Rozkręca się spirala lustracji
Rozkręca się spirala głupoty. Prof. Andrzej
Rzepliński, licencjonowany "obrońca praw człowieka" z Fundacji
Helsińskiej, natchniony listą Wildsteina, zażądał lustracji
masowej, obejmującej ok. 200 tys. osób - donosi "Trybuna".
11.02.2005 | aktual.: 11.02.2005 09:23
Zostawmy na boku argumenty polityczne i moralne, dyskredytujące bezsensowny pomysł prof. Rzeplińskiego. Spójrzmy chłodno i bez politycznych emocji na problem tak planowanej lustracji jedynie od strony czysto technicznej i finansowej - proponuje "Trybuna".
Lustracja, pozostająca pod sądową kontrolą i prowadzona od 1998 r., obejmowała ok. 28 tys. osób, zmuszanych do składania tzw. "oświadczeń lustracyjnych" (czyli wypełnienia "kwitu" o dawnej współpracy ze służbami specjalnymi PRL). Nie wiadomo, ile spośród tych 28 tys. osób zdołał na pewno dokładnie skontrolować prokurator lustracyjny Bogusław Nizieński w czasie sześciu lat "służby". Wiadomo jedynie, iż żegnając się z funkcją "tropiciela agentów", Nizieński z nieskrywanym żalem poinformował, iż w odniesieniu do 567 osób był bezradny, gdyż "teczki" się nie zachowały, a ślad ewentualnych kontaktów tych ludzi ze służbami specjalnymi pozostał jedynie w postaci zapisów ewidencyjnych. Zapis ewidencyjny nie wystarcza do przeprowadzenia procedury lustracyjnej - informuje "Trybuna".
Oto zagadki dla prof. Rzeplińskiego:
- Ile lat musiałyby trwać sądowe postępowania lustracyjne wobec ok. 200 tys. ludzi, skoro w czasie sześciu lat nie sprawdzono do końca wszystkich spośród zaledwie 28 tys. oświadczeń lustracyjnych?
- Ilu dodatkowo sędziów należałoby zatrudnić w przeciążonych ponad miarę sądach? - pyta "Trybuna". (PAP)
Więcej: Trybuna - Himalaje nonsensu