Ada ma 28 lat. Jej pierwszy mąż nie mógł znieść teścia despoty. Drugiego męża ojciec wziął pod pantofel. Wreszcie Ada nie wytrzymała i uciekła. Pojechała do znajomych - Piotra i Sylwii Najsztubów do Warszawy. "Byłam w depresji. Załatwili mi terapeutę. Uświadomili, że jestem ofiarą przemocy. Że muszę zacząć nowe życie" - mówi dziennikowi Ada.
Fotoreporter Robert, którego kiedyś poznała, pomagał jej przetrwać ciężkie chwile. Zakochała się w nim. Wróciła do domu, do dzieci, ale postawiła mężowi sprawę jasno: odchodzi.
Nie minęły trzy noce, a do mieszkania Ady i Roberta zapukała policja. Powiedzieli, że ojciec oskarżył ją o kradzież pieniędzy i samochodu. Porwali ją i... odstawili do taty. Robert skrzyknął kolegów i odbili dziewczynę. Dopiero jednak po dwóch miesiącach wyszła z ukrycia.
W maju Piotr Najsztub, redaktor naczelny "Przekroju", o zagrożeniu swojego życia dowiedział się od policjantów z Centralnego Biura Śledczego, penetrujących świat przestępczy. Usłyszał, że krąży zlecenie "na jego głowę", a nagroda to 400 tys. zł. Po niecałym miesiącu stołeczni policjanci zatrzymali dwóch Ormian, podejrzewanych o przyjęcie zlecenia.
Sam Najsztub przesłuchiwany przez prokuratora wskazał jako prawdopodobnego zleceniodawcę Romualda Hałabudę, który wielokrotnie miał mu grozić. Powodem było to, że dziennikarz i jego żona udzielili schronienia córce biznesmena.
We wtorek warszawski prokurator postawił beskidzkiemu potentatowi zarzut gróźb karalnych. Ten następnego dnia zorganizował konferencję prasową. Prokuratorów oskarżył o fabrykowanie dowodów, a Najsztuba o to, że pomawiając go mści się za odmowę pożyczki. (jask)
Więcej: Boję się!Boję się!