Szkoły rolnicze niezwykle popularne
Szkoły rolnicze przeżywają prawdziwy renesans. To za sprawą pieniędzy z Unii, bo żeby je dostać, trzeba mieć odpowiednie wykształcenie - informuje "Gazeta Wyborcza".
Jeszcze dwa lata temu Zespołowi Szkół Rolniczych w Krzelowie (woj. świętokrzyskie) groziła likwidacja. W 2003 r. w ogóle nie zrobiono naboru do pierwszej klasy technikum rolniczego, bo nie było chętnych. Teraz to się zmieniło. "Bez problemu utworzyliśmy klasę technikum. Rodzice kalkulują, że jeśli dziecko zostanie na gospodarstwie, to musi mieć kwalifikacje" - mówi dziennikowi Jan Wolf, dyrektor szkoły.
Podobnie sytuacja wygląda w Zespole Szkół Rolniczych w Podzamczu Chęcińskim. Co więcej, tam o możliwości zdobycia wykształcenia rolniczego dopytują się absolwenci liceów ogólnokształcących. "Mamy wiele telefonów od rodziców, którzy chcą przepisać dzieciom majątek i dostać rentę strukturalną. Niektórzy żałują, że wysłali dzieci do liceum i nie zapewnili im wykształcenia rolniczego" - mówi Jacek Sabat, wicedyrektor Zespołu Szkół Rolniczych. To m.in. z myślą o takich uczniach we wrześniu otwarte zostanie w Podzamczu dwuletnie policealne studium zawodowe dające kwalifikacje rolnicze - donosi "Gazeta Wyborcza".
Anna Wojtyś ze Świętokrzyskiej Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa nie ma wątpliwości, że zainteresowanie szkołami rolniczymi ma związek z dotacjami z Unii. W dwóch programach "Młody rolnik" (do 50 tys. zł bezzwrotnej premii) i "Inwestycje" (do 300 tys. zł dotacji) średnie wykształcenie rolnicze jest jednym z warunków otrzymania pieniędzy.
Większość z prawie 700 osób, które w Świętokrzyskiem starają się o te dotacje, takiego wykształcenia nie ma. "Część rolników podpisuje oświadczenie, że w ciągu pięciu lat uzupełni wykształcenie. Inaczej odbierzemy im pieniądze" - tłumaczy Wojtyś. W całym regionie jest już też ponad tysiąc wniosków o przyznanie rent strukturalnych - pisze "Gazeta Wyborcza". (PAP)