"Spiskowcy" mogą wrócić do gry. Morawiecki zagrożony

Przejście PiS do opozycji oznacza dla tej partii nowe zagrożenia. - To będą całkiem inne warunki działania. Nie wszyscy muszą się w nich odnaleźć - przyznają nasi rozmówcy zbliżeni do Nowogrodzkiej. Pewny swojej pozycji nie może być już Mateusz Morawiecki. Wciąż ma za sobą Jarosława Kaczyńskiego, ale jego przeciwnicy nie śpią.

Źródło zdjęć: © East News | Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Michał Wróblewski

Organizacja nowego klubu parlamentarnego PiS będzie głównym wyzwaniem dla Mariusza Błaszczaka. Będzie to niełatwe o tyle, że - jak słyszymy - część posłów, w tym ziobryści, zacznie orientować się na niego, a część - na Mateusza Morawieckiego. Wpływy ma zamiar rozszerzać również prezydent Andrzej Duda.

Dla wielu to ryzykowna sytuacja.

Czy doprowadzi to do konfliktów w opozycyjnym klubie PiS? - To będą całkiem nowe warunki działania. Nie wszyscy muszą się w nich odnaleźć - przyznają nasi rozmówcy, mając na myśli posłów i działaczy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"To co, odwołujemy?"

Poniedziałek, 6 listopada. Przed godz. 16 do siedziby PiS przy ul. Nowogrodzkiej zjeżdżają posłowie i senatorowie klubu PiS. Są zarówno starzy wyjadacze i wieloletni parlamentarzyści, ale też debiutanci, z którymi - jak słyszymy - kilka dni wcześniej spotkał się Jarosław Kaczyński.

Tym razem jednak - ku zdziwieniu wszystkich - prezesa PiS nie ma. Jak nieoficjalnie przyznają nasi rozmówcy, zmogło go przeziębienie. Ponoć niegroźne, ale niektórzy są zaniepokojeni. Jeden z posłów w kuluarach partyjnej centrali pyta: - To co, odwołujemy?

Ale spotkania nikt nie ma zamiaru odwoływać.

Relacjonuje poseł PiS, uczestnik spotkania klubu: - Prowadzenie obrad przejęła Beata Szydło, spotkaniem kierował również Mariusz Błaszczak. Oboje zostali dobrze odebrani, ale ogółem atmosfera miała być grobowa.

Jako ostatni z liderów przemawiał Mateusz Morawiecki. Nie rozwlekał się, mówił dosadnie i rzucał konkretami. Podkreślał zasługi rządu, przytaczał liczby. Podobnie jak inni wzywał do pracy i dyscypliny.

Padły też apele o jedność, zwarcie i gotowość do wytężonego działania w Sejmie i Senacie.

To ma być wstęp do kampanii przed wyborami samorządowymi, które - jak słyszymy - są dla PiS priorytetem.

- Większym niż stworzenie większości w Sejmie? - dopytujemy jednego z polityków.

- Panie redaktorze... - zaczyna nasz rozmówca. - Nikt w stworzenie żadnej większości nie wierzy. Patrzymy do przodu, musimy się przeorganizować i ułożyć się na kolejny rok. Roboty będzie sporo - dodaje.

A kolejny rok to nie tylko wybory samorządowe, ale też europejskie. Jedne po drugich.

Nowe twarze, nowe szanse

Nasi rozmówcy zbliżeni do Nowogrodzkiej mają świadomość, że by powalczyć w obu elekcjach trzeba być "jak jedna pięść". Żadnych konfliktów, wszystkie ręce na pokład.

Jak jednak to zapewnić, gdy dostaje się zimny prysznic? A tym jest odsunięcie od władzy i przejście do opozycji. - To budzi frustrację - słyszymy.

Polityk PiS dodaje: - Role są podzielone. Mariusz zostaje szefem klubu, Mateusz - kierownikiem zespołu rozliczającego Tuska. I tak ma zostać, bo to decyzja Jarosława.

Morawiecki - jak zapowiadaliśmy - faktycznie ma zostać szefem czegoś na kształt gabinetu cieni, czyli quasi-rządu w ławach opozycji.

Jak jednak słyszymy, nie był to pomysł prezesa Kaczyńskiego - jak sugerował nasz rozmówca - ale samego premiera. - To ma być jego szansa na powrót do wielkiej gry - wskazuje jeden z polityków PiS.

"Powrót do władzy tylko z nową twarzą"

A wielka gra to dla Morawieckiego wyłącznie premierostwo. Żaden "żyrandol" i prezydentura, tylko realna władza.

Szkopuł w tym, że wielu polityków PiS nie chce już jego powrotu na fotel szefa rządu. Ba, część przedstawicieli obozu władzy sobie tego nie wyobraża. - Morawiecki miał swoją szansę. Jeśli wrócimy do władzy, to musimy to zrobić tylko z nową twarzą - zwraca uwagę jeden z naszych rozmówców.

Ale czy tymi nowymi twarzami mogliby być Mariusz Błaszczak czy Elżbieta Witek? Oboje firmowali wszak politykę i decyzje Morawieckiego. Pracowali w rządzie, byli czołowymi graczami w przegranej kampanii wyborczej. Nie krytykowali otwarcie szefa rządu.

- Żadne z nich jednak nie było premierem. A i Ela, i Mariusz chcieliby tego - twierdzi jeden z partyjnych działaczy.

"Spiskowcy" nie śpią

Witek i Błaszczak nie są politycznymi sprzymierzeńcami obecnego szefa rządu. Co więcej w 2022 r. oboje uczestniczyli - jak pisał reporter WP Patryk Michalski - w "spisku" przeciwko Morawieckiemu. - On im to nadal pamięta - przyznaje dziś jeden z naszych rozmówców.

Poszło m.in. o personalia, ambicje i wzajemne podkopywanie pozycji - swoich i swoich ludzi. Część ważnych polityków PiS - jak ówczesny wicepremier Jacek Sasin wspierany m.in. przez Szydło, Witek, niektórych polityków ze starej gwardii PiS oraz ludzi Zbigniewa Ziobry - chciało wymiany premiera.

Naturalnym kandydatem dla nich był Błaszczak. Sam szef MON - jak pisały media - miał się zgadzać na spotkania "spiskowców" na terenie siedziby swojego ministerstwa.

Ostatecznie Kaczyński - który w przypływie szczerości w wywiadzie dla Interii przyznał, że takie spotkania faktycznie były organizowane - zdecydował o ochronie pozycji Morawieckiego i utrzymania przez niego funkcji premiera.

Ale dawne waśnie zostały i mogą odżyć w nowej dla PiS rzeczywistości - tej opozycyjnej.

Zwłaszcza że część polityków obozu władzy jest przekonanych, że to m.in. ludzie premiera są odpowiedzialni za złe decyzje podejmowane w kampanii, co doprowadzi do oddania władzy przez PiS.

Ci jednak się bronią i twierdzą, że do porażki doprowadziły błędne ruchy w ciągu ostatnich lat, m.in. złożenie przez grupę posłów PiS wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia prawa antyaborcyjnego.

Ostatnio wprost od tej decyzji odciął się sam Morawiecki, za co został skrytykowany m.in. przez wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza. - Ewidentna różnica zdań. Premier Morawiecki sformułował zupełnie odrębne zdanie niż stanowisko PiS. Ja w tej kwestii mam zupełnie inny punkt widzenia - przyznał w Programie Pierwszym Polskiego Radia były szef MON.

W Wirtualnej Polsce pisaliśmy przy tej okazji, jakie kpiny, a jednocześnie irytację wywołał ostatni wywiad premiera dla Interii. Morawiecki przyznał w nim, że od zawsze był za utrzymaniem tzw. kompromisu aborcyjnego oraz że wyobraża sobie siebie w rządzie, w którym premierem jest… Władysław Kosiniak-Kamysz.

- Premier wyszedł na miękiszona - kpił jeden ze stronników Zbigniewa Ziobry, parafrazując słynne słowa swojego pryncypała.

Jednocześnie nasi rozmówcy z obozu władzy wskazują, że fakt, iż prezydent Andrzej Duda powierzył misję stworzenia rządu Morawieckiemu, może jeszcze bardziej podkopać jego pozycję. Powód? - Zostanie z łatką przegrywa - wskazuje jeden działaczy.

Nikt bowiem w PiS nie wierzy, że Morawieckiemu uda się przekonać 37 posłów z innych partii i stworzyć większość. - Nikt z nim nie chce rozmawiać, bo nikt mu nie ufa. Ma fatalny wizerunek w KO, PSL, Trzeciej Drodze, a Konfederacja nawet nie chce słyszeć o tym, żeby siadać z nim do stołu - twierdzi jeden z polityków.

Inny dodaje: - Dziś problemem Morawieckiego nie jest to, by przekonać do siebie posłów opozycji. Dziś wyzwaniem dla niego jest to, żeby przekonać do siebie niektórych ludzi z własnego klubu.

Większość jednak ma stać za szefem rządu.

Stronnik Morawieckiego krytyką się nie przejmuje: - Wiemy, że Mateusz będzie podkopywany. Ale on się do tego przyzwyczaił, spływa to po nim. Ilu już mu wieszczyło koniec kariery? I co się ostało z tych gróźb?

Zagrożenia unijne. Kluczowa rola Morawieckiego

Morawiecki ma też za sobą ma liczne grono polityków, którzy uważają, że lepszego lidera (nie licząc rzecz jasna prezesa Kaczyńskiego) w partii nie ma. Stronnicy premiera wskazują na jego pracowitość i determinację, a także to, że - mimo porażki w sprawie KPO - wciąż ma zdolności do budowania relacji z liderami państw UE.

- Morawiecki nie może być strącony, bo kampanię przegrali wszyscy. A czasy idą ciężkie. Największym wyzwaniem będzie walka o to, by eurokraci nie przepchnęli tragicznych w skutkach dla Polski zmian, które mogą nas pozbawić prawa weta w UE. To realne zagrożenie. A Morawiecki twardo się temu przeciwstawia i będzie to robił na forum Unii, również w opozycji - wskazuje jeden z ważnych polityków PiS.

Jak słyszymy, do wyborów europejskich w czerwcu 2024 roku w tzw. Zjednoczonej Prawicy będzie spokój. Do poważniejszych sporów może dojść później. Wiele zależy od tego, jakie wyniki osiągnie PiS w przyszłorocznym maratonie wyborczym.

Sporo zależeć będzie też od prezydenta Andrzeja Dudy, który będzie miał zupełnie inną pozycję wobec zmiany rządu i sejmowej większości. To na niego - jak słyszymy - mogą zacząć się orientować ludzie, którzy już myślą o tym, że przywództwo na prawicy będzie musiało się w najbliższych latach zmienić.

Kto je przejmie, pozostaje dziś kwestią otwartą. Pretendentów nie ubywa. Przeciwnie.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Komentarze (580)