zareagowała sama redakcja "Gazety Wyborczej". Na stronach internetowych oświadczenie w tej sprawie opublikowała Aleksandra Sobczak, dyrektorka strategii i rozwoju w Wyborcza.pl.
"Chciałabym, żeby "Wyborcza" była miejscem, w którym prawa ofiar są szanowane i w którym pokazujemy ich perspektywę. W tekście Marcina Kąckiego tego zabrakło. Przepraszam za to, powinniśmy jako redaktorzy o to zadbać" - napisała. "Potępiam napastliwe zachowania Marcina, ale jednocześnie doceniam jego przeprosiny i wstyd, które uważam za szczere" - dodała szybko.
Swoje oświadczenie zamieścił też Roman Imielski, pierwszy zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". "Oświadczenia te traktujemy bardzo poważnie, sprawę wyjaśnimy na naszych łamach" - napisał.
W niedzielę ukazało się oświadczenie "GW" o zawieszeniu Kąckiego. "Redakcja 'Wyborczej' postanowiła zawiesić Marcina Kąckiego i tym samym odsunąć go od pracy z autorkami i autorami" - napisano.
Jak stwierdzono, "nikt w redakcji 'Gazety Wyborczej' nie miał świadomości, że Marcin Kącki został oskarżony przez Karolinę Rogaską o napaść seksualną, i że został on zawieszony przez Polską Szkołę Reportażu", dodając, że "tekst (...) już w piątek budził skrajne emocje". "Redakcja 'Gazety Wyborczej' zawsze potępiała i potępia napastliwe seksualne zachowania – i tak samo potępiamy zachowania Marcina Kąckiego sprzed lat. Jednak doceniliśmy jego wyznanie, które uważaliśmy za szczere" - czytamy dalej w oświadczeniu, pod którym podpisali się: Roman Imielski, I zastępca redaktora naczelnego, Aleksandra Sobczak, zastępczyni redaktora naczelnego oraz Bartosz T. Wieliński, zastępca redaktora naczelnego.
Czytaj także: