Fundamentalna przyczyna porażki PiS [OPINIA]
Analiza przyczyn wygranej PiS, która szybko okazała się przegraną, będzie przedmiotem wielu prac naukowych. Ograniczę się zatem do fundamentalnej przyczyny. PiS przegrało z powodu jakości swoich rządów oraz prowadzonej polityki oblężonej twierdzy. Ryzykowna kampania była jedynie pochodną tych czynników. Pytanie, co dalej? - pisze dla Wirtualnej Polski Barbara Brodzińska-Mirowska.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
Po porażkach wyborczych partie polityczne rehabilitują się długo, o ile nie kończą politycznego życia. Bywa, że nawet latami. Aby daleko nie szukać przykładów, wystarczy wymienić Lewicę, czy PO.
PiS czeka jednak znacznie poważniejsza przeprawa, ponieważ jednocześnie trochę wygrało i mocno przegrało. Proces politycznej rekonwalescencji będzie bolesny. Partia Jarosława Kaczyńskiego wpadła bowiem we własne sidła i uwierzyła we własną propagandę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Stanąć w prawdzie"
Marcin Mastalerek, świeżo mianowany szefa gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy, doradził PiS, aby - szukając przyczyn porażki - "stanąć w prawdzie". Rada dobra, ale może być z tym jednak trudno.
Pierwsza sprawa to rozliczenia. Analizy kampanii są oczywiście konieczne. To podstawa. Partia musi zadać dziś sobie fundamentalne pytania. Także o to, w oparciu o jakie dane prowadzona była kampania.
Póki co analiza dotyczy wyłącznie personaliów, które wywołują w PiS niemałe emocje. Poszukiwanie winnych, tarcia pomiędzy poszczególnymi frakcjami, których rezultatem jest dymisja sekretarza generalnego PiS Krzysztofa Sobolewskiego, budzą wśród kolegów z partii bardziej zdziwienie niż zrozumienie. Środowisko wydaje się nieco oszołomione przebiegiem wypadków, o czym świadczy strategia komunikacyjna, która sugeruje wyparcie faktu, że tego rządu utworzyć się nie da.
Drugie wyzwanie dotyczy wyborów, które odbędą się już na wiosnę 2024 roku. W tej nerwowej atmosferze partia będzie musiała przygotowywać się do wyborów samorządowych i zaraz po nich - do europarlamentu.
Trzymanie nerwów na wodzy będzie z założenia trudne. Aktywności nowej większości rządowej, która zapowiada rozliczenia i audyty, będą dla PiS solą w oku w ciągu kampanii wyborczych oraz czynnikiem zmuszającym tą partię do wiecznej defensywy.
Jeśli partie opozycyjne będę rzeczywiście konsekwentne w działaniu, a na to się zanosi, wiele osób z odchodzącego za chwilę środowiska politycznego PiS będzie być może mierzyć się z prawnymi konsekwencjami swoich działań. W takiej sytuacji reakcją jest często atak i zamknięcie się w oblężonej twierdzy. To dość częste po porażkach partii tego typu, ale skutkiem jest jeszcze większa radykalizacja. Tym razem jednak trudno będzie zamknąć w oblężonej wiedzy także swoich wyborców, tym bardziej, że PiS nie będzie już kontrolować mediów publicznych, a publiczne źródła finansowania prywatnych mediów reprezentujących narrację PiS szybko wyschną.
Scheda po Kaczyńskim
Tu dochodzimy do problemu, który tylko z pozoru dziś wydaje się trzecioplanowym. Chodzi o schedę po Jarosławie Kaczyńskim. Ambicje takie ma kilka osób na czele ze Zbigniewem Ziobro oraz Andrzejem Dudą. Mateusz Morawiecki, jako wciąż nieco obcy, a dodatkowo niezdolny do utworzenia kolejnego rządu, nie ma dziś na to wielkich szans.
W związku z tym już dziś w partii pojawiają się zapewne myśli: "kto po Jarosławie Kaczyńskim?", nawet jeśli pytania nie padają głośno i oficjalnie.
Prezes wprawdzie odpowiedzialności za porażkę wyborczą na siebie nie wziął, ale pojawia się coraz więcej pytań dotyczących jego przywództwa. W tym jedno płynące wprost z Pałacu Prezydenckiego.
Pojawiają się dyskusje o tym, co PiS może mieć do zaoferowania swoim wyborcom. Jeśli zdecyduje się utrzymać kurs, to partię czeka dalsza radykalizacja. To zaś poważnie zwiększa ryzyko pęknięcia środowiska i intensyfikacji napięć frakcyjnych.
I tu dochodzimy do ostatniego wyzwania. Ma ono bardziej strategiczny charakter, bo chodzi o elektorat. Z badań powyborczych wiemy, rządy PiS opierały się przede wszystkim na poparciu ludzi starszych, w dużej części z mniejszych miejscowości i ze wsi. PiS w ostatnich latach robiło wszystko, aby zakotwiczyć się w tym elektoracie. Agresywna kampanii wyborcza pogłębiła tylko problem, który PiS ma od lat.
Na horyzoncie nie widać bowiem perspektyw pozyskanie innych grup wyborczych, tym bardziej, że demografia i upływ czasu są nieubłagane. Chociaż na polityczny rynek każdego roku wejdą nowe roczniki, to PiS ma znikome szanse na poszerzenie swoich możliwości w tym zakresie. Jego jedynym zasobem są dziś coraz starsi wyborcy.
PiS na marginesie demokracji
Wreszcie - last but not least - partia ta osunęła się na margines demokracji. I to jest dziś zasadniczy problem Prawa i Sprawiedliwości. Nie mam jednak pewności, czy uświadomiony.
PiS bowiem - jak przystało na populistów - hasła demokratyczne ma na sztandarach i zdaje się nie rozumieć, że właśnie przez autokratyczny styl sprawowania władzy nie ma dziś potencjału koalicyjnego. A wyborcy ruszyli tak masowo do punktów wyborczych, żeby dać zwycięskiej koalicji ugrupowań opozycyjnych mandat do odsunięcia PiS od władzy. Bilans stanu demokracji po dwóch kadencjach rządów Zjednoczonej Prawicy mówi wszystko.
Z pewnością jednak przypadek PiS będzie bardzo interesujący pod względem analizy ewolucji, jaką przeszło to ugrupowanie od momentu powstania, do momentu trzeciej - historycznej wygranej w wyborach parlamentarnych, która jednocześnie okazała się równie historyczną przegarną.
Barbara Brodzińska-Mirowska* dla Wirtualnej Polski
*Autorka wykłada w Katedrze Komunikacji, Mediów i Dziennikarstwa UMK w Toruniu, jest autorką Podcast460.