Ranni w pożarze procesują się od... 15 lat
85 poszkodowanych w pożarze hali Stoczni
Gdańskiej w 1994 roku zostanie poddanych ponownym badaniom
lekarskim - zdecydował sąd. Badania mają wykazać m.in.,
czy poszkodowani zostali "trwale i istotnie oszpeceni". Proces
oskarżonych o nieumyślne doprowadzenie do tragedii toczy się po
raz trzeci.
08.04.2009 | aktual.: 08.04.2009 13:56
W pożarze, który w listopadzie 1994 roku wybuchł w czasie koncertu rockowego, zginęło siedem osób, a ponad 280 zostało rannych, w tym około 120 odniosło cięższe obrażenia.
Jak poinformował przewodniczący składu sędziowskiego Robert Studzienny, chodzi o ustalenie, czy obrażenia, jakich doznały te osoby, "są ciężkimi obrażeniami w znaczeniu zapisów Kodeksu karnego, a więc czy poszkodowani ulegli trwałym i istotnym zeszpeceniom".
Prokurator Krzysztof Prochowski wyjaśnił, że od czasu pożaru zmieniły się zapisy Kodeksu karnego, badania są więc konieczne, aby dostosować orzeczenia lekarskie do aktualnych zapisów prawa. Jak dodał Prochowski, badania są tym bardziej niezbędne, że poszkodowani przechodzili po pożarze liczne zabiegi, trudno więc orzec o trwałości i skali zeszpecenia.
Badania, po których biegli będą mogli wydać opinię w tej sprawie, zostały zaplanowane na koniec maja. Kolejną rozprawę wyznaczono na 10 czerwca. Jak powiedział Studzienny, jeśli na badania stawią się wszyscy poszkodowani, jest możliwe, że 10 czerwca sąd po zapoznaniu się z opiniami lekarzy wysłucha mów końcowych stron.
Do pożaru doszło 24 listopada 1994 r. w stoczniowej hali, kiedy odbywała się tam bezpośrednia transmisja satelitarna z Berlina z wręczenia nagród MTV. Towarzyszył jej koncert zespołu Golden Life. W hali znajdowało się ok. 700-800 osób. Według świadków, ogień wybuchł niemal jednocześnie na widowni, gdzie zapaliły się ławki, oraz na drewnianym dachu. Ludzie w popłochu rzucili się do wyjścia. Z pięciu drzwi hali, tylko trzy były otwarte. Pozostałe były zamknięte na kłódkę.
Pierwsza przybyła na miejsce jednostka straży pożarnej nie mogła zająć się gaszeniem ognia, ponieważ musiała najpierw udrożnić drogi ewakuacyjne. Akcja wyprowadzenia z budynku uczestników imprezy trwała ok. 20 minut. Temperatura wewnątrz hali sięgała 1000 stopni.
Prokuratura ustaliła w trakcie śledztwa, że pożar w hali był wywołany podpaleniem. Do dziś nie udało się jednak wykryć sprawcy. O nieumyślne spowodowanie tragedii oskarżeni zostali: b. komendant stoczniowej straży pożarnej Jan S., ówczesny kierownik hali Ryszard G. oraz organizatorzy imprezy Tomasz T. i Jarosław K.
Ich proces toczy się już po raz trzeci. Po raz pierwszy proces dotyczący tragicznego pożaru hali Stoczni Gdańskiej rozpoczął się w styczniu 1997 r. Po dwóch latach został jednak zawieszony. Prowadzenie procesu uniemożliwiła trwająca ponad trzy miesiące choroba oskarżonego Ryszarda G.
Po raz drugi akt oskarżenia został odczytany w styczniu 2000 roku. Proces został jednak przerwany z powodu zawieszenia w listopadzie 2001 roku w obowiązkach służbowych przewodniczącego składu sędziowskiego Wojciecha O. Sędzia, prowadząc samochód po pijanemu, spowodował kolizję.