Ratusz za kratkami
Radnym prawicowej opozycji i
SDPL nie udało się przeforsować apelu do
aresztowanego prezydenta Gorzowa Wlkp., Tadeusza J., żeby podał
się do dymisji. Przeciwni byli jego partyjni koledzy z SLD.
Radni opozycji chcieli wprowadzić do planowanego porządku obrad wczorajszej sesji Rady Miasta punkt z apelem do prezydenta Tadeusza J., żeby w związku z prokuratorskimi zarzutami i aresztowaniem zrezygnował ze stanowiska najpóźniej do 3 listopada. Taki apel nie miałby mocy prawnej. Mimo to radni SLD nie chcieli go nawet poddać pod głosowanie. Szefowa klubu SLD Ewa Piekarz tłumaczyła, że apel nie miałby sensu. - Bo z prezydentem po prostu nie ma żadnego kontaktu - mówiła.
Szefowa opozycyjnego klubu Razem dla Gorzowa Elżbieta Rafalska: - Skoro nie ma z nim kontaktu, to jak może rządzić miastem? Nie po to mieliśmy bezpośrednie wybory prezydenta, żeby tę funkcję sprawował teraz jego zastępca!
11 radnych SLD zagłosowało przeciw wprowadzeniu apelu pod głosowanie. Za było 12 radnych prawicy i SDPL. Zwolennikom przegłosowania apelu zabrakło jednego głosu do zwycięstwa. Zawiodła frekwencja: radny prawicy Tadeusz Horbacz jest na zwolnieniu lekarskim, a radna SDPL Grażyna Wojciechowska w podróży. - Wprowadzenie nowego punktu do planowanego porządku obrad wymaga bezwzględnej większości ustawowej liczebności rady, czyli w naszym przypadku 13 głosów - tłumaczył przewodniczący rady Mieczysław Kędzierski z SLD.
Gdy głosowanie w sprawie apelu nie poszło po myśli RdG i SDPL, radni tych klubów zagłosowali już zwyczajną większością przeciwko przyjęciu porządku obrad. To oznacza, że sesji wczoraj formalnie w ogóle nie było! Opozycja zapowiedziała, że w najbliższym terminie zwoła sesję nadzwyczajną, w której porządku obrad znajdzie się punkt w sprawie apelu do prezydenta. (PAP)