"Służby PRL wiedziały o zamachu na Jana Pawła II"
Służby w PRL wiedziały o planach zamachu na Jana Pawła II - taką wiadomość polski oficer miał przekazać generałowi Giuseppe Cucchiemu, szefowi Cesis (komitetu koordynującego pracę włoskiego wywiadu wojskowego).
10.02.2007 18:00
Wersja wydarzeń według generała Cucchiego, polemiczna z tą, jaka zawarta jest w artykule na łamach "Wprost", została przedstawiona w najnowszym numerze włoskiego tygodnika "L'Espresso".
W publikacji zatytułowanej "W Warszawie wiedzieli o Agcy" przytoczona jest relacja generała Cucchiego, który prostuje niektóre wiadomości, przekazane przez "Wprost" na jego temat i stanowczo dementuje pojawiające się tam sugestie, jakoby mógł mieć powiązania z KGB.
Przede wszystkim jednak obecny koordynator włoskich służb specjalnych, bliski współpracownik premiera Romano Prodiego przyznał, że w roku 1987 (a nie w 1985 według polskiego tygodnika) poznał w Kairze oficera o nazwisku Bąk. Jak dodaje, Polak "zwłaszcza, kiedy wypił" pozwalał sobie na ostre słowa przeciwko Rosjanom. Z Rzymu obecny generał, wówczas attache wojskowy w Egipcie, otrzymał polecenie, by spróbował zwerbować polskiego oficera. Kiedy Włoch zwrócił się do niego z propozycją współpracy z krajem NATO, Bąk ją odrzucił oświadczając, że nie zamierza uciekać z Polski, bo ojczyzna go potrzebuje i chce prowadzić walkę o wyrwanie się, jak to ujął, spod rosyjskiej niewoli.
Wprawdzie, jak zauważył generał Cucchi, "człowiek z Warszawy" nie dał się zwerbować, ale wyraził gotowość ujawnienia sekretu, dotyczącego zamachu na papieża. Usłyszawszy to włoski oficer zawiadomił o tym natychmiast wywiad wojskowy Sismi, który polecił mu nagrać rozmowę z Polakiem. Ten zaś podczas następnego spotkania powiedział mu, że polskie służby wiedziały o przygotowywanym spisku na życie Jana Pawła II, i że on sam widział dokumenty w tej sprawie. Kiedy zaś podjął działania i próbował rozmawiać o tym ze swymi zwierzchnikami, został przesunięty na inne stanowisko, a następnie wysłany do Kairu.
Z relacji włoskiego generała wynika, że na koniec swej zarejestrowanej wypowiedzi polski oficer miał powiedzieć: Teraz daj to nagranie swoim. Mamy nadzieję, że nie będzie ono nigdzie krążyło, bo w przeciwnym razie znajdzie nas bułgarski zabójca z zatrutym parasolem. Cucchi opowiedział następnie, że nagranie to wysłał wywiadowi wojskowemu Sismi, od którego otrzymał potem odpowiedź: Nie widzimy potrzeby podjęcia działań. Przekazane informacje są ogólnikowe i nie ma w nich żadnego nazwiska.
Generał dodał, że jego polski kolega nie powrócił już do Kairu po wakacjach w 1987 roku, gdyż jak mu wyjaśniono w polskiej ambasadzie miał problemy z sercem.
Tymczasem trzy lata później, już po upadku muru berlińskiego, spotkał się w Paryżu na międzynarodowej konferencji ze swym znajomym z Kairu, który był w otoczeniu Lecha Wałęsy. Według słów Cucchiego, Polak rzucił mu się w ramiona wyznając, że miał kłopoty z powodu nagrania i znalazł się nawet w więzieniu. Polski oficer powiedział mu wtedy również, że włoskie służby popełniły błąd, przekazując uzyskane od niego wiadomości do Watykanu, gdzie, jak przypomniał, byli agenci KGB, także wśród młodych księży z krajów afrykańskich. Generał Cucchi twierdzi, że polski oficer ujawnił mu wtedy, że tajne informacje od niego miał przekazać stronie polskiej młody ksiądz z Ghany.
Na zakończenie swej wypowiedzi dla tygodnika "L'Espresso" generał Giuseppe Cucchi wyraża opinię: Nie wiem, czy to, co mówił mi Bąk, było wiarygodne. Z całą pewnością brzmiało to jako coś możliwego.
Zapewnił również, że żyją wszystkie osoby, które w 1987 roku były w tę sprawę zaangażowane po stronie włoskiej, także jego szef z wywiadu wojskowego.
Dlatego, jego zdaniem, łatwo byłoby zrekonstruować wszystkie okoliczności związane z przekazaniem tajnej informacji włoskiemu wywiadowi. (js)
Sylwia Wysocka