Totalizator demoralizator

Na początku lat dwudziestych XIX w. urządzano wyścigi koni na ziejącej pustkami ulicy Marszałkowskiej, potem za Łazienkami, a od 1841 r. za rogatkami mokotowskimi. Dziś na Służewcu bomba ani drgnie. Czyżby nastąpił koniec wielowiekowej tradycji warszawskich gonitw?

SKOMENTUJ

Antoni Felicjan Nagłowski w liście do księcia Antoniego Suligowskiego tak pisał 26 lutego 1777 r. o pierwszym wyścigu w mieście: „Zakłady angielskim sposobem zjawiają się i wchodzą w modę; odprawił się tu kurs konny od Woli począwszy aż do Ujazdowa, koń ministra angielskiego zwał się »Juliusz Caesar«, a koń J.W. Rzewuskiego, ministra, »La Belle«. Ta piękna bestialska amazonka ubiegłszy zwyciężyła kusego angielczyka. Zakłady między państwem i partykularnymi kilka tysięcy dukatów przechodzą. Igrzysko to było brillant. Zjazd ledwo nie pół Warszawy, a okazale co do magnatów i dam. Zasmakowała inwencja, będzie tych zamachów na worek polski, z którego na końcu zapewne się rozbiegną grosze. Celui rit, qui rit a la fin” (ten się śmieje, kto się śmieje ostatni).

Trafnie przewidywał autor XVIII-wiecznej epistoły – rzeczywiście rozbiegły się grosze z niejednego worka warszawiaka. Za rogatkami mokotowskimi zbudowano amfiteatry dla publiczności wokół hypodromu. Spodziewano się widocznie wielkiego natłoku gapiów już na inauguracji, bo teren ogrodzono szrankami linowymi, a rozstawieni żandarmi i dozorcy policyjni pilnowali porządku. Apelowano też do widzów, żeby hałasami nie płoszyli koni. Zainteresowanie było rzeczywiście ogromne, bo reporter „Kuriera Warszawskiego” odnotował w swojej relacji, że „połowa ludności miasta pospieszyła za rogatki”.

Dziennikarz nie podał, ile wygrali ci, którzy w zakładach między sobą postawili na Lady Stanhope, zdobywczynię pierwszego miejsca, ale pewne jest, że od początku zakłady i perspektywa dużej wygranej stały się magnesem ściągającym w sezonie rzesze widzów.

Od początku też stały się wyścigi terenem spotkań warszawskiej socjety i okazją do zaprezentowania wytwornych toalet i powozów. Henryk Sienkiewicz nazwał je „jarmarkiem próżności ludzkiej albo inaczej mówiąc warszawsko-angielskiego szyku”. „Piękności kobiet, ich barw, kolorów opisywać nie będę, za słabe moje pióro” – droczył się z czytelnikami. „Emablowano damy w powozach, ważono dżokejów, zakładano się, wygrywano i przegrywano, rozmawiano we wszystkich językach z wyjątkiem polskiego, unoszono się nad łydkami dżokejów, które rzeczywiście przypominały patyki poobszywane w łososiową skórę, słowem, bawiono się doskonale”.

Tak było od początku. Zawsze najlepiej poinformowany „Kurier Warszawski” pisał w połowie czerwca 1850 r., że „na wyścigi zaczęte przy pogodzie, a skończone przy ulewnym deszczu, niemiłosiernym niszczycielu owych tylu świetnych i gustownych strojów, jakie ukazały się na wczorajszym zebraniu obecnych” zjechało 55 karet, 370 powozów, 290 dorożek, 3 omnibusy, 25 steinkellerek (rodzaj dyliżansu), 114 osób konno, a pieszo przyszło 12 tys. ludzi. W późniejszych latach mniej rachowano liczbę publiczności, która nieodmiennie dopisywała na wyścigach, więcej natomiast wpływy z totalizatora, które od czasu jego wprowadzenia w 1880 r. stale rosły, ku zadowoleniu Towarzystwa Wyścigów Konnych. Ono właśnie, biorąc zawsze swoje 10 proc., było tym – jak przewidywał Nagłowski – „który śmieje się na końcu”.

W 1896 r. postawiono płoty mające „uniemożliwić komunikację publiczności ze stajniami”. Niewiele to dało, bo w trzy lata później prasa znów ubolewała nad demoralizacją chłopców stajennych, rekrutujących się ze wsi, a wciąganych w „podejrzane interesa”. „Parę sezonów wystarcza, żeby głupich, ale potulnych Wojtków i Bartków zmienić w lampartów” – pisano w „Prawdzie” pod koniec wieku.

„Nie ma takiej metody, która pozwoliłaby dużo wygrać; jest tylko taka, która pozwala mało przegrać” – autorem tej maksymy był dr Julian Ochorowicz (filozof, publicysta, znany wynalazca, zajmujący się także parapsychologią). Zamieścił ją wśród innych, równie błyskotliwych, aforyzmów w broszurze zatytułowanej „Fizjologia wyścigów w ich stosunku do krajowej hodowli koni” (1897 r.). Główna teza publikacji: działalność Towarzystwa Wyścigów Konnych, powołanego przecież do poprawy hodowli koni w kraju, bardziej niż spełnieniu tego celu sprzyja rozwinięciu gier hazardowych.

„Totalizator, pomimo oburzenia, jakie wywołuje, nie przestawał pompować monety z kieszeni maluczkich i możnych. Warto by jednak przedsięwziąć coś na serio przeciwko tej niebezpiecznej i niemoralnej zabawie!” – takimi słowy zamknął sezon 1900 r. kronikarz „Tygodnika Ilustrowanego”. Wyrzekanie na demoralizatora, jak felietoniści nazywali czasem totalizator, było stałym tematem felietonów i kronik w czasopismach schyłku XIX w. „Plac wyścigowy zmienił się od lat kilku w arenę spekulacyjną, spekulacja zaś ta, najczęściej przez biedaków i małoletnich uprawiana, rujnuje niejednego, a demoralizuje wszystkich”.

W roczniku 1894 „Tygodnika Ilustrowanego” znaleźć można wzmiankę o młodym człowieku, który stanął przed sądem oskarżony o kradzież z ojcowskiej kasy 250 rubli (przegrał je na Polu Mokotowskim). Jakiś czas później ten sam periodyk pisał o numerowym z Hotelu Niemieckiego, który przywłaszczył sobie z hotelowych pieniędzy 112 rubli i przerżnął je w totka.

Dzięki totalizatorowi wyścigi stały się bardzo popularne, ale też i bardziej plebejskie. Przedtem były ekskluzywną rozrywką ludzi z wyższej sfery, teraz pod koniec wieku stały się namiętnością pospólstwa. „W totka dziś więcej szewc przegra, niż dżentelmen wygra” – oto obiegowa opinia z tych lat.

Niektórzy zgrywali się dosłownie do gołej skóry. „Znałem młodzieńców – wspominał kronikarz „Kłosów” – którzy w ataku gorączki totalizatorskiej dla pozyskania funduszu na igraszkę z fortuną sprzedawali prawie całą garderobę i pościel, aby rozpamiętywać potem klęski finansowe... śpiąc na barłogu”. Podobnie twierdził Aleksander Świętochowski jako „Poseł Prawdy”: „Niektórzy totalizatorowicze z Pola Mokotowskiego starając się o uśmiech Fortuny wyścigowej sprzedawali na te zaloty zimowe palta i spodnie”. Moralizowanie nie odstręczało graczy, prasa więc z kolei zajęła się oszustwami, które w późniejszych latach rozpleniły się na wyścigach. Dziennikarze wietrzyli wszędzie machlojki, czemu dał wyraz Wiech, pisząc w jednym z przedwojennych felietonów, że „na ogół winę przegranej przypisuje się najchętniej zmowie jeźdźców, trenerów, właścicieli stajni, a nawet inteligentnych koni”. Machlojki demaskowała prasa. W 1928 r. „Rzeczpospolita” drukowała cykl artykułów „Z tajemnic strategii wyścigowej” i „Sztuki magiczne na
torze wyścigów”. Pokazywano w nich, jak wyciąga się pieniądze od naiwnych graczy z błogosławieństwem dyrekcji Towarzystwa Zachęty do Hodowli Koni urządzającego wyścigi. Powinno ono – wołano raczej nadaremnie – zapobiegać oszustwom polegającym na planowaniu wygranych przez fuksy najmniej obstawiane przez publiczność, a wysoko przez wtajemniczonych, co dawało tym ostatnim krociowe zyski. Jeden z takich wtajemniczonych – pisano – „kupił sobie wcale niezły mająteczek ziemski, drugi wielką kawiarnię w Warszawie”.

„Istnieje – pisał zaglądający za kulisy wyścigów dziennikarz – cała grupa doradców, inaczej – łączników między stajnią a publicznością (...). Pantoflowa poczta działa niezwykle sprawnie; typy rzucane przez doradców wędrują z ust do ust i ostatecznie są tak obstawione, że fuks musi być pewny wysokiej wypłaty. O to właśnie chodzi wtajemniczonym; gdy dostaną raport od strony kas, że wszystko w porządku, bieg może się rozpocząć i wówczas niech publiczność krzyczy, niech parkan wyłamuje, niech urąga dyrekcji Towarzystwa, niech głośno mówi o grandzie, klika przyjmuje to nader obojętnie”.

Zastanawiano się, co zmieni się w strukturze, charakterze i klimacie wyścigów warszawskich, gdy zostanie zbudowany nowy tor wyścigowy. Bowiem gonitwy przeniesiono na Służewiec. Po raz pierwszy – w sierpniu 1939 r. po czteroletniej budowie toru. Ale wnet wybuchła wojna i zaczął się nowy rozdział dziejów Polski.

Stanisław Milewski

Wybrane dla Ciebie

Szczególne podziękowania od Zełenskiego. "Udowodniliśmy to"
Szczególne podziękowania od Zełenskiego. "Udowodniliśmy to"
Niewiarygodne wykresy. AfD deklasuje konkurencje
Niewiarygodne wykresy. AfD deklasuje konkurencje
Sukces AfD w Niemczech. Centralna Rada Żydów zszokowana
Sukces AfD w Niemczech. Centralna Rada Żydów zszokowana
Trump powiedział, co myśli po wyborach w Niemczech
Trump powiedział, co myśli po wyborach w Niemczech
W klinice Gemelli leczą Franciszka. Prześwietliliśmy "papieski szpital"
W klinice Gemelli leczą Franciszka. Prześwietliliśmy "papieski szpital"
Sytuacja w Niemczech po wyborach. "Czuje krew, szczerzy zęby"
Sytuacja w Niemczech po wyborach. "Czuje krew, szczerzy zęby"
"Kenia" będzie rządzić Niemcami? SPD i Zieloni deklarują gotowość
"Kenia" będzie rządzić Niemcami? SPD i Zieloni deklarują gotowość
Tusk uderza w czuły punkt PiS. "Cztery razy więcej niż teraz"
Tusk uderza w czuły punkt PiS. "Cztery razy więcej niż teraz"
Pilny szczyt ws. Ukrainy. "To decydujący moment"
Pilny szczyt ws. Ukrainy. "To decydujący moment"
"Jesteśmy otwarci na rozmowy z CDU". Jest komunikat z AfD
"Jesteśmy otwarci na rozmowy z CDU". Jest komunikat z AfD
Papież dalej w stanie krytycznym. Nowy komunikat Watykanu
Papież dalej w stanie krytycznym. Nowy komunikat Watykanu
Podział mandatów w Niemczech po wynikach exit poll
Podział mandatów w Niemczech po wynikach exit poll