Wyborcze układanki na prawicy [OPINIA]

Ambicje Zbigniewa Ziobry są z pewnością większe niż bycie liderem przybudówki Prawa i Sprawiedliwości. Wyborcza porażka PiS i Konfederacji otwiera wiele możliwości po prawej stronie. Sytuacja Suwerennej Polski jest jednak gorsza, niż wskazywałaby na to tylko parlamentarna arytmetyka - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.

Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro w Sejmie
Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro w Sejmie
Źródło zdjęć: © EASTNEWS | STANISLAW KOWALCZUK
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Są takie nieobecności, które nie wynikają z przypadku, ale są wyraźnym znakiem. Tak trzeba czytać fakt, że podczas wieczoru wyborczego Prawa i Sprawiedliwości, kiedy politycy Zjednoczonej Prawicy musieli razem znosić gorycz porażki, zabrakło Zbigniewa Ziobry. Ten doświadczony polityk zorientował się, że - z punktu widzenia jego osobistego i jego partii - na tym etapie koalicja z PiS nie jest już niezbędna, a fotografie ze zmęczonym i osłabionym Jarosławem Kaczyńskim na nic się już nie zdadzą.

Szansa na nowe rozdanie, na przeformatowanie prawej (radykalnie prawej) strony sceny politycznej została (ponownie, a przypomnijmy, że Ziobro już próby podejmował), gdy okazało się nie tylko, że rząd będzie tworzyć centrolewicowa (choć z pewnym, istotnym komponentem centroprawicowym) opozycja, ale też, że Konfederacja która miała być (posługując się określeniem jednego z jej komponentów) "nową nadzieją" dla pewnej grupy wyborców, także przegrała swoją szansę.

To oznacza, że polityk, który na prawicy odniósł relatywny sukces (bo Suwerenna Polska miejsc w Sejmie nie straciła, choć nie zyskała też nowych), może wyrastać na nowego lidera.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

I to właśnie tak należy - jak sądzę - czytać informacje o tym, że "ziobryści" rozważali stworzenie własnego klubu parlamentarnego.

Co by to dla nich oznaczało? Po pierwsze - prawo do własnego wicemarszałka Sejmu (a to konkret polityczny), a także szefów i wiceszefów sejmowych komisji. Po drugie - niezależność od rozliczającego się z własnymi błędami (ale kosztem innych) Kaczyńskiego. Po trzecie - zamanifestowanie własnej niezależności i otwarcia na inne stronnictwa prawicy, a także potencjalnego odcięcia od niektórych działań PiS i wreszcie - po czwarte - możliwość wzmacniania struktur i wizerunku niezależnej od Kaczyńskiego prawicy.

To wszystko są realne zyski, których ani Ziobro, ani jego ludzie nie powinni lekceważyć, szczególnie, że ani Kaczyński nie jest wieczny, ani PiS po jego politycznej emeryturze nie musi wyglądać tak, jak teraz. Warto się na taką sytuację przygotować.

Zbliżenie z Konfederacją?

Istotne z perspektywy tej analizy może być także dla "ziobrystów" to, że znaczące osłabienie Konfederacji, odcięcie się przez jej liderów od Janusza Korwin-Mikkego, wzmacnia w tej formacji skrzydło narodowe, które jest politycznie bliższe Suwerennej Polsce niż nurt libertariański.

Słabość organizacyjna Konfederacji (na którą narzekają jej liderzy) może zaś skłaniać do szukania sojuszów z partiami, które choć nie są identyczne, to jednak posiadają silniejsze i stabilniejsze struktury, a do tego są - w obecnym układzie sejmowym - znacząco większe.

Sukces Trzeciej Drogi, to znaczy wzajemnego wspierania odmiennych partii, może także być ważną lekcją dla polityków prawicy, którzy chcieliby zbudować realną alternatywę (albo przynajmniej realnego, a nie pozornego sojusznika) dla PiS. Suwerenna Polska i Konfederacja, gdyby chcieć budować taką realną strukturę, byłyby na siebie skazane.

Oczywiście trzeba tu brać pod uwagę także kwestie emocjonalne czy wizerunkowe. Konfederacja szła do wyborów z postulatem "wywrócenia stolika" (choć raczej potknęła się przy tej czynności o własne nogi), przy którym to siedzieli politycy Suwerennej Polski.

Projekt, który opłaci się także Prawu i Sprawiedliwości?

Tyle że nie takie mariaże w polityce się zdarzały, a część z polityków Suwerennej z przyjemnością wywróci stolik, przy którym do niedawna siedziała. Nie brakuje też polityków, którzy mogliby być swoistym pomostem między tymi dwoma środowiskami. Trudniejsze może to być dla Konfederacji, szczególnie dla jej libertariańskiej czy liberalnej części, ale… spór z Korwinem-Mikke czy próba stępienia jednego z ostrzy może ich także otwierać na taką przyszłą koalicję.

Taki projekt, co paradoksalne, może się opłacać także Prawu i Sprawiedliwości. Jeśli bowiem Suwerenna Polska zdecyduje się na własny klub, to partie post-pisowskie (PiS i Suwerenna) będą miały podwójne reprezentacje wśród wicemarszałków, szefów i wiceszefów komisji.

Jeśli powstaną - jak zapowiada obecna opozycja - komisje śledcze - to także w nich zasiadać będą "podwójne" reprezentacje. A potencjalny - możliwy, choć w nieco dalszej perspektywie - sojusz z Konfederacją jeszcze wzmacniałby tę stronę. Z tej perspektywy to czysty zysk.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości pozbywaliby się także, co nie bez znaczenia, jednego z kandydatów do przejęcia władzy po Kaczyńskim, a także otwierali sobie drogę (potencjalną, choć wcale niekonieczną) do złagodzenia własnego przekazu. Winę za przesadę, antyeuropejskość, ale nawet za źle przeprowadzoną reformę wymiaru sprawiedliwości można by zrzucić na Ziobrę i jego środowisko, i spróbować (wiem, że to niełatwe, ale nie takie rzeczy się w polityce działy) wrócić nieco bardziej do prawego narożnika centrum.

Tam jest wprawdzie PSL, ale bez wyborców tego pokroju PiS nie ma co liczyć na wygranie wyborów (szczególnie prezydenckich).

Nowa Lewica da wiatr w żagle prawicy?

Ale jest jeszcze jeden element, o którym warto pamiętać. Ziobro, nawet jeśli kiedyś stworzy samodzielny klub i pójdzie w bardziej prawy narożnik, nadal jest w pewnym sensie zależny od PiS. To on jest jednym z głównych przeciwników i celów ataku nowej tworzącej się właśnie koalicji rządowej, to jego reformy są na celowniku Komisji Europejskiej i to on uważany jest za głównego autora najgorszych z punktu widzenia praworządności reform.

Otwarta walka z PiS oznacza zdjęcie z niego parasola ochronnego i rzucenie go przez prezydenta oraz PiS na pożarcie opozycji. To partii Kaczyńskiego będzie się nawet opłacać, ale Suwerennej Polsce z pewnością nie. I zarówno on sam, jak i jego partia, a także potencjalni jej sojusznicy, muszą o tym pamiętać.

Racjonalna, logiczna analiza nie może pomijać także względów ambicjonalnych i emocjonalnych. A te po prawej stronie są często szczególnie mocne. I właśnie one mogą sprawić, że myślenie o potencjalnym sojuszu Konfederacji z Suwerenną Polską mogą się nigdy nie spełnić.

Paradoksalnie jednak, i o tym też zapominać nie wolno, jedną z sił politycznych, która do takiego zjednoczenia może się przyczynić, jest Nowa Lewica. Jej dążenie do jak najszybszej realizacji wszystkich, nawet nie mających masowego poparcia społecznego postulatów, pomysł, by na ministra edukacji i nauki wprowadzić przedstawicielkę partii Razem, nie tylko bardzo wzmocni prawe skrzydło sceny politycznej, ale także da mu nowy wiatr w żagle.

Może się więc okazać, że jak Przemysław Czarnek wzmocnił lewicę i stał się jednym z ojców szerokiej koalicji centrolewicowej i centrowej, tak Nowa Lewica da wiatr w żagle projektom prawicowym.

I o tym też warto pamiętać.

Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski

*Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła, jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (722)