Właściciele na niby?
Kupili mieszkania. Mają akty notarialne, wpisy do ksiąg wieczystych, płacą podatki od gruntu i lokalu, a biurokraci z oświęcimskiego Urzędu Miasta nie uznają ich za właścicieli. Dlaczego?
- Wszystko zaczęło się, kiedy chcieliśmy zrezygnować z usług Zarządu Budynków Mieszkalnych i jako nowi właściciele oddać w administrację nasz blok Mediatorowi. Teraz dostaliśmy z kancelarii adwokackiej pisma, że mamy dopłacić w ciągu 14 dni 10% wartości mieszkania i dopiero wówczas staniemy się właścicielami. Tyle że my już mamy akty własności mieszkań. Było jasno powiedziane, że jeżeli wszyscy wykupią, to bonifikata sięgnie 95% - opowiada zdenerwowana Bronisława Modnicka, mieszkanka bloku przy ul. Józefa Bema w Oświęcimiu.
Końcem 2001 roku Rada Miasta Oświęcimia podjęła uchwałę, na podstawie której najemcy mieszkań komunalnych w 2002 r. mogli nabywać na własność lokale, w których mieszkali z 85-procentową bonifikatą. W sytuacji, gdy na wykup mieszkań zdecydowaliby się wszyscy, bonifikata miała sięgać aż 95%. Mieszkańcy bloku przy ulicy Bema 21 do 27 postanowili wykorzystać okazję. Na wpłacenie 15% wartości mieszkania nie było ich stać, ale 5%...
W bloku na 32 mieszkania 11 było już wykupionych. W grę wchodziło więc tylko 21 rodzin. W bloku przy Bema mieszka dużo wdów, matek wychowujący samotnie dzieci, emerytów i rencistów. 5 procent dla wielu z nich i tak było kosmiczną sumą. Ludzie zadłużyli się, inni wysupłali wszystkie oszczędności.
- Ale dogadaliśmy się. Jednej pani nie było stać na 5 procent, więc reszta mieszkańców postanowiła jej pomóc. Zapłaciliśmy za nią, a teraz spłaca nas w ratach - wyjaśnia Modnicka, która wzięła na swoje barki chodzenie od sąsiada do sąsiada i namawianie na wspólny wykup.
W drugiej połowie 2002 r. ludzie złożyli wniosek o wykup mieszkań do oświęcimskiego magistratu. Na decyzję czekali 14 miesięcy. W końcu urzędnicy przygotowali potrzebne dokumenty. 22 października ubiegłego roku 21 rodzin podpisało akty notarialne. Mieszkania były ich. Odnotowano to także w księgach wieczystych. Świeżo upieczeni właściciele chcieli spotkania z zarządcą. Jednak na ich prośby, petycje i listy, w tym do prezydenta miasta Janusza Marszałka, nie było odpowiedzi. Wszyscy ich lekceważyli i ignorowali. Ludzie zażądali zmiany zarządcy. Chcieli opuścić Zarząd Budynków Mieszkalnych i oddać się w administrację Mediatora. Wtedy pojawił się problem. Na spotkaniu z wiceprezydent Barbarą Bulicz usłyszeli, że wcale nie są właścicielami mieszkań. Zgłupieli.
- Podczas spotkania z panią wiceprezydent Barbarą Bulicz okazało się, że zostały popełnione błędy. Ponoć dlatego pan prezydent nie odpisywał na nasze pisma. Nad sprawą naszego wykupu mieli siedzieć prawnicy. Pani wiceprezydent obiecywała, że prezydent zaprosi nas na spotkanie. Tak się nie stało. Dostaliśmy natomiast pismo z kancelarii adwokackiej, która w imieniu miasta żąda od nas dopłaty - przyznaje Alicja Feiferek, inna mieszkanka bloku.
Zdaniem urzędników, ludzie nie mogli kupić mieszkań za 5 procent, bo w ich bloku są jeszcze sklepy, a to wyklucza możliwość skorzystania z tak wysokiej bonifikaty. Tyle że to miasto ustanawiało zasady na jakich sprzedaje mieszkania, a nie ludzie. Ci ostatni zrobili wszystko, co do nich należało. Wypełnili warunki stawiane przez urzędników.
- Jeżeli więc ktoś się pomylił, to biurokraci - mówią oburzeni mieszkańcy bloku przy ul. Józefa Bema. - My się możemy nie znać na prawie. To Urząd Miasta przygotowywał uchwałę. Rada ją przyjęła, przez 14 miesięcy nasz wniosek leżał w magistracie. Przecież to oni ustalali warunki i oferowali je ludziom. W końcu sprzedali mieszkania, a teraz mówią, że musimy dopłacać. To jakaś paranoja - dodaje Grzegorz Modnicki, syn pani Bronisławy.
Urząd za pośrednictwem krakowskiej kancelarii adwokackiej ,Kubas Kos" żąda 10 procent dopłaty w ciągu 14 dni. Pismo adwokackie dostali do ręki niedawno. Jedna z mieszkanek postanowiła podarować wykupione lokum mieszkającej z nią córce. Sama zamierza się przeprowadzić. Kobiety poszły do notariusza, gdzie podpisały stosowne dokumenty. Mieszkanie w świetle prawa miało nowego właściciela, co także zostało odnotowane w księga wieczystych. Jednak kiedy nowa właścicielka poszła do administracji podlegającej gminie, by przepisać m.in. książeczki mieszkaniowe, usłyszała, iż wcale nie jest właścicielką.
Karolina Duda opowiada: - Administrator odmawia wprowadzenia jakichkolwiek zmian w księgach administracyjnych. Na jakiej podstawie? Póki co zgodnie z prawem wciąż jesteśmy właścicielami. Nikt nam tego nie odebrał. Czy urzędnik dostając komplet dokumentów wydanych zgodnych z prawem, może odmówić dokonania wpisów w prowadzonej przez siebie dokumentacji? Tak było w przypadku sąsiadki, która postanowiła przekazać mieszkanie córce - irytuje się Janusz Feiferek. Wszyscy wspólnie przyznają, że nie zgodzą się na dopłatę, która ma zatuszować błędy urzędników. - Nie będziemy chodzić po sądach - mówi Aniela Bujak z budynku przy Bema.
Z informacji DZ wynika, że podobny problem nie dotyczy tylko mieszkańców budynków przy ulicy Bema, ale także co najmniej dwóch innych bloków w Oświęcimiu.
Tadeusz Jachnicki