Szpitale muszą oszczędzać, pacjenci zapłacą zdrowiem
Szpitale w regionie łódzkim zaciskają pasa. Lecznice ograniczają przyjęcia do specjalistów, bo Narodowy Fundusz Zdrowia nie chce im zapłacić za zabiegi wykonywane ponad ustalone limity. Co prawda centrala zdrowia właśnie przyznała województwu łódzkiemu dodatkowe 25 mln zł, ale urzędnicy wprost przyznają, że dla wszystkich lecznic pieniędzy i tak nie wystarczy. Za wszystko jak zwykle zapłacą pacjenci, którzy dłużej postoją w kolejkach do lekarzy.
21.10.2009 | aktual.: 21.10.2009 12:38
W ubiegłym tygodniu minister zdrowia Ewa Kopacz szumnie ogłosiła uruchomienie dodatkowej puli pieniędzy, które mają trafić do szpitali i przychodni zdrowia w całym kraju. Resort zdrowia wysupłał dokładnie 516 mln zł, które mają być zapłatą za tzw. dodatkowe świadczenia medyczne wykonane w 2009 r. Z jednym "ale".
- Te pieniądze przeznaczone będą na procedury, naszym zdaniem, priorytetowe: leczenie onkologiczne, procedury wysoko-specjalistyczne i ratujące życie, według klucza, który w tej chwili ustala prezes Narodowego Funduszu Zdrowia i z taką dyspozycją roześle do oddziałów - mówiła minister zdrowia Ewa Kopacz.
Centrala zdrowia właśnie policzyła, ile pieniędzy i dokładnie za co zapłaci szpitalom. NFZ na razie rozdysponował połowę pieniędzy pomiędzy kilka oddziałów funduszu, w tym łódzki. Z rezerwy centrali zdrowia region dostanie dokładnie 29 mln zł. Najwięcej pieniędzy zainkasują szpitale - 15,5 mln zł. 4,5 mln dostaną przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej, a 9 mln zł NFZ przeznaczył na dopłaty do recept.
Szpitale choć chętnie wyciągają ręce po pieniądze z funduszu, to już szybko policzyły, że to kropla w morzu potrzeb. - Potrzeby szpitali są dużo większe, poza tym pieniądze będą przeznaczone tylko na część procedur. Ponadlimitowych zabiegów jest dużo więcej - mówi Adriana Sikora, rzeczniczka wojewódzkiego szpitala im. Kopernika w Łodzi.
"Kopernik" policzył, że w pierwszym półroczu 2009 roku uciułał nadwykonań za 7 mln zł. Większość pieniędzy centrala zdrowia już oddała. Szkopuł w tym, że za to półrocze nadwykonań będzie znów za około 7 mln zł, a NFZ twardo zapowiada, że nie da już szpitalom ani złotówki.
- Od dawna powtarzamy, że nadwykonania nie będą przez nas finansowane. W tej kwestii nic się nie zmienia. Dodatkowych pieniędzy nie będzie, a tych 25 mln zł jeszcze zabraknie - mówi wprost Anna Leder z łódzkiego oddziału NFZ.
Stanowcze zapowiedzi centrali zdrowia wzięli sobie do serca dyrektorzy szpitali. W szpitalu w Sieradzu szefowie lecznicy już ograniczyli przyjęcia na planowane zabiegi. Nie odmawiają tylko chorym w nagłych przypadkach. - Nie mamy innego wyjścia, musimy trzymać się ustalonych limitów. Nie możemy robić czegoś, za co później nie będziemy mieli zapłacone. Pacjenci się zaczynają skarżyć, ale nic na to nie poradzimy - powiedziała Grażyna Kieszniewska ze szpitala w Sieradzu.
W lecznicy policzyli, że z kasy funduszu należy im się 1,7 mln zł za nadwykonania. Szpital przekraczał limity głównie w poradniach i na rehabilitowaniu pacjentów. Dlatego wyznacza chorym wizyty u specjalisty w... styczniu i lutym. - Liczymy, że w nowym roku coś się zmieni - mówi Grażyna Kieszniewska.
Ale to złudne nadzieje. Adam Fronczak, wiceminister zdrowia z ramienia PSL, w rozmowie z Radiem Łódź już zapowiedział, że w 2010 roku, jeżeli szpitale przekroczą tak zwane limity przyjęć pacjentów, nie mają co liczyć na dodatkowe pieniądze, bo ze względu na spowolnienie gospodarcze do kasy NFZ wpływa coraz mniej pieniędzy z tytułu składek zdrowotnych. Oznacza to, że szpitale jeszcze bardziej będą spoglądać do sakiewki i liczyć, ile zabiegów mogą wykonać, by nie przekroczyć limitów. To z kolei odbije się na pacjentach, którzy dłużej postoją w kolejkach do specjalistów.
- Jeszcze dłużej? Przecież już teraz muszę odczekać swoje. To chore - denerwuje się Paulina Staszczyk, łodzianka, która chciała zapisać się na wizytę do okulisty. Usłyszała, że zostanie przyjęta dopiero w przyszłym roku.
U innych specjalistów wcale nie jest lepiej. W szpitalu im. Barlickiego w Łodzi na wolne łóżko na oddziale neurologicznym trzeba czekać dokładnie 412 dni. Do prowadzonej przez szpital w Głownie poradni chirurgii ogólnej dostaniemy się za ponad 100 dni. Ponad dwa miesiące muszą czekać nawet chorzy w stanach pilnych. Równo dwa miesiące na poradę u chirurga czekają też pacjenci ZOZ-u przy ul. Mireckiego w Tomaszowie Mazowieckim.
Nie psuje to humoru minister zdrowia Ewie Kopacz. Pani minister chwali się, że w tym roku szpitale dostaną w sumie 1,7 mld złotych więcej niż planowano. Pierwsza pula dodatkowych pieniędzy spłynęła do szpitali już w sierpniu.