Wrocław mekką dla żebraków
Magistrat nadal nie umie poradzić sobie z żebrakami. Jeść i spać mogą za darmo, na ulicy dostają pieniądze. Pani Grażyna zbiera pieniądze na pl. Dominikańskim, siedząc na wózku inwalidzkim.Jest samotna, a po amputacji nogi straciła pracę. Płaci 400 zł czynszu, a do emerytury zostały jej trzy lata. - MOPS proponował mi 446 zł zasiłku, ale ja nie lubię nikogo prosić się o pomoc. Dwa razy próbowałam popełnić samobójstwo i nigdy nie porozmawiał ze mną żaden psycholog - żali się.
04.05.2011 | aktual.: 04.05.2011 11:23
Rozalia Szymańska ma 67 lat i 500 zł emerytury, którą wydaje na opłacenie mieszkania w Rynku. Można ją spotkać w przejściu podziemnym przy ul. Świdnickiej wraz z jej suczką Ledią. Zbiera na jedzenie dla siebie i psa. Nie potrafi powiedzieć, dlaczego nie zamieni mieszkania na tańsze. Dziennie dostaje do 50 zł.
Żebranie to nie tylko sposób na przetrwanie w biedzie, ale też walka z samotnością. Jednak niektórzy żebracy są natarczywi, zakłócają spokój lub łamią prawo. - Regulamin MPK zabrania grania na instrumentach w tramwajach i autobusach, a dodatkowo osoby zbierające pieniądze z akordeonami zazwyczaj nie kupują biletów. Chłopcy myjący szyby aut stojących na czerwonym świetle stwarzają zagrożenie na drodze - tłumaczy Sławomir Chełchowski, rzecznik prasowy wrocławskiej straży miejskiej.
Policjant lub strażnik mogą interweniować tylko wtedy, gdy żebractwo jest nachalne, czyli gdy osoba zbierająca pieniądze zaczepia przechodniów. Także wykorzystywanie dzieci do żebrania jest przestępstwem. Często okazuje się też, że żebrzący w rzeczywistości mają za co żyć, a ich kalectwo jest udawane. Anna Gazda z Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego przekonuje, że warto zgłaszać takie przypadki służbom: - Trudno oczekiwać interwencji, jeśli nikt nie zgłasza, że mu to przeszkadza - zauważa.
Wrocław od 2001 roku prowadzi kampanię społeczną przeciwko żebractwu, starając się zniechęcić mieszkańców do dawania pieniędzy na ulicy. Na odwrocie ulotek rozdawanych przez wolontariuszy przebranych za żebraków widnieje lista placówek udzielających pomocy bezdomnym i ubogim. CIRS przy pl. Dominikańskim rozdaje kierowcom plakietki, które mogą włożyć za szybę auta. Widnieje na niej napis: "Samochód myję sam".
- Nigdy nie daję pieniędzy na ulicy. Prędzej kupię coś do jedzenia i uspokoję swoje sumienie - mówi 30-letni Filip Rynkiewicz, którego spotkaliśmy na ul. Oławskiej. Emerytka Maria Kruk przyznaje, że pod kościołem zawsze wrzuca drobne rumuńskim dzieciom. Zapomina, że we Wrocławiu działa kilkanaście charytatywnych kuchni, a noclegownie oferują miejsce każdemu, kto go potrzebuje i nie jest pijany.
Dominik Golema, dyrektor departamentu spraw społecznych urzędu miejskiego, przyznaje, że nikomu nie da się pomóc na siłę: - Instytucje i placówki mogą interweniować tylko na wniosek osoby pokrzywdzonej - mówi. Bezdomni i ubodzy z biernego proszenia o pomoc czynią często swój styl życia, z którego trudno im zrezygnować na rzecz jakiekolwiek wysiłku.
- Nie wystarczy nie dawać żebrakom pieniędzy. Mamy dość dobrze zorganizowany system opieki socjalnej, co sprawia, że żebracy lubią Wrocław - przekonuje Piotr Kuczyński, radny PiS. Jego zdaniem urzędnikom brakuje narzędzi prawnych do walki z żebractwem. Sławomir Piechota z PO jest z kolei przeciwny zmianom przepisów: - Granica między wygodnictwem a życiem na skraju desperacji i rozpaczy jest zbyt delikatna, by podejmować zdecydowane kroki prawne - mówi.
Kuczyński uważa, że można jednak poszukać rozwiązania, stwarzając odpowiednie przepisy.
- We Francji przy granicach dużych miast funkcjonują kempingi dla ubogich i bezdomnych. Płaci za nie rząd. Wrocław stać na taką inicjatywę - twierdzi.