Tajne osiem kilometrów
"Żadne bezprawne działania państwa przeciwko
obywatelom nie mogą być chronione tajemnicą ani nie mogą ulec
zapomnieniu" - głosi Ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej -
Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowej Polskiemu. Tymczasem
dostęp do informacji na temat działalności aparatu terroru w PRL
jest obecnie bardzo ograniczony. Z dotarciem do archiwaliów
znajdujących się w IPN kłopoty mają nawet pracownicy instytutu -
pisze "Dziennik Polski".
02.05.2005 | aktual.: 02.05.2005 09:44
Upłynie wiele czasu zanim dowiemy się o wielu ciemnych sprawach, które miały miejsce w latach 1944-1990. Między innymi dlatego, że wiele dokumentów mówiących o nich znajduje się w zbiorze zastrzeżonym. Dostęp do niego ma garstka osób i nie mogą one wypowiadać się na ten temat.
Ukryte przed społeczeństwem są też informacje, które opatrzone są sygnaturą "tajności", a takich materiałów jest około 8 km! w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej.
Co dziesiąty dokument znajdujący się w archiwach IPN opatrzony jest gryfem "tajne" lub "ściśle tajne". Oznacza to, że dostęp do takich akt mają jedynie te osoby, które uzyskały tzw. certyfikat bezpieczeństwa. Ale i one mogą jedynie oddać się lekturze tych materiałów w tajnej czytelni IPN. Nie mogą bowiem zawartych w nich informacji w jakikolwiek sposób wykorzystać, również w celach naukowych; nie można też w tajnej czytelni sporządzać na własny użytek notatek i wynieść je na zewnątrz (notatki w tajnej czytelni można robić, ale trzeba je w niej pozostawić). Te 8 kilometrów - to - jak obliczył "DP" - około 70 mln stron.
Klauzulę tajności materiałom IPN-owskim nadają służby specjalne. Prezes Instytutu Pamięci Narodowej nie ma nic do powiedzenia. Może jedynie prosić służby o odtajnienie niektórych dokumentów, ale na "nie" służb nie może się do nikogo odwołać i materiały nadal pozostają tajne. Sytuacja jest o tyle dziwna, że prezes instytutu ma prawo nie zgodzić się na umieszczenie jakichś dokumentów w zbiorze zastrzeżonym, liczącym około 800 metrów.
Jeżeli dodamy zbiór tajny i zastrzeżony, to okazuje się, że około 11 proc. całości zasobów IPN nie może być wykorzystywana przez historyków. Pytani przez "Dziennik Polski" historycy zgodnie twierdzą, że spośród źródeł "tajnych" lub ściśle tajnych", do których dotarli, absolutna większość powinna być jawna.
Dr Antoni Dudek, szef pionu edukacyjnego IPN, do tej pory natrafił na jeden dokument, który od "wielkiej biedy" można byłoby utajnić. Dotyczył on sposobu łączności agentów PRL-owskiego wywiadu z warszawską centralą. Również tylko jeden tego rodzaju dokument spotkał w swojej pracy badawczej Grzegorz Majchrzak z warszawskiego oddziału IPN, współautor (z prof. Andrzejem Paczkowskim), książki "Aparat bezpieczeństwa w Polsce". Prof. Paczkowski też nie widzi sensu utajniania większości źródeł IPN. (PAP)