"Prezydent Reagan to wielka postać. W tamtym czasie zrobił wspaniałą robotę. Był w tej grupie kilku osób, do której należeli m.in. pani Thatcher, prezydent Mitterand, kanclerz Kohl i przewodniczący Solidarności Lech Wałęsa, którzy bez uzgodnień ani dyskusji pracowali w tym samym kierunku. Każdy na swoim odcinku. Zmusiliśmy Gorbaczowa do kapitulacji. Reagan był szefem supermocarstwa, był filarem tej grupy, filarem walki z komunizmem. Wspólnie pokonaliśmy system, który wydawał się nie do pokonania" - powiedział Wałęsa na spotkaniu z polskimi korespondentami, po piątkowej ceremonii żałobnej w Katedrze Narodowej w Waszyngtonie.
"Ale bez polskiej Solidarności by sobie nie poradził" - dodał legendarny przywódca związku.
Zapytany, jakim człowiekiem w kontaktach osobistych był Reagan, były prezydent RP odpowiedział: "Nie pasował mi w ogóle na szefa supermocarstwa. Był tak skromny, tak grzeczny i układny, tak przepraszał, że żyje, tak niewiele mówiący - moja odwrotność. Teraz jak patrzę na to, i na siebie, dochodzę do wniosku, że w tym właśnie była jego wielkość - ten spokój, grzeczność, szacunek dla człowieka. To była wielkość, której mnie czasami zabrakło" - dodał.
Wałęsa spotkał się osobiście z Reaganem w 1989 roku, podczas jego wizyty w Polsce, już po odejściu z urzędu prezydenta w styczniu tego roku.
Poproszony o ocenę i wrażenia z pogrzebu Reagana, Wałęsa odparł: "Trudno oceniać pogrzeb. Zresztą ja jestem człowiekiem życia. Źle czuję się na pogrzebach w ogóle. Ale cieszę się, że zostałem przypomniany, że zostałem zaproszony. Cieszę się, że prezydent [Kwaśniewski] dał samolot i upoważnił mnie do reprezentowania Rzeczypospolitej".