Łódzka prokuratura, która prowadziła śledztwo w sprawie seksafery, oskarżyła byłego działacza Samoobrony o usiłowanie poplecznictwa, czyli utrudniania postępowania karnego i podżegania do składania fałszywych zeznań. Grozi mu za to kara do 5 lat więzienia.
Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami, ponieważ prokuratura wyłączyła jawność postępowania.
Tzw. seksaferę w Samoobronie ujawniła "Gazeta Wyborcza", opierając się na relacji Anety Krawczyk. Ta była radna Samoobrony w łódzkim sejmiku i była dyrektorka biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego twierdziła, że pracę w partii miała dostać w zamian za usługi seksualne świadczone posłowi Łyżwińskiemu i szefowi partii Andrzejowi Lepperowi.
Według doniesień mediów, Franciszek I. miał instruować jednego ze świadków - Ewę Z. - jak ma zeznawać na temat Łyżwińskiego: Nic takiego nie było co by mogło być źle. W każdym razie staraj się nic ciekawego nie mówić, nie możesz nic, wiesz, pogrążać. Nagranie z tej rozmowy wyemitowała w grudniu 2006 roku telewizja TVN w programie "Uwaga".
Po postawieniu mu zarzutów Franciszek I. zrezygnował z członkostwa w Samoobronie. W piśmie do Leppera I. zapewnił, że nie przyznał się do zarzuconych mu czynów, ponieważ nigdy takiego przestępstwa nie popełnił, a - jak określił - jedynym jego nierozważnym zachowaniem było to, że odebrał telefon od Ewy Z.
Główny proces w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie toczy się przed sądem w Piotrkowie Trybunalskim przeciwko liderowi Samoobrony Andrzejowi Lepperowi oraz b. wiceszefowi tej partii Stanisławowi Łyżwińskiemu.
Łyżwiński, który od sierpnia ub. roku przebywa w areszcie, oskarżony jest m.in. o gwałt, a obaj b. posłowie - o żądanie i przyjmowanie korzyści o charakterze seksualnym od działaczek tej partii, w tym Anety Krawczyk. Przed sądem Lepper i Łyżwiński nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Liderowi Samoobrony grozi kara do ośmiu, a Łyżwińskiemu - do 10 lat więzienia.