Debiut prezydenta [OPINIA]

Niektórzy z oglądających poniedziałkowe orędzie Andrzeja Dudy mogli zastanawiać się nad przyczynami jego szampańskiego nastroju. Promienne uśmiechy prezydenta nie były jednak sprawą przypadku. Po długich ośmiu latach wegetacji w cieniu Jarosława Kaczyńskiego, Duda wybija się wreszcie na względną samodzielność - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Antoni Dudek.

Andrzej Duda powierzył misję utworzenia nowego rządu Mateuszowi Morawieckiemu
Andrzej Duda powierzył misję utworzenia nowego rządu Mateuszowi Morawieckiemu
Źródło zdjęć: © FORUM | Anatol Chomicz
Antoni Dudek

07.11.2023 | aktual.: 07.11.2023 12:05

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Pierwszą manifestacją względnej samodzielności stało się oczywiście powołanie Marcina Mastalerka na szefa gabinetu prezydenta, którego przed laty nakazał Dudzie usunąć ze swojego otoczenia prezes PiS. Marginalizowany przez lata Mastalerek nie odmówił sobie przy tej okazji złamania tabu dla pisowskiego środowiska, jakim było publiczne stwierdzenie, że lider PiS powinien udać się na polityczną emeryturę.

Oczywiście ci, którzy uznali to za sygnał rozluźniania przez prezydenta związków z jego obozem politycznym, byli w błędzie. W rzeczywistości bowiem Duda uczynił z pomocą ambitnego Mastalerka pierwszy krok w kierunku wzięcia udziału w walce o spadek po Kaczyńskim. Aby jednak mieć w niej jakieś szanse, musi przez najbliższych kilkanaście miesięcy końcówki swej drugiej i ostatniej kadencji prezydenckiej pokazać pisowskiemu aktywowi, że będzie "niezłomnym" obrońcą jego stanu posiadania.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dlatego właśnie, powołując się na "polityczną tradycję", zapowiedział powierzenie misji tworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu, jako kandydatowi "zwycięskiej partii", choć dla wszystkich jest jasne, że to tylko gra na czas.

Dlaczego jednak nie zrobił tego dopiero po upływie dwóch tygodni - po 13 listopada, gdy zbierze się Sejm? To też byłoby zgodne z konstytucją, a dałoby pisowcom łącznie kolejne trzy tygodnie kontrolowania rządowego aparatu. Wydaje się, że prezydent chciał w ten sposób wyprzedzić moment podpisania przez partie demokratycznej opozycji umowy o utworzeniu kordonowej koalicji antypisowskiej, co - sądząc po poniedziałkowej deklaracji Tuska - może nastąpić nawet przed 11 listopada.

Z konstytucyjnego punktu widzenia, w tej fazie tworzenia nowego rządu podpisanie takiej umowy nie ma znaczenia. Jednak wizerunkowo szkodziłoby Dudzie bardziej niż obecnie, gdy wciąż jeszcze może twierdzić, iż sprawa takiej, czy innej większości w Sejmie nie jest przesądzona. A po 13 listopada z niewygodnymi pytaniami na ten temat będzie się już musiał zmagać - maksymalnie przez 14 dni - Mateusz Morawiecki. Później zaś rozpocznie się drugi konstytucyjny krok, w którym - jak wszystko na to wskazuje - kordonowa koalicja przegłosuje powołanie na premiera Tuska.

Jednak na uwagę zasługuje także druga z personalnych decyzji prezydenta ogłoszona w jego ostatnim orędziu. I to nie tylko dlatego, że powierzenie funkcji marszałka-seniora nowego Sejmu politykowi PSL Markowi Sawickiemu kończy spekulacje na temat możliwości odroczenia posiedzenia Sejmu przed wybraniem właściwego marszałka, by tą drogą o kolejnych kilka tygodni opóźnić powstanie nowego rządu.

Hipotetycznie taki scenariusz byłby możliwy, gdyby Duda powierzył rolę marszałka-seniora jakiemuś politykowi PiS w rodzaju Antoniego Macierewicza, który stwierdził ostatnio, że dosłownie każdy dzień trwania rządu Morawieckiego jest bezcenny dla utrzymania niepodległości Polski.

Rzeczywisty cel tego posunięcia jest inny i wpisuje się w ogólną taktykę PiS, przyjętą natychmiast po ogłoszeniu wyników październikowych wyborów. Polega ona na rozmiękczaniu kordonowej koalicji, za której najsłabsze ogniwo uznano PSL.

Pierwszą próbą wyłuskania ludowców z objęć Tuska stało się oczywiście sondowanie, czy Władysław Kosiniak-Kamysz nie zechciałby zostać premierem pisowskiego rządu. Ponieważ odzewu nie było, prezydent podjął teraz próbę działania bardziej długofalowego, dowartościowując tego ze znaczących polityków PSL, który znany był z najmniej antypisowskiej postawy. Bowiem to właśnie Duda, a nie Kaczyński będzie miał teraz, aż do lata 2025 roku, znacznie więcej możliwości doprowadzenia do osłabienia parlamentarnej większości, która za kilka tygodni wykreuje rząd Tuska.

Czy to się uda, tego oczywiście nikt dziś nie jest w stanie przewidzieć. Jednak prezydent, inspirowany przez ambitnego szefa swojego gabinetu, będzie teraz - w miarę zderzania się nowego rządu z licznymi problemami wewnętrznymi - testował scenariusz "odwrócenia sojuszy", który mógłby hipotetycznie zapewnić mu w przyszłości pierwsze miejsce w ustawiającej się właśnie kolejce pretendentów do spadku po prezesie Kaczyńskim.

Prof. Antoni Dudek* dla Wirtualnej Polski

*Antoni Dudek - historyk i politolog z UKSW, prowadzi na YouTube kanał "Dudek o historii", autor wielu książek, m.in. o najnowszej historii: "Od Mazowieckiego do Suchockiej. Pierwsze rządy wolnej Polski", "Historia polityczna Polski 1989-2015", "Pierwsze lata III Rzeczypospolitej 1989-2001".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1142)