Straż miejska czy straż prezydencka?
Ponad trzydziestu strażników miejskich, zamiast patrolować ulice, pilnuje budynków Urzędu Miasta Łodzi. Jednak okazuje się, że funkcjonariusze czują się w magistracie bardzo potrzebni.
Odwiedziliśmy urząd, obserwując, jak jest chroniony. Praktycznie na każdym kroku trafialiśmy na strażników miejskich. Strażnik pilnuje szlabanu na parkingu od strony pl. Komuny Paryskiej, dwaj inni stróżują przy wejściu do budynku.
Kolejnych czterech spotkaliśmy w pasażu Schillera. Nie patrolowali jednak przejścia między ul. Sienkiewicza i Piotrkowską (w opinii łodzian to ulubione miejsce narkomanów i handlarzy narkotyków), ale... pilnowali wejścia do urzędu i miejsc parkingowych dla urzędników. Kiedy samochód wyjeżdża, strażnik... stawia na wolnym miejscu pachołek, rezerwując miejsce.
Na wyjątkowo nudną wygląda służba przy wejściu z ul. Piotrkowskiej do części zajmowanej przez sekretariaty wiceprezydentów. Często koło tego posterunku przechodzi zaledwie kilka osób w ciągu godziny. Wysunięta placówka to miejsce przy małej sali obrad rady miejskiej. Obok stojącego tam strażnika mysz się nie prześliźnie. Za to dwaj inni na parterze budynku, przy wejściu z dziedzińca, zupełnie nie zwracają uwagi na wchodzących.
- Pozostali patrolują piętra i okolicę urzędu - informuje Radosław Kluska ze Straży Miejskiej. - Chronimy urząd w ramach służby, ale z tego powodu nie zmniejszyliśmy liczby patroli w mieście - zapewnia. Kluska dodaje, że strażnicy przechowują klucze do pomieszczeń w magistracie, a podczas sesji rady miejskiej pilnują porządku przed salą obrad i na balkonie.
(maj)