Rabusie, fałszerze, przemytnicy
Dzieła sztuki można tworzyć, kontemplować, kolekcjonować. Ale też można je kraść, przemycać czy podrabiać. Są one świadectwem wzlotów ducha, ale też wyzwalają uczucia najniższe: chciwość czy zazdrość. Zaś obok narkotyków i broni stanowią trzecie co do skali źródło największych na świecie nielegalnych dochodów. Coraz częściej jest to także polski problem - alarmuje w "Polityce" Piotr Sarzyński.
19.11.2003 07:44
W Polsce każdego roku popełnia się około tysiąca przestępstw, których wyłącznym celem jest zabór dóbr kultury - uważa publicysta. Przestępców wypada podzielić na kilka kategorii. Pierwsza, to zwykli złodzieje domowi, zabierający dzieła sztuki niejako przy okazji, wraz z futrem, telewizorem i pieniędzmi. Co ciekawe, dawniej na ogół lekceważyli antyki, dziś grabią je bardzo skwapliwie. Droga wiedzie później z reguły do pasera lub na bazar. Osobna grupa to złodzieje kościelni. Przez całe dziesięciolecia polowali przede wszystkim na przedmioty z metali szlachetnych po to, by je przetopić i sprzedać na złom. Można przypuszczać, że swój los zakończyła smutnie w piecu także ważąca 7,5 kg przepiękna i unikalna złota monstrancja skradziona w 1981 r. z kościoła w Świętej Lipce.
Kategoria kolejna to złodzieje-zawodowcy. Są świetnie przygotowani, bywa, że działają na konkretne zamówienie, ich łupem padają najcenniejsze dobra kultury i najczęściej błyskawicznie wędrują za granicę. Biblię weimarską, wyniesioną w nocy z 26 na 27 listopada 1991 r. z pałacu w Pszczynie, zarekwirowano na granicy czesko-niemieckiej zaledwie kilkanaście godzin później, a wartościowe obrazy zrabowane ze Śmielowa w 1989 r. odnajdywano w następnych latach kolejno w Berlinie, Hadze i Wiedniu. Do Niemiec trafiły starodruki skradzione w 1999 r. z Biblioteki Jagiellońskiej - pisze publicysta.
Jego zdaniem poszukiwanie utraconych domowych obrazów czy sreber jest bardzo trudne, a to głównie za sprawą braku odpowiedniej dokumentacji. Tylko czasami udaje się na zdjęciach z rodzinnych uroczystości wypatrzyć w drugim tle, na ścianie, utracony obraz. To trochę za mało, by próbować odszukać go na rynku sztuki. Tym bardziej że przeciętny rodak okradziony z rodzinnych pamiątek wykazuje wyjątkową ignorancję; zazwyczaj nie wie, czyjego autorstwa był skradziony obraz, a bywa, że nawet nie potrafi dokładnie opisać policjantom, co przedstawiał - pisze Sarzyński na łamach "Polityki".