"Spiskowcy" mogą wrócić do gry. Morawiecki zagrożony
Przejście PiS do opozycji oznacza dla tej partii nowe zagrożenia. - To będą całkiem inne warunki działania. Nie wszyscy muszą się w nich odnaleźć - przyznają nasi rozmówcy zbliżeni do Nowogrodzkiej. Pewny swojej pozycji nie może być już Mateusz Morawiecki. Wciąż ma za sobą Jarosława Kaczyńskiego, ale jego przeciwnicy nie śpią.
Organizacja nowego klubu parlamentarnego PiS będzie głównym wyzwaniem dla Mariusza Błaszczaka. Będzie to niełatwe o tyle, że - jak słyszymy - część posłów, w tym ziobryści, zacznie orientować się na niego, a część - na Mateusza Morawieckiego. Wpływy ma zamiar rozszerzać również prezydent Andrzej Duda.
Dla wielu to ryzykowna sytuacja.
Czy doprowadzi to do konfliktów w opozycyjnym klubie PiS? - To będą całkiem nowe warunki działania. Nie wszyscy muszą się w nich odnaleźć - przyznają nasi rozmówcy, mając na myśli posłów i działaczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To co, odwołujemy?"
Poniedziałek, 6 listopada. Przed godz. 16 do siedziby PiS przy ul. Nowogrodzkiej zjeżdżają posłowie i senatorowie klubu PiS. Są zarówno starzy wyjadacze i wieloletni parlamentarzyści, ale też debiutanci, z którymi - jak słyszymy - kilka dni wcześniej spotkał się Jarosław Kaczyński.
Tym razem jednak - ku zdziwieniu wszystkich - prezesa PiS nie ma. Jak nieoficjalnie przyznają nasi rozmówcy, zmogło go przeziębienie. Ponoć niegroźne, ale niektórzy są zaniepokojeni. Jeden z posłów w kuluarach partyjnej centrali pyta: - To co, odwołujemy?
Ale spotkania nikt nie ma zamiaru odwoływać.
Relacjonuje poseł PiS, uczestnik spotkania klubu: - Prowadzenie obrad przejęła Beata Szydło, spotkaniem kierował również Mariusz Błaszczak. Oboje zostali dobrze odebrani, ale ogółem atmosfera miała być grobowa.
Jako ostatni z liderów przemawiał Mateusz Morawiecki. Nie rozwlekał się, mówił dosadnie i rzucał konkretami. Podkreślał zasługi rządu, przytaczał liczby. Podobnie jak inni wzywał do pracy i dyscypliny.
Padły też apele o jedność, zwarcie i gotowość do wytężonego działania w Sejmie i Senacie.
To ma być wstęp do kampanii przed wyborami samorządowymi, które - jak słyszymy - są dla PiS priorytetem.
- Większym niż stworzenie większości w Sejmie? - dopytujemy jednego z polityków.
- Panie redaktorze... - zaczyna nasz rozmówca. - Nikt w stworzenie żadnej większości nie wierzy. Patrzymy do przodu, musimy się przeorganizować i ułożyć się na kolejny rok. Roboty będzie sporo - dodaje.
A kolejny rok to nie tylko wybory samorządowe, ale też europejskie. Jedne po drugich.
Nowe twarze, nowe szanse
Nasi rozmówcy zbliżeni do Nowogrodzkiej mają świadomość, że by powalczyć w obu elekcjach trzeba być "jak jedna pięść". Żadnych konfliktów, wszystkie ręce na pokład.
Jak jednak to zapewnić, gdy dostaje się zimny prysznic? A tym jest odsunięcie od władzy i przejście do opozycji. - To budzi frustrację - słyszymy.
Polityk PiS dodaje: - Role są podzielone. Mariusz zostaje szefem klubu, Mateusz - kierownikiem zespołu rozliczającego Tuska. I tak ma zostać, bo to decyzja Jarosława.
Morawiecki - jak zapowiadaliśmy - faktycznie ma zostać szefem czegoś na kształt gabinetu cieni, czyli quasi-rządu w ławach opozycji.
Jak jednak słyszymy, nie był to pomysł prezesa Kaczyńskiego - jak sugerował nasz rozmówca - ale samego premiera. - To ma być jego szansa na powrót do wielkiej gry - wskazuje jeden z polityków PiS.
"Powrót do władzy tylko z nową twarzą"
A wielka gra to dla Morawieckiego wyłącznie premierostwo. Żaden "żyrandol" i prezydentura, tylko realna władza.
Szkopuł w tym, że wielu polityków PiS nie chce już jego powrotu na fotel szefa rządu. Ba, część przedstawicieli obozu władzy sobie tego nie wyobraża. - Morawiecki miał swoją szansę. Jeśli wrócimy do władzy, to musimy to zrobić tylko z nową twarzą - zwraca uwagę jeden z naszych rozmówców.
Ale czy tymi nowymi twarzami mogliby być Mariusz Błaszczak czy Elżbieta Witek? Oboje firmowali wszak politykę i decyzje Morawieckiego. Pracowali w rządzie, byli czołowymi graczami w przegranej kampanii wyborczej. Nie krytykowali otwarcie szefa rządu.
- Żadne z nich jednak nie było premierem. A i Ela, i Mariusz chcieliby tego - twierdzi jeden z partyjnych działaczy.
"Spiskowcy" nie śpią
Witek i Błaszczak nie są politycznymi sprzymierzeńcami obecnego szefa rządu. Co więcej w 2022 r. oboje uczestniczyli - jak pisał reporter WP Patryk Michalski - w "spisku" przeciwko Morawieckiemu. - On im to nadal pamięta - przyznaje dziś jeden z naszych rozmówców.
Poszło m.in. o personalia, ambicje i wzajemne podkopywanie pozycji - swoich i swoich ludzi. Część ważnych polityków PiS - jak ówczesny wicepremier Jacek Sasin wspierany m.in. przez Szydło, Witek, niektórych polityków ze starej gwardii PiS oraz ludzi Zbigniewa Ziobry - chciało wymiany premiera.
Naturalnym kandydatem dla nich był Błaszczak. Sam szef MON - jak pisały media - miał się zgadzać na spotkania "spiskowców" na terenie siedziby swojego ministerstwa.
Ostatecznie Kaczyński - który w przypływie szczerości w wywiadzie dla Interii przyznał, że takie spotkania faktycznie były organizowane - zdecydował o ochronie pozycji Morawieckiego i utrzymania przez niego funkcji premiera.
Ale dawne waśnie zostały i mogą odżyć w nowej dla PiS rzeczywistości - tej opozycyjnej.
Zwłaszcza że część polityków obozu władzy jest przekonanych, że to m.in. ludzie premiera są odpowiedzialni za złe decyzje podejmowane w kampanii, co doprowadzi do oddania władzy przez PiS.
Ci jednak się bronią i twierdzą, że do porażki doprowadziły błędne ruchy w ciągu ostatnich lat, m.in. złożenie przez grupę posłów PiS wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia prawa antyaborcyjnego.
Ostatnio wprost od tej decyzji odciął się sam Morawiecki, za co został skrytykowany m.in. przez wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza. - Ewidentna różnica zdań. Premier Morawiecki sformułował zupełnie odrębne zdanie niż stanowisko PiS. Ja w tej kwestii mam zupełnie inny punkt widzenia - przyznał w Programie Pierwszym Polskiego Radia były szef MON.
W Wirtualnej Polsce pisaliśmy przy tej okazji, jakie kpiny, a jednocześnie irytację wywołał ostatni wywiad premiera dla Interii. Morawiecki przyznał w nim, że od zawsze był za utrzymaniem tzw. kompromisu aborcyjnego oraz że wyobraża sobie siebie w rządzie, w którym premierem jest… Władysław Kosiniak-Kamysz.
- Premier wyszedł na miękiszona - kpił jeden ze stronników Zbigniewa Ziobry, parafrazując słynne słowa swojego pryncypała.
Jednocześnie nasi rozmówcy z obozu władzy wskazują, że fakt, iż prezydent Andrzej Duda powierzył misję stworzenia rządu Morawieckiemu, może jeszcze bardziej podkopać jego pozycję. Powód? - Zostanie z łatką przegrywa - wskazuje jeden działaczy.
Nikt bowiem w PiS nie wierzy, że Morawieckiemu uda się przekonać 37 posłów z innych partii i stworzyć większość. - Nikt z nim nie chce rozmawiać, bo nikt mu nie ufa. Ma fatalny wizerunek w KO, PSL, Trzeciej Drodze, a Konfederacja nawet nie chce słyszeć o tym, żeby siadać z nim do stołu - twierdzi jeden z polityków.
Inny dodaje: - Dziś problemem Morawieckiego nie jest to, by przekonać do siebie posłów opozycji. Dziś wyzwaniem dla niego jest to, żeby przekonać do siebie niektórych ludzi z własnego klubu.
Większość jednak ma stać za szefem rządu.
Stronnik Morawieckiego krytyką się nie przejmuje: - Wiemy, że Mateusz będzie podkopywany. Ale on się do tego przyzwyczaił, spływa to po nim. Ilu już mu wieszczyło koniec kariery? I co się ostało z tych gróźb?
Zagrożenia unijne. Kluczowa rola Morawieckiego
Morawiecki ma też za sobą ma liczne grono polityków, którzy uważają, że lepszego lidera (nie licząc rzecz jasna prezesa Kaczyńskiego) w partii nie ma. Stronnicy premiera wskazują na jego pracowitość i determinację, a także to, że - mimo porażki w sprawie KPO - wciąż ma zdolności do budowania relacji z liderami państw UE.
- Morawiecki nie może być strącony, bo kampanię przegrali wszyscy. A czasy idą ciężkie. Największym wyzwaniem będzie walka o to, by eurokraci nie przepchnęli tragicznych w skutkach dla Polski zmian, które mogą nas pozbawić prawa weta w UE. To realne zagrożenie. A Morawiecki twardo się temu przeciwstawia i będzie to robił na forum Unii, również w opozycji - wskazuje jeden z ważnych polityków PiS.
Jak słyszymy, do wyborów europejskich w czerwcu 2024 roku w tzw. Zjednoczonej Prawicy będzie spokój. Do poważniejszych sporów może dojść później. Wiele zależy od tego, jakie wyniki osiągnie PiS w przyszłorocznym maratonie wyborczym.
Sporo zależeć będzie też od prezydenta Andrzeja Dudy, który będzie miał zupełnie inną pozycję wobec zmiany rządu i sejmowej większości. To na niego - jak słyszymy - mogą zacząć się orientować ludzie, którzy już myślą o tym, że przywództwo na prawicy będzie musiało się w najbliższych latach zmienić.
Kto je przejmie, pozostaje dziś kwestią otwartą. Pretendentów nie ubywa. Przeciwnie.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl