To było piekło na ziemi
UPA mordowała swoich rodaków w równie okrutny sposób jak Polaków – mówi Ewa Siemaszko, badaczka ludobójstwa na Wołyniu.
31.10.2011 | aktual.: 11.07.2013 08:38
rozmawiał Piotr Zychowicz
Dlaczego oni nas wymordowali?
Podstawową przyczyną ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej była zbrodnicza ideologia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Ten sam program i te same założenia miała też zresztą w latach 20. jej poprzedniczka Ukraińska Organizacja Wojskowa. Chodziło o stworzenie Ukrainy dla Ukraińców. Państwa hermetycznego, jednolitego etnicznie, w którym jest miejsce tylko dla jednego plemienia.
Co się miało stać z przedstawicielami innych narodowości?
Mieli zostać wypędzeni lub zamordowani. Polacy przez ukraińskich nacjonalistów byli uważani za głównego wroga. Postrzegano nas jako naród silniejszy, który dąży do dominacji nad Ukraińcami. Stara się zasymilować i jest główną przeszkodą na drodze do zrealizowania jego niepodległościowych ambicji. Do tego dochodził stary stereotyp, według którego Polak był panem, a Ukrainiec chłopem. Niechęć narodowościowa nakładała się więc na niechęć społeczną.
Czym więc był ukraiński nacjonalizm? Jakimś narodowym bolszewizmem?
Mówiąc najprościej – ruchem, który odrzucił wszelkie chrześcijańskie wartości. Nacjonalista ukraiński miał być człowiekiem bezwzględnym. Nie mógł mieć żadnych wątpliwości i skrupułów natury moralnej. Miał nie mieć litości nie tylko dla polskich kobiet i dzieci, ale i członków własnej rodziny, jeżeli nie sprzyjali „sprawie”. Innymi słowy, hasłem przewodnim OUN/UPA było: „Wszystko dla narodu”. To miała być narodowa rewolucja.
Brzmi znajomo.
Bez wątpienia system panujący w Trzeciej Rzeszy był dla tych ludzi inspiracją i wzorem. Przemoc według nacjonalistów ukraińskich miała być podstawową metodą osiągnięcia celu. Ideolodzy i agitatorzy OUN przy użyciu prymitywnych metod propagandowych nawoływali ludzi do nienawiści wobec innych. Podobieństwa same się nasuwają.
Część badaczy uważa, że do rzezi przyczyniła się fatalna polityka II RP wobec Ukraińców.
Niektóre działania polskich władz w latach 30. rzeczywiście były błędne. Choćby ograniczanie narodowego szkolnictwa ukraińskiego, co wywoływało olbrzymie rozgoryczenie. Podczas pacyfikacji w Galicji w 1930 r. – która była odpowiedzią na akty terroru i akcje sabotażowe ze strony ukraińskich bojówkarzy – żołnierze WP często przekraczali zaś swoje uprawnienia. Dochodziło do nieprzyjemnych szykan. Podobnie było z operacją niszczenia cerkwi nad Bugiem. To także nie było najmądrzejsze. Wszystko to nie poprawiało atmosfery, ale te błędy nie usprawiedliwiają straszliwego ludobójstwa, którego dokonali później ukraińscy nacjonaliści. Taka teza to nadużycie.
Kiedy kierownictwo OUN podjęło decyzję o wymordowaniu Polaków?
Wtedy, gdy uznało, że nadszedł odpowiedni moment – podczas II wojny światowej. Pierwszą przymiarkę do tego zrobiono już zresztą we wrześniu 1939 r. Gdy polskie państwo się załamało na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej doszło do pierwszych ataków na polskich żołnierzy i cywilów. Wtedy jednak działania wojenne szybko się zakończyły, ziemie te znalazły się pod okupacją sowiecką i akcja została wstrzymana. Druga „okazja” nadarzyła się w 1943 r., pod okupacją niemiecką. Wtedy nacjonaliści już poszli na całość.
Jak to się wszystko zaczęło?
Pierwszym aktem rozpoczynającym okres właściwego ludobójstwa był atak na Polaków z Parośli, do którego doszło 9 lutego 1943 r. Do tej wołyńskiej wsi wkroczył oddział UPA dowodzony przez Hryhorija Perehijniaka ps. Dowbeszka-Korobka. Dla niepoznaki ludzie ci podali się za sowieckich partyzantów. Chodziło o to, żeby zmylić ludność. Nacjonaliści po zabraniu żywności nakłonili Polaków, żeby dali się im związać, co miało zabezpieczyć ich przed oskarżeniem o współpracę z bolszewikami. Gdy mieszkańcy byli już skrępowani, zostali zabici.
Zastrzelono ich?
Skądże. Zarąbano ich siekierami i zakłuto nożami. Mężczyzn, kobiety i dzieci. W sumie ok. 150 osób.
A to był dopiero początek…
Niestety. Zbrodni było coraz więcej, a swoje apogeum ludobójstwo osiągnęło w lipcu.
Wszędzie stosowano takie straszliwe metody?
Niemal wszędzie. Już wtedy nazywano to rzeziami i nie było to określenie emocjonalne, ale bardzo precyzyjne. Ludzie ginęli bowiem wskutek ciosów zadawanych narzędziami gospodarczymi.
Jakimi?
Toporami, siekierami, orczykami, widłami, cepami, kosami, a także nożami, które były wykuwane w kuźniach specjalnie do mordowania Polaków. Miały długie, cienkie ostrza, którymi kłuto ofiary w wielu miejscach. W efekcie następował olbrzymi upływ krwi i zgon. Często przepiłowywano ludzi żywcem przy użyciu pił. Topiono w studniach lub łamano kręgosłupy. Zakopywano lub palono żywcem.
Jak ginęły dzieci?
Starsze tak jak dorośli. A niemowlakom rozbijano główki o twarde powierzchnie. Ściany, piece czy kamienie. Nabijano je również na płoty. Szczepan Siekierka, który stoi na czele organizacji zrzeszającej ocalałych z ludobójstwa, opowiadał mi, jak własnoręcznie zdejmował takie dzieci ze sztachet. Miał wtedy 16, może 17 lat. Gdy mi o tym mówił, od zbrodni upłynęło kilkadziesiąt lat, ale nadal był wstrząśnięty.
A kobiety?
Często przed mordem były gwałcone. Gwałcono zresztą także Ukrainki, które pochodziły z mieszanych małżeństw. Nacjonaliści ukraińscy uznawali je za zdrajczynie, uważali, że łącząc się z Polakiem, zhańbiły ukraińską krew. Niedawno spotkałam przedstawiciela pewnej mieszanej rodziny. Opowiedział mi, jak upowcy dokonali zbiorowego gwałtu na żonie i dwóch córkach jego polskiego przodka. Jego samego oczywiście zamordowano. Dziś ta rodzina mieszka w USA, ale owe wydarzenia nadal stanowią dla niej olbrzymią traumę.
Kobiety podobno również w wymyślny sposób okaleczano…
Pewien ocalony z rzezi opowiadał mi, że gdy leżał ranny w szpitalu w Łokaczach, przywieziono tam i położono obok niego kobietę z obciętymi piersiami. Konała obok niego… Na porządku dziennym było też wycinanie noworodków z łona matek i nabijanie ich na widły jako krwawe trofeum.
Trudno słuchać…
… i trudno badać te sprawy. Taka jednak była rzeczywistość i trzeba o tym mówić. Choć staram się o tym cały czas nie myśleć, to tysięcy podobnych relacji, które czytałam i których słuchałam od ocalonych, po prostu nie da się usunąć ze świadomości. To, co się wówczas działo, było istnym piekłem na ziemi, straszliwą eksplozją nienawiści… Czasami trudno mi się pogodzić z tym, że to wszystko naprawdę się wydarzyło.
Można odnieść wrażenie, że te mordy były niemal rytualne.
Weźmy choćby taką historię. W jednej ze wsi w Małopolsce Wschodniej żyła polska rodzina spokrewniona z Ukraińcami. Siostrzeniec matki tej rodziny, który był nacjonalistą ukraińskim, poobcinał głowy członkom tej rodziny i ułożył je na talerzach na stole. Kazał na to patrzeć swojej ciotce, która w efekcie postradała zmysły. To były jakieś groteskowe, teatralne mordy jak ze średniowiecza. Po zakończeniu pogromów nacjonaliści nieraz urządzali tańce i uczty, podczas których świętowano „zwycięstwo”. Rzeczywiście przypominało to jakieś krwawe, pogańskie obrzędy…
Co robiono z ciałami Polaków?
Często po prostu pozostawiano je w zgliszczach wiosek, ale na porządku dziennym były także profanacje. Zabitych wrzucano do gnojówki lub grzebano w miejscach, w których mieszkańcy do tej pory zakopywali padłe zwierzęta. Ich zwłoki traktowano jak padlinę. Inne ciała ćwiartowano. Nawet po śmierci nie mogli darować tym ludziom, że byli Polakami.
Dlaczego właściwie nie używano broni palnej? Chodziło o to, by „nie marnować kul na Polaków”?
Oczywiście pocisków UPA nie miała zbyt wiele, ale to by było zbyt proste wytłumaczenie. Nie da się tak wyjaśnić tego niesamowitego okrucieństwa, wymyślnych tortur, okaleczania i pastwienia się nad Polakami. Wygląda na to, że nacjonaliści czerpali jakąś sadystyczną satysfakcję z dręczenia swoich ofiar. Dlaczego? Zajmuję się tym od wielu lat, ale pozostaje to dla mnie zagadką.
Może było to wywołane tym, że był to konflikt chłopski. A chłop na co dzień obcuje z krwią, z ubojem zwierząt. Może takiej osobie łatwiej zabić drugiego człowieka?
Może to także odegrało jakąś rolę. Jednak te metody mają długą tradycję. Począwszy od powstania Chmielnickiego z 1648 r., poprzez rzeź humańską z 1768 r., rzeź galicyjską z 1846 r., a na pogromach polskich dworów na Ukrainie podczas rewolucji bolszewickiej skończywszy. Wystarczy przeczytać „Pożogę” Zofii Kossak, by przekonać się, że Polacy w 1918 r. byli mordowani tak jak na Wołyniu w 1943. Pewna Wołynianka opowiadała mi kiedyś o piosenkach, które śpiewała jej na dobranoc ukraińska niania. Było w nich wiele drastycznych scen. Obawiam się więc, że mieliśmy do czynienia z kulturą, w którą wrośnięta jest przemoc.
Czy były przypadki, że oprawcy załamywali się psychicznie?
Część z nich rzeczywiście gryzły wyrzuty sumienia. Rozpijali się lub popełniali samobójstwa. Lokalne społeczności często tłumaczyły zaś później wszelkie nieszczęścia, które spotykały oprawców lub ich rodziny, jako „karę” za wcześniejsze mordowanie Polaków.
A jak mordy traktowało ukraińskie duchowieństwo?
Różnie. Zdarzali się księża, którzy potępiali mordy, zdarzali się też tacy, którzy byli obojętni. Jeszcze inni wręcz do nich zachęcali. Tych ostatnich było znacznie więcej wśród kleru greko-katolickiego z Małopolski Wschodniej. Na prawosławnym Wołyniu należało to do rzadkości. Choć i tam święcono w cerkwiach siekiery i noże, którymi miano mordować Polaków. Podczas kazań mówiono zaś o potrzebie oczyszczenia ukraińskiego zboża z polskiego kąkolu.
Czy za większość zbrodni odpowiadają regularne, umundurowane oddziały UPA, czy częściej miały one charakter chłopskich ruchawek, podczas których sąsiedzi rzucali się na sąsiadów?
Było różnie, ale odpowiedzialność spada na OUN i UPA. Nawet jeżeli pogromu dokonywali okoliczni chłopi, to działo się to na skutek impulsu danego przez te organizacje. To one szczuły na siebie ludzi. Organizowano specjalne zebrania dla Ukraińców, podczas których przekonywano, że jeżeli zamordują Polaków, to wszystko będzie ich.
Czyli sporą rolę odegrała także zwykła ludzka chciwość.
To był element mocno pobudzający do udziału w zbrodni. Polscy chłopi byli często zamożniejsi, lepiej zorganizowani niż sąsiedzi. Mieli ładniejsze przedmioty. Historyk IPN Leon Popek opowiadał mi, jak przy którejś wyprawie do Ostrówek i Woli Ostrowieckiej, w których zabito jego krewnych, miejscowe stare Ukrainki powiedziały do Polaków, patrząc na ich ubrania: „To myśmy tyle waszego wzięli i co my dziś mamy? Nic. A jak wy teraz wyglądacie”.
Czy Stepan Bandera ponosi odpowiedzialność za to, co się stało?
Oczywiście.
Ale przecież siedział wtedy w Sachsenhausen.
Siedział, ale to on przygotował grunt do tego, co się wydarzyło. To on był głównym ideologiem UPA, człowiekiem, który głosił potrzebę stworzenia „Ukrainy dla Ukraińców”. Upowcy, którzy mordowali Polaków, wprowadzali w życie jego koncepcje.
Wołyń i Galicja Wschodnia znajdowały się pod okupacją Trzeciej Rzeszy. Czy niemieckie władze wojskowe starały się w jakiś sposób bronić Polaków?
Czasami Niemcy – przerażeni okrucieństwem i agresją bojówek UPA – podejmowali jakieś niemrawe interwencje. Działo się tak jednak na ogół wtedy, gdy zagrożone były ich własne interesy, gdy w wyniku rzezi dezorganizacji ulegała gospodarka rolna i trafiały do nich mniejsze kontyngenty. Aby przeciwdziałać napadom na Polaków, Niemcy rozdali trochę broni lokalnym samoobronom. Było tego jednak niewiele. Czasami przybywali też na miejsce rzezi, ale na ogół za późno.
Kłopotem był chyba system okupacyjny. Niemcy mieli zbyt mało żołnierzy, by kontrolować całe polskie terytorium i obsadzili tylko główne miasta oraz węzły kolejowe.
To prawda. Wsie zostały właściwie pozostawione samym sobie. Niemcy czasami siedzieli tylko w majątkach ziemskich. Ale i stamtąd się powoli wycofywali, gdy zaczęły się napady partyzantki. Czasami Polakom udawało się załatwić obstawę niemiecką do zebrania zboża. Ale i wtedy Niemcy żądali zapłaty w postaci części plonów. Zapewniali oni natomiast Polakom eskortę do zebrania ciał i były wypadki, gdy dokonywali odwetowych pacyfikacji ukraińskich wsi.
A dlaczego Polaków nie broniła Armia Krajowa?
Bo nie była w stanie. Gdy zaczęło się ludobójstwo, była w zasadzie dopiero sieć konspiracyjna zajmująca się zbieraniem broni, kolportażem podziemnych druków czy wywiadem. Oddziały partyzanckie powstały po apogeum rzezi.
Ilu Polaków zamordowali ukraińscy nacjonaliści?
Po długoletnich, szczegółowych badaniach prowadzonych wraz z moim ojcem Władysławem ustaliliśmy, że na Wołyniu zginęło ok. 60 tys. ludzi. W Małopolsce Wschodniej, gdzie rzezie wybuchły z całą mocą pod koniec 1943 r. i trwały najintensywniej do połowy 1944 r., zabito kolejnych 70 tys. W sumie życie straciło więc ok. 130 tys. Polaków.
UPA mordowała także Ukraińców, którzy starali się ratować Polaków.
Tu mogę operować tylko szacunkami, bo nie przeprowadzono w tej sprawie żadnych wyczerpujących badań. Zakładam jednak, że mówimy o kilkuset osobach na Wołyniu i kolejnych kilkuset w Małopolsce. Być może to nie dużo, ale proszę pamiętać, że ci ludzie byli potwornie sterroryzowani przez UPA.
Nacjonaliści terroryzowali członków własnego narodu. Trochę nielogiczne.
Prawda? Zawsze twierdzę, że teza, iż UPA była jedyną reprezentacją narodu ukraińskiego, to jakieś nieporozumienie. Ci ludzie mordowali swoich rodaków w równie okrutny sposób jak Polaków. Wystarczyło podejrzenie, że nie zgadzają się z linią polityczną organizacji czy współczują Polakom. Gdyby ta formacja zrealizowała swój cel i stworzyła państwo, to byłaby to jakaś mini-Trzecia Rzesza. Przyniosłoby to Ukraińcom takie same nieszczęście, jak każdy inny totalitaryzm.
Kiedy zakończyło się ludobójstwo Polaków?
Zbrodnie znacznie zelżały w momencie, gdy ziemie, na których ich dokonywano, dostały się pod okupację sowiecką i znalazły się na niej Armia Czerwona i NKWD.
Ponury paradoks: jeden wróg uratował nas przed drugim.
To prawda. Ale co ciekawe, nawet wówczas ataki całkowicie się nie skończyły. Trwały aż do momentu, gdy Polacy wyjechali z terytoriów Ukrainy do tworzącej się komunistycznej Polski. W województwie tarnopolskim Sowieci zresztą świadomie nie interweniowali, gdy UPA mordowała ludzi. Nie widzieli powodu, dla którego mieliby bronić Polaków. Czyli stosowali mniej więcej taką samą politykę jak wcześniej Niemcy.
Czasami mam wrażenie, że Bandera i UPA tak naprawdę odniosły zwycięstwo. W 1991 r. powstała Ukraina w olbrzymich granicach i właściwie pozbawiona Polaków.
Tak, ta opowieść ma bardzo bolesne, gorzkie zakończenie. Ale niestety historia rzadko była sprawiedliwa. Szczególnie dla Polski.
Ewa Siemaszko zajmuje się badaniem ludobójstwa dokonanego na Polakach na Wołyniu w czasie II wojny światowej. Była współautorką wystaw „Zbrodnie NKWD na Kresach Wschodnich II RP: czerwiec–lipiec 1941” oraz „Wołyń naszych przodków”. Za monografię „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945” przygotowaną wraz z ojcem Władysławem została uhonorowana Nagrodą im. Józefa Mackiewicza w roku 2002.