"Putin chce powolnie uśmiercić Ukrainę". Ponura wizja amerykańskiego generała
Według doświadczonego amerykańskiego generała, analityka Instytutu Studiów nad Wojną (ISW), Putin zadowoli się "powolną śmiercią" Ukrainy. – Tak właśnie teraz wygląda zwycięstwo dla Putina, na to liczy – twierdzi gen. James M. Dubik. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, rosyjski dyktator już realizuje ten scenariusz, poprzez wyniszczanie ukraińskiej gospodarki, ale też przez coraz mniejszą uwagę poświęcaną Ukrainie przez Zachód.
22.06.2022 | aktual.: 22.06.2022 20:48
– Dla prezydenta Ukrainy, ukraińskiej armii i obywateli ta wojna ma charakter egzystencjalny, a każda jej faza była krytyczna. Teraz szczególnie. Władimir Putin szukał błyskawicznego końca rządu Wołodymyra Zełenskiego, ale zadowoli się "powolną śmiercią", jeśli to wszystko, co może uzyskać. O ile Stany Zjednoczone, NATO i inni sojusznicy nie stworzą hojnego wsparcia, prawdopodobnie "powolna śmierć" Ukrainy będzie tym kierunkiem, gdzie zmierza wojna – napisał James M. Dubik, emerytowany generał armii amerykańskiej, pracownik Instytutu Badań nad Wojną (ISW), który w przeszłości służył na stanowiskach dowódczych i operacyjnych w Bośni, Haiti, Iraku oraz pomagał szkolić żołnierzy w Afganistanie, Japonii, Korei Południowej, Tajlandii, Hondurasie i wielu krajach NATO.
"Wojna wieczna w Ukrainie?"
I jak dodaje, w tej fazie wojny Ukraina potrzebuje od USA i sojuszników "konsekwentnego skupienia i ciągłych dostaw broni".
– Niektórzy nazywają wojnę w Ukrainie następną "wojną wieczną". A wezwania do natychmiastowego zawieszenia broni i negocjacji narastają. I to już po trzech miesiącach. Globalna inflacja, problemy z łańcuchem dostaw i skutki pandemii — wszystko to przyczynia się do rozpraszania sojuszniczej koncentracji – napisał amerykański wojskowy.
Według prof. Daniela Boćkowskiego, z Katedry Bezpieczeństwa Międzynarodowego Uniwersytetu w Białymstoku, Putin gra na "powolną śmierć" Ukrainy od samego początku.
Będzie problem z dostawami broni dla Ukrainy?
– Putin widzi, że dalsze dostawy broni z Zachodu już napotykają spore problemy. Po pierwsze, czy Ukraińcy są w stanie "wchłonąć" każdy rodzaj broni? Co z tego, że otrzymają kolejne 500–700 armatohaubic, skoro do obsługi potrzebne są załogi, systemy dowodzenia i wagony amunicji. Do tego potrzebna jest sprawna logistyka. A Ukraińcy mają rozciągnięty front od Charkowa do Odessy. Gdyby był to przykładowo 300–kilometrowy odcinek frontu, dostawa zachodniej broni miałaby sens i przyniosła efekt. Ukraina nie ma – w odróżnieniu do Rosji – nieskończonych zasobów ludzi – mówi Wirtualnej Polsce prof. Daniel Boćkowski.
I jak podkreśla, w najbliższym czasie problemem mogą być w ogóle dostawy broni z Zachodu.
– Ile Zachód ma jeszcze sprzętu, który może dostarczyć, tego nie wiemy. Po upadku Związku Radzieckiego, to, co najlepiej wychodziło europejskim państwom NATO, to rozbrajanie się i pozbywanie sprzętu. Mieliśmy też ograniczanie ilości funduszy, uzbrojenia, produkcji wojskowej czy żołnierzy. A także spadki PKB na obronność. Co z tego, że ktoś ma 60 haubic i je odda. Przecież za chwilę nie będzie miał żadnej. Popatrzmy na Polskę – oddaliśmy już wszystko, co mogliśmy. Nie oddamy wszystkich Krabów czy ciężkiego artyleryjskiego sprzętu, by wyczyścić magazyny do zera… – ocenia prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa.
Zdaniem dr. Macieja Milczanowskiego, byłego żołnierza i eksperta ds. obronności z Uniwersytetu Rzeszowskiego, Putin będzie realizował scenariusz "powolnej śmierci" Ukrainy.
– Rosyjski dyktator zawiódł się bowiem na swoich ocenach mówiących o tym, że Rosja szybko wchłonie zaatakowany kraj. Liczył, że duża część społeczeństwa ukraińskiego opowie się za nim, a skieruje się przeciw Zachodowi. Przeliczył się, więc prowadzi wojnę w coraz bardziej brutalny sposób. Według Rosji, Ukraina nie ma prawa istnieć. Ten konflikt to wojna egzystencjalna – podkreśla dr Maciej Milczanowski.
"Nie siadać do stołu na warunkach Putina"
W jego opinii, Zachód nie powinien się oglądać na nikogo i dalej dostarczać broń Ukrainie.
– Oczywiście, że takie państwa jak Polska, Czechy, Słowacja czy Bułgaria już zrobiły więcej w tym zakresie, więcej niż rozsądek wewnętrzny podpowiadał. Jednak warto podkreślić, że Ukraina walczy również w naszym imieniu. NATO ma jeszcze potencjał militarny, który może przekazać Kijowowi. Ukraina jest obecnie forpocztą Sojuszu Północnoatlantyckiego i jeśli nie uda się jej powstrzymać Rosji, to NATO będzie bezpośrednio zagrożone. To sprawdzian dla demokracji. Jeśli politycy Zachodu będą uważać, że trzeba usiąść przy stole na warunkach Putina, to na Ukrainie jego terytorialne zapędy się nie skończą – ocenia dr Maciej Milczanowski.
To, co może niepokoić, a co znalazło się w analizie amerykańskiego generała Jamesa M. Dubika, to wspomniane mniejsze zainteresowanie Zachodu wojną w Ukrainie. Amerykańska opinia publiczna skupia bowiem uwagę obecnie na serii przesłuchań przed komisją Izby Reprezentantów, dotyczących szturmu zwolenników byłego prezydenta Donalda Trumpa na Kapitol w styczniu ubiegłego roku. Dodatkowo amerykańskich polityków mają pochłaniać przygotowania do tzw. wyborów połówkowych do Kongresu w listopadzie tego roku.
Ekspert mówi o "znudzeniu wojną"
– To dlatego tak intensywnie wygląda wojna informacyjna w wykonaniu Ukrainy – ocenia prof. Daniel Boćkowski.
– Kijów umiejętnie przekazywał wieści z frontu w mediach społecznościowych, bo zdawał sobie sprawę, że jeśli konflikt potrwa dłużej, to zainteresowanie może osłabnąć. Ale dla obecnego pokolenia internetowego, używającego filmików i obrazków na Tik Toku czy Twitterze, cztery miesiące wojny to już jest wiek. Skoro na wojnie aktualnie "nic się nie dzieje", a "jedynie okładają się ciężkim ogniem artyleryjskim", to zainteresowanie również spada. Temat wojny staje się mało atrakcyjny, nie można już go dobrze sprzedać, a politycy już na nim nic nie ugrają – uważa prof. Daniel Boćkowski.
Jego zdaniem, nie można jednak zapominać o wkładzie Stanów Zjednoczonych w wojnę w Ukrainie.
– Amerykanie, którzy wsparli Ukrainę, zmienili układ sił w Europie. Nie rządzi już tandem francusko–niemiecki, który zawalił politykę wschodnią. Próbował uprawiać ją przy złudnym udziale Rosji. A Amerykanie zawiązali sojusz z krajami, które są ze strony Putina najbardziej zagrożone i realnie zaangażowali się w pomoc ukraińskiemu rządowi – ocenia ekspert ds. bezpieczeństwa.
"Politycy zaczynają zajmować się sobą"
Z kolei dr Maciej Milczanowski podkreśla, że nie tylko Zachód czy USA tracą impet w zajmowaniu się i angażowaniu w wojnę w Ukrainie.
– W Polsce również mamy informację o rezygnacji z funkcji wicepremiera ds. bezpieczeństwa przez prezesa PiS i deklarację o zaangażowaniu się w przyszłoroczne wybory. To niedobrze, że "wojna zaczyna się nudzić". Przecież po czterech miesiącach mamy coraz brutalniejszy konflikt, coraz większe straty po obu stronach. Takie przyzwyczajanie się do wojny i odpuszczanie uwagi przez zachodnie rządy jest bardzo niebezpieczne. Jeżeli opinia publiczna przestanie wywierać presję na rządzących, to oni skupią się na swojej, bieżącej polityce – mówi dr Milczanowski.
Również w jego opinii Amerykanie dostrzegają znaczenie wojny z Rosją i mimo bieżących, wewnętrznych spraw, nie odpuszczą z pomocą Ukrainie.
– W dowództwie Pentagonu na pewno patrzy się szerzej, aniżeli tylko z perspektywy polityczno–partyjnej. I na pewno dostrzega się zagrożenie dla całego świata ze strony Putina. Obrona Ukrainy nadal dla USA jest kwestią kluczową. Waszyngton wie, że sukces militarny Rosji może być katastrofalnie niebezpieczny dla państw Zachodu – podsumowuje dr Maciej Milczanowski.
Zdaniem Instytutu Studiów nad Wojną (ISW), kluczem do zapobieżenia sukcesowi Putina w jego podejściu "powolnej śmierci" jest południowa Ukraina. "Rosja zajęła prawie wszystkie ukraińskie porty morskie. Przed wojną wysyłano około 70 proc. ukraińskiego eksportu (...). Na razie w transporcie pomagają drogi i kolej w Unii Europejskiej, a także rzeki i lotniska na Ukrainie. Ale nie mogą poradzić sobie z pełnym obciążeniem" – informuje ISW.
Gen. James M. Dubik sygnalizuje więc, że Zachód powinien wesprzeć Ukrainę w ofensywie na południowym odcinku frontu, który obecnie opanowany jest przez Rosjan.
"Ofensywa na południu Ukrainy? Kijów nie ma tylu ludzi"
Według prof. Daniela Boćkowskiego, Ukraina ma tam jednak małe szanse na sukces.
– Rosjanie poszli na kierunku południowym tak mocno, że Ukraińcy nie zdołali nic tam zrobić. Flota Czarnomorska zablokowała Morze Czarne już na samym początku. Tyle że wówczas nie było problemów z zapasami zboża. Dopiero teraz się o tym mówi, bowiem Rosjanie albo kradną zboże, albo blokują eksport do innych państw. Prawdziwy problem zacznie się robić jesienią, kiedy zacznie brakować żywności. Poza tym Ukraińcy nie mają nieskończonej ilości ludzi i zaplecza, żeby przeprowadzić ofensywę na południu kraju. A dodatkowo muszą pilnować innych odcinków. Putin nadal ma dużo więcej ludzi do rzucenia do walki niż Zełenski – uważa nasz rozmówca.
Sceptyczny co do możliwości ofensywy Ukraińców na południu jest również dr Maciej Milczanowski.
– Ofensywa na południu Ukrainy? Nie wydaje mi się, żeby była w ogóle możliwa. Rosjanie mają miażdżącą przewagę na morzu. I trudno byłoby z lądu odblokować transport zboża drogą morską. Nie dopuściłaby do tego Flota Czarnomorska. Świat powinien zrozumieć, że to Putin blokuje i szantażuje widmem głodu. Nikt inny. Ukraina jest w każdej chwili gotowa dostarczyć Afryce zboże. Ale rosyjski dyktator woli skazywać mieszkańców tego kontynentu na śmierć. Tak jak w Polsce przyzwyczajamy się do życia bez ropy i gazu z Rosji, tak Putin chce, by świat radził sobie bez ukraińskiego zboża. To nie przez wojnę będzie problem z żywnością, ale przez Putina – komentuje dr Daniel Boćkowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski