Węglowi baronowie bronią swoich interesów
Już od dawna teza, że związki zawodowe w
coraz mniejszym stopniu bronią interesów swoich członków, ogółu
pracowników, a w coraz większym swojej pozycji, pozycji
związkowych przywódców, nie wymaga specjalnego uzasadnienia -
pisze w "Pulsie Biznesu" Kazimierz Krupa.
08.10.2003 | aktual.: 08.10.2003 06:53
Widać to gołym okiem. Tyle tylko, że nikt nie miał odwagi głośno o tym mówić. Kij w mrowisko włożył wicepremier Hausner. Oburzenie było tyle powszechne, co nieuzasadnione. Udowodnienie tezy spada oczywiście na tego, który ją formułuje, ale na miejscu "działaczy węglowych" nie przyglądałbym się temu procesowi zbyt spokojnie - zaznacza komentator dziennika.
Według niego, przerwanie zmowy milczenia może bowiem przynieść nieoczekiwane efekty. Nie od dzisiaj bowiem wiadomo, że doskonałe interesy można robić tak samo przy przedsiębiorstwie przynoszącym pokaźne zyski, jak i ogromne straty. Tak naprawdę wynik nie ma żadnego znaczenia, liczy się przede wszystkim skala. Czasami wręcz łatwiej zarobić "na stratach", bo oprócz prostych produktów pojawiają się w obrocie instrumenty pochodne.
Przy górnictwie żywią się zresztą nie tylko związki zawodowe, obecni działacze, ale całe tabuny byłych związkowców, działaczy gospodarczych, byłych prezesów i najwyższych urzędników państwowych. I wszyscy zarabiają, z wyjątkiem górnictwa, kopalni, górników. To podobnie jak z przydrożnym drzewem, dobrze na nim żyją tylko jemioły i huby. Rzeczywiście czas przerwać zmowę milczenia, czas zacząć liczyć - konkluduje Kazimierz Krupa.