"Duda chce wrócić do politycznej gry". Prezesowi się to nie podoba

Prezydent Andrzej Duda próbuje wykorzystać czas na utworzenie nowego rządu, by umocnić swoją pozycję na scenie politycznej. Jak wynika z nieoficjalnych rozmów Wirtualnej Polski, przeciąganie decyzji dotyczącej desygnowania premiera i spotkania z liderami opozycji to też rewanż na Nowogrodzkiej. Wszystko przy rosnących ambicjach politycznych.

Przez osiem lat prezydentury Andrzeja Dudy trudno było mówić o chemii z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim
Przez osiem lat prezydentury Andrzeja Dudy trudno było mówić o chemii z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | Wojciech Olkusnik
Sylwester Ruszkiewicz

Po ogłoszeniu wyników wyborów to prezydent Andrzej Duda przejął polityczną inicjatywę - korzystając z zapisów konstytucji. To w jego rękach leżą decyzje dotyczące nowego rządu. I Duda chętnie z nich skorzysta.

Dlatego właśnie zorganizował konsultacje z przedstawicielami partii politycznych, które dostały się do Sejmu. W czwartek prezydent wygłosił oświadczenie i przekonywał, że w jego ocenie jest dwóch kandydatów na premiera: Mateusz Morawiecki i Donald Tusk.

I jak mówił - od obu słyszał, że mają za sobą większość parlamentarną (choć PiS ma 194 mandaty, a opozycja, czyli Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica - 248). Wskazał też, że pierwsze posiedzenie Sejmu zaplanowane jest na 13 listopada.

W efekcie maksymalnie do 27 listopada Andrzej Duda będzie musiał desygnować kandydata na premiera. A kolejne 14 dni to czas na exposé i głosowanie nad wotum zaufania dla nowego rządu. Gdyby wypadło na Morawieckiego, to głosowanie (przy dzisiejszej matematyce sejmowej) po prostu by przegrał.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zanim jednak decyzje dotyczące premiera zapadną, prezydent raz po raz wysyła w kierunku Nowogrodzkiej sygnały świadczące o tym, że znowu chce liczyć się na politycznej scenie. W rozmowach z Wirtualną Polską przyznają to osoby z otoczenia Dudy.

Najpierw jego najbliższy współpracownik Marcin Mastalerek (jeszcze jako doradca prezydencki) skrytykował kampanię wyborczą obozu Zjednoczonej Prawicy. Powiedział wprost, że prezes PiS Jarosław Kaczyński powinien odejść na polityczną emeryturę. I jak słyszymy w Pałacu - Duda doskonale zna poglądy podwładnego.

Już po nominacji na szefa gabinetu prezydenta (którą odebrał w dniu spotkania z przedstawicielami PiS) ten sam Mastalerek przekonywał, że to Kaczyński jest odpowiedzialny za porażkę PiS w wyborach.

W tym samym okresie, mimo presji ze strony Nowogrodzkiej, Duda nie wskazał też jednoznacznie Morawieckiego jako kandydata na premiera.

"Nie podjąłem jeszcze decyzji" albo "muszę to rozważyć" - tak prezydent argumentuje brak wskazania kandydata na szefa rządu. I choć mówi o "dwóch kandydatach", to jednocześnie wprost przyznaje, że widzi opozycyjne deklaracje o większości sejmowej w przyszłym parlamencie.

"Punkt ciężkości będzie teraz w Pałacu"

- To prezydent ma teraz najwięcej instrumentów blokowania opozycji i jej zakusów zmian tego, co zrobił w ciągu ośmiu lat rządzenia PiS. Partia ze swoimi 194 głosami zostanie przegłosowana - mówi anonimowo Wirtualnej Polsce jeden ze współpracowników Andrzeja Dudy. A to oznacza, że jeżeli cokolwiek w przyszłych latach zostanie po reformach PiS - to wpływ na to będzie miał właśnie Pałac.

- Andrzej Duda dysponuje wetem czy możliwością skierowania ustaw do Trybunału Konstytucyjnego. Punkt ciężkości będzie teraz w Pałacu, który może się stać głównym ośrodkiem utrzymania pisowskich zdobyczy. Prezydent zdaje sobie z tego sprawę i pokazuje to Nowogrodzkiej - przyznaje wprost.

W jego ocenie kierownictwo PiS - i tzw. twardy partyjny beton - najchętniej wysłaliby Dudę na polityczną emeryturę, a nie Kaczyńskiego.

- Duda, przy pomocy m.in. Mastalerka, będzie teraz pokazywał, ile od niego zależy. I to, że może i chce być w przyszłości jednym z liderów prawicy. Ale nie ma łatwego zadania. Z jednej strony są jasne oczekiwania jego środowiska politycznego, że zawsze będzie stał po ich stronie. A z drugiej strony zostało mu siłą rzeczy niedużo prezydentury (do 2025 roku - red.). I nie może działać tak, by sobie przekreślić jakąkolwiek dalszą karierę - ocenia nasz rozmówca.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z kolei kolejna osoba z otoczenia Kancelarii Premiera mówi nam, że właśnie słowa z Pałacu - wysyłające na emeryturę prezesa PiS - zostały odnotowane jako "wejście do ostrej gry politycznej" Dudy. - Prawdopodobnie o schedę po Kaczyńskim - wskazują nasi rozmówcy.

- O schedę po Kaczyńskim Dudzie nie będzie łatwo, bo w tej chwili nie ma potencjału lidera i politycznego zaplecza. Zarówno prezydentowi, jak i prezesowi kończy się kadencja w 2025 roku. Prezydent zapewne będzie chciał zdobyć wtedy coś dużego w PiS i na centroprawicy. Dziś chce pokazać się jako "rozgrywający" - mówi nam drugi rozmówca.

Oficjalnie o politycznych ambicjach prezydenta nikt nie mówi. Współpracownicy wskazują, że wykorzystuje uprawnienia konstytucyjne. I tyle.

"Tak w PiS będzie to odbierane"

Czy więc powołanie Mastalerka na szefa gabinetu prezydenta i jego wystąpienia to celowa zagrywka Dudy? I cios w Nowogrodzką za wiele upokorzeń ze strony polityków PiS?

- Czy tak jest? Nie wiadomo, ale na pewno tak może być w PiS odbierane. Współpracownicy prezesa będą mu mówić, że Duda to specjalnie zrobił. Będą pokazywać mu te wywiady. I nieważne, jaką prezydent miał intencję, tak będzie to w PiS interpretowane - uważa nasz informator.

Słowa o wysłaniu na emeryturę Kaczyńskiego zabolały Nowogrodzką i to bardzo - mówi nam kolejny rozmówca.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pytany przez Wirtualną Polskę polityk z otoczenia Nowogrodzkiej mówi wprost: - Wszyscy wiemy, że Mastalerek nie powiedziałby słów o emeryturze dla Kaczyńskiego bez zgody prezydenta.

- W PiS nowy szef gabinetu prezydenta odbierany jest jako mściwy typ, bardziej zawzięty niż Duda. Jak go do klubu parlamentarnego PiS wysłaliśmy przed laty, to już w ciągu pierwszego tygodnia pracy pokłócił się ze wszystkimi - mówi nam jeden z polityków PiS.

I pyta retorycznie: - Kogo Duda chce rozgrywać, skoro do tej pory nic w PiS nie zbudował?

- Co by nie mówić o Kaczyńskim, to prezes zbudował przez 30 lat Prawo i Sprawiedliwość. Zarówno od strony finansowej, personalnej jak i organizacyjnej - podkreśla polityk PiS.

Po tym, jak prezydent w czwartek oświadczył, że jest dwóch kandydatów na premiera, prof. Jarosław Flis w rozmowie z Wirtualną Polską ocenił, że są "trzy opowieści" decyzji Dudy.

- Jedna oficjalna: trzeba zachować spokój i stosować się do procedur. Druga, że prezydent daje czas na "pakowanie kuwet" swoim kolegom. A trzecia, że prezydent chce podręczyć swoją macierzystą partię, a w szczególności Kaczyńskiego i Morawieckiego, za te wszystkie upokorzenia, które mu zaserwowali w minionych latach - mówi WP prof. Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1920)