Strajk nauczycieli. "Jestem maturzystą, wspieram pedagogów"
"To stres, niepewność, czy matury się odbędą, czy uzyskamy promocję? Dla mnie tak nie jest. Stresem natomiast było zawsze to, czy starczy nam do pierwszego" - podkreśla jeden z tegorocznych maturzystów, który zdecydował się poprzeć strajk nauczycieli. O tym, jak wygląda życie rodziny nauczycielskiej, napisał w liście do naszej redakcji.
Trwa strajk nauczycieli. Tegoroczne matury wiszą na włosku. Nie wiadomo też, czy maturzyści otrzymają świadectwo ukończenia szkoły. Do środy nauczyciele powinni wystawić bowiem oceny roczne, potem powinny odbyć się rady pedagogiczne, które muszą je zatwierdzić. Strajk może to uniemożliwić. Na pytanie, czy nauczyciele w czasie strajku mogą brać udział w radach pedagogicznych, wiceminister edukacji Maciej Kopeć odparł w piątek: Dopóki biorą udział w strajku - nie mogą.
Do redakcji Dziejesię napisał jeden z tegorocznych maturzystów. Jak zapewnia, ewentualny brak promocji i niezorganizowanie egzaminów maturalnych, nie są dla niego powodem do stresu. "Chcę pokazać, jak wygląda życie nauczycieli i ich rodzin" - podkreśla w liście.
"Jestem maturzystą. Wspieram nauczycieli"
"Tak ad vocem strajku nauczycieli, który wszystkich bulwersuje. Jestem tegorocznym maturzystą. Mimo to wspieram w 100 proc. pedagogów, zarówno z mojego liceum, jak i moją mamę, która uczy w innej szkole. Spytacie dlaczego? To stres, niepewność, czy matury się odbędą, czy uzyskamy promocje? Dla mnie tak nie jest. Stresem natomiast było zawsze to, czy starczy nam do pierwszego, czy wystarczy na rachunki..." - zaczyna nasz czytelnik.
Jak dodaje, sytuacja rodzinna szybko zmusiła go do podjęcia pracy. "Mieszkam z mamą, która od wielu lat wychowuje mnie sama. Nigdy, ze względu na minimalne przekroczenie progu dochodowego, nie otrzymywałem 500+. Kiedy skończyłem 16 lat, zacząłem pracować, aby mieć na swoje wydatki i odciążyć rodzinny budżet. Oczywiście, źle nie miałem. Są rodziny, które żyją na skraju ubóstwa. U mnie sytuacja i tak wyglądała lepiej" - tłumaczy internauta.
"Z mamą widziałem się dopiero wieczorami"
Nasz czytelnik pisze dalej, że czas na spotkanie z matką miał tylko i wyłącznie wieczorami. "Od razu po szkole wychodziłem do pracy i wracałem wieczorem, wtedy też dopiero spotykałem mamę, która wcale nie wracała jak niektórzy twierdzą o 12, po czterech godzinach pracy. Nie, często była to 16 albo 17. Są przecież papiery, dyżury dla rodziców, rady i masa problemów do samego wieczora. Często mama rozwiązywała problemy wychowawcze, wisząc na słuchawce do późnego wieczora" - podkreśla.
"Nie piszę tego, aby się poskarżyć, bo żyje mi się dobrze i dziękuję Bogu za to co mam. Chciałem natomiast pokazać, jak wygląda faktyczne życie nauczycieli i ich rodzin. Nie mówię, że wszystkich, ale z pewnością w Polsce jest wiele rodzin takich jak moja, którym te 980 złotych podwyżki zrobią ogromną różnicę i sprawią, że rodzina będzie mogła się cieszyć czasem spędzonym razem, a nie ciągłym martwieniem się o budżet domowy" - zaznacza nastolatek.
"Matura poczeka. Walczcie o swoje!"
Kończąc, internauta pisze też, że wolałby, aby nauczyciele w Polsce pracowali jak reszta spłeczeństwa. "Chciałbym, żeby mieli normalny etat zamiast Karty Nauczyciela. O 16 koniec pracy i wyłączony telefon. Może rodzice doceniliby nauczycieli bardziej, gdyby w słuchawce usłyszeli: abonent tymczasowo nieosiągalny. Nauczyciele! Nie poddawajcie się! Matura poczeka. Walczcie o swoje!" - podkreśla nasz czytelnik.
Masz news, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl