PolskaŚwiadkowie zeznawali w procesie ministra Wassermanna

Świadkowie zeznawali w procesie ministra Wassermanna

Inspektor nadzorujący budowę domu dla ministra
Zbigniewa Wassermanna, prywatnie szwagier ministra, i żona
wykonawcy zeznawali przed krakowskim sądem w procesie o
zniesławienie, który minister koordynator ds. służb specjalnych
Zbigniew Wassermann wytoczył 76-letniej emerytowanej nauczycielce
historii z Nowej Huty, Wandzie Gąsior.

27.04.2006 17:00

Oboje byli świadkami obrony. Sprawa dotyczy nieprawidłowości i nieporozumień przy budowie domu Wassermanna przez zięcia oskarżonej kobiety. Sam minister ma być przesłuchany na rozprawie 18 maja.

Każdy etap budowy przyjmowany był bez zastrzeżeń. Nie było jednak odbioru całości, ponieważ najpierw przeszkodziła temu zima, a następnie doszło do nieporozumień między stronami umowy - powiedział dziennikarzom inspektor Wacław K. przed wejściem na salę sądową.

Maria D., żona przedsiębiorcy budującego dom, miała zeznawać przed sądem na temat rozliczeń przedsiębiorcy z ministrem, a szczególnie wartości przekazanego przez ministra w rozliczeniu mieszkania. Wanda Gąsior wnioskowała także o przesłuchanie brata ministra.

To nie jest tak, że pomawiam pana ministra bez dowodów. Wszystko mam udokumentowane, nawet zeznaniami pana ministra z prokuratury - powiedziała oskarżona. Nasze wnioski dowodowe ograniczą się do przesłuchania samego pana ministra - poinformował mec. Woźniak.

Akt oskarżenia powstał, gdy w 2004 roku do Wassermanna, wówczas posła PiS, dotarły pisma, które Wanda Gąsior wysłała do dziennikarki TVP Elżbiety Jaworowicz i prezesa Telewizji Polskiej. Kobieta pisała w nich o gnębieniu prywatnych przedsiębiorców przez nieuczciwych zleceniodawców i jako przykład podawała budowę domu przez swego zięcia dla posła Wassermanna.

Proszony przez TVP o ustosunkowanie się do zarzutów poseł uznał się za pomówionego przez kobietę i sporządził przeciw niej prywatny akt oskarżenia, dołączając kopie innych listów, które Wanda Gąsior wysłała do osób publicznych. Akt oskarżenia trafił do sądu w Warszawie, a następnie, po kilku miesiącach, do Sądu Rejonowego dla Krakowa-Nowej Huty.

Sprawę przekazano do postępowania mediacyjnego, które nie zakończyło się sukcesem. Trzykrotnie na wyznaczany termin mediacji nie stawiał się Wassermann, który w końcu przysłał do sądu pismo, że rezygnuje z mediacji. Jak napisał w oświadczeniu, zrobił to, ponieważ "mediacja w tej sprawie była wykorzystywana przez oskarżoną jedynie celem zdyskredytowania jego osoby w oczach opinii publicznej".

Sama oskarżona przyznała dziennikarzom, że w listach nazwała ministra "oszustem", opisując kłopoty swojego zięcia z wyegzekwowaniem należności od posła za budowę domu. Stwierdziła, że była chętna do mediacji, która mogłaby się zakończyć "przeproszeniem jej przez pana ministra", sama jednak, "za tyle krzywd", nie ma zamiaru przepraszać.

Powoływała się na fakt, że "jeżeli praca byłaby źle wykonana, to nie odebrałby jej inspektor nadzoru". Przyznała także, że sprawdziła oświadczenia majątkowe posła. Wskazują one, że pan Wassermann, podejmując wykończenie swojej willi, nie miał na to pieniędzy- mówiła Wanda Gąsior. Jak podawała prasa, Wassermann w rozliczeniu przekazał przedsiębiorcy budowlanemu swoje mieszkanie.

Obrońca oskarżonej prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka podkreślał, że oskarżona pisząc listy nie miała zamiaru naruszać dóbr osobistych ministra, nie można jej więc przypisać popełnienia przestępstwa.

Inne stanowisko reprezentuje pełnomocnik oskarżyciela. Musimy pamiętać, że to nie była kwestia jednego listu do telewizji, ale listów, które były kierowane do posłów i senatorów. Mogło to spowodować, że min. Wassermann utraciłby dobre imię, stąd zachodziła konieczność jego obrony - wyjaśniał powody oskarżenia mec. Łukasz Woźniak.

W sprawie budowy domu dla ministra krakowska prokuratura postawiła już przedsiębiorcy Januszowi D. (zięciowi Wandy Gąsior) zarzuty narażenia rodziny Wassermannów na niebezpieczeństwo utraty życia lub doznania uszczerbku na zdrowiu oraz oszustwa na kwotę 30 tys. zł. Pięciu innym osobom zarzuciła nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Podejrzanymi są podwykonawca i jego pracownicy oraz dwie osoby, które przeprowadzały kontrolę instalacji elektrycznej przed dopuszczeniem jej do użytkowania.

Powodem zarzutów jest zarówno wadliwa instalacja wanny z hydromasażem, co mogło spowodować porażenie prądem, jak też inne usterki wykazane przez biegłych w kilku ekspertyzach, m.in. wadliwa i niezgodna z projektem konstrukcja i pokrycie dachu oraz usytuowanie wjazdu do garażu. Jak podawała prokuratura, zdaniem biegłych, łączny koszt usuwania stwierdzonych wad przekracza 120 tys. zł.

Na polecenie Prokuratury Krajowej śledztwo w tej sprawie przeniesiono pod koniec ubiegłego roku do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Jak informował prokurator krajowy, Janusz Kaczmarek, choć Prokuratura Krajowa nie znalazła żadnych nieprawidłowości w postępowaniu krakowskiej prokuratury, to sprawa trafi do innej jednostki, by "uniknąć zarzutu stronniczości" (Wassermann jest prokuratorem z Krakowa).

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)