PublicystykaPrzemysław Wojcieszek: PiS-owska Polska psuje się od ogona. Rozkład postępuje zwłaszcza na prowincji

Przemysław Wojcieszek: PiS‑owska Polska psuje się od ogona. Rozkład postępuje zwłaszcza na prowincji

Wiesz, w jakie inicjatywy na prowincji inwestujemy? W koła gospodyń wiejskich, bo to sposób na kupowanie głosów wyborczych - emerytki zawsze chodzą głosować. Kto ma przeciwstawić się niszczeniu społeczeństwa obywatelskiego w Polsce? Chór parafialny? Ten rozkład będzie postępował. O Polsce prowincjonalnej rozmawiamy z Przemysławem Wojcieszkiem, który dzięki publicznej zbiórce chce zrealizować serial „Czarne Pola”.

Przemysław Wojcieszek: PiS-owska Polska psuje się od ogona. Rozkład postępuje zwłaszcza na prowincji
Źródło zdjęć: © East News

Maciej Kowalski: Zaczynasz produkcję serialu o polskiej prowincji. Ale czy masz pojęcie, co tam się dzieje?

Przemysław Wojcieszek: Przede wszystkim jestem mieszkańcem prowincji. Wbrew pozorom nie wszyscy polscy artyści mieszkają w kamienicach na warszawskiej Pradze. Lubię duże miasta, dają mi pracę, mam w nich wielu przyjaciół, ale przebywanie tylko w takich miejscach uniemożliwia trafne rozpoznanie rzeczywistości. Jeżeli jesteś artystą próbującym pisać o dzisiejszej rzeczywistości, jest to katastrofalne.

„Warszawscy” reżyserzy źle opisują prowincję?

- Każdy z nich jest stereotypowy i prostacki. Mamy głębokie przekonanie o swojej wyjątkowości, ale jako zwierzęta społeczne jesteśmy bardzo typowi - szybko zamykamy się w kręgu identycznie myślących ludzi. Do tego polskie społeczeństwo jest podzielone klasowo. Żeby poznać kogoś spoza swojej klasy, trzeba wykonać sporą pracę. Uwielbiam Polskę i jej różnorodność. Lubię jeździć, lubię gadać z ludźmi. Uważam, że najciekawsze rzeczy, niezbędne do zrozumienia dzisiejszej Polski, dzieją się na prowincji.

Co takiego tam się dzieje, że aż trzeba kręcić o tym film?

- Zanim do tego dojdę, chcę powiedzieć, co według mnie PiS zrobił w dużych miastach. Jarosław Kaczyński wraz ze swoją partią postanowili zlikwidować demokrację w Polsce i muszę przyznać, że dobrze im idzie. Duże miasta właściwie już nie protestują. Bunt został stłumiony, a wyrzuceni z różnych instytucji inteligenci zajmują się walką o przetrwanie. Z ich perspektywy walka o demokrację to zachowanie neutralności tej czy innej instytucji. Jest to zrozumiałe, niemniej dla wielu osób, którym brakuje wiedzy o systemie politycznym w Polsce, albo które nie mają czasu i chęci, aby tę wiedzę zdobyć, w skrócie dla osób takich jak ja - są to wszystko rzeczy zbyt abstrakcyjne.

I uważasz, że łatwiej będzie to zrozumieć, patrząc z perspektywy wsi i miasteczek?

Staram się patrzeć na Polskę tak jak patrzy na nią kierowca ciężarówki albo pracownica dyskontu. Nie obchodzą mnie instytucje, których znaczenia nie rozumiem, ale oburza mnie prawicowy burmistrz miasteczka, który wraz ze swoją świtą jeździ pijany po mieście, a policja udaje, że tego nie widzi. PiS-owskie kadry w dużych miastach są skromne i ci ludzie na ogół zachowują się przyzwoicie, bo mają stały kontakt z karcącym spojrzeniem prezesa. Ale demontaż demokracji, którą przeprowadza PiS, rodzi nepotyzm i korupcję. I choćby prezes tupał i krzyczał, te procesy będą się nasilać, bo jest to całkowicie poza jego kontrolą. Osłabienie niezależnych mediów, szykanowanie ludzi krytycznych wobec władzy powodują, że na najniższym, powiatowym szczeblu dochodzi do całkowitego rozkładu społeczeństwa obywatelskiego.

Ale znasz konkretne przykłady tej degeneracji porządku społecznego na prowincji?

- Jasne. Pierwszy z brzegu: kierownik domu kultury z małego miasta skrytykował na Facebooku chciwość burmistrza. Kilka dni później został zwolniony. W trzydziestotysięcznym mieście nie mógł znaleźć podobnej pracy, został zmuszony do wyjazdu za chlebem. To wyraźny sygnał dla lokalnej elity, że ma siedzieć cicho. I siedzi, a o łapówkach dla burmistrza krążą legendy. PiS-owska Polska psuje się nie od głowy, ale od ogona.

A jakie jest dziś znaczenie Kościoła na prowincji?

- Największe od 1939 r. To potężna organizacja biznesowa, której finanse są całkowicie niejawne i która prowadzi je w dużej mierze poza kontrolą podatkową.

I jak to wpływa bezpośrednio na mieszkańców prowincji?

- Konkretny przykład. Wyobraź sobie miasteczko, w którym zlikwidowano kino. Trzeba pamiętać, że państwo już za Platformy Obywatelskiej wycofało się z działalności edukacyjnej na prowincji, dom kultury jako relikt PRL-u też właściwie nie działa. W takim miejscu bogata parafia ze świetlicą i klubem sportowym dla młodzieży staje się najważniejszym uczestnikiem życia społecznego. Dyktuje więc, co komu wolno, a co nie. Staje się filarem władzy. Takich miejsc są setki.

A co to ma wspólnego z PiS-em?

- Kaczyńskiemu i jego zwolennikom marzy się państwo twardego prawa i porządku z Niemiec Bismarcka. Jest to wielki polski kompleks i jedna z tęsknot, że uda się zbudować dobrobyt bez zaufania do obywatela. Kaczyński wzoruje się na Piłsudskim, tak jak on chciałby „nakazać” praworządność. Niestety, praworządność i dobrobyt wynikają z wolności, tolerancji dla odmienności i zaufania obywatela do państwa. A ukochane polskie „branie za mordę” zawsze prowadzi do katastrofy. Tak jak już mówiłem, Kaczyński może na Nowogrodzkiej skracać smycz sejmowym czy medialnym pieskom, ale ogólnopolską tubą jego polityki są pisowskie media. Na poziomie lokalnym ta nieustanna retoryka nieufności i nietolerancji jedynie pogłębia patologię.

Konkrety proszę.

- Odpowiem historią, która znajdzie się w serialu. Prawicowy burmistrz żyje z wielomilionowych łapówek, co jest publiczną tajemnicą. Panicznie boi się Ziobry, więc w kraju stara się nie przesadzać z wydatkami. Jeździ za to do Niemiec, gdzie jest gwiazdą wielkomiejskich burdeli, w których wydaje setki tysięcy zebrane od lokalnego biznesu. Jest tam tak dużym graczem, że wśród berlińskich prostytutek dorobił się własnej ksywy. Żałuję, ale nie mogę jej zdradzić, bo jest przekręceniem jego nazwiska. Tacy ludzie jak on wiedzą, że na poziomie lokalnym, po zastraszeniu lub kupieniu miejscowej elity, są całkowicie bezkarni. Ich jedyną troską jest to, żeby nie dowiedziano się o nich na Nowogrodzkiej. Takich historii są dziesiątki, a będzie jeszcze więcej i PiS przejedzie się na tym - nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Będziemy to nagłaśniać i proces ich upadku będzie nieodwracalny.

Czy w małych miastach są jeszcze ludzie, instytucje, organizacje, które przeciwstawiają się tym wszystkim procesom?

- To będzie najkrótsza odpowiedź w historii moich wywiadów: nie ma. Dużo w tym, niestety, winy PO i popierającej ją klasy średniej. Przez lata prowadzono krótkowzroczną politykę „wyprowadzania” edukacji i kultury do dużych miast i wydawania pieniędzy wyłącznie w gronie wielkomiejskich artystów i decydentów. Inaczej niż np. w Niemczech, w Polsce nie inwestowano w młodych animatorów kultury na prowincji. Wiesz, w jakie inicjatywy kulturalne na prowincji inwestujemy? Koła gospodyń wiejskich, bo to sposób na kupowanie głosów wyborczych - emerytki zawsze chodzą głosować. Powiedz mi teraz, kto ma przeciwstawić się niszczeniu społeczeństwa obywatelskiego w Polsce? Chór parafialny? Może pan z domu kultury, który siedzi teraz na kasie w dyskoncie? Ten rozkład postępuje i, niestety, będzie postępował.

O czym będzie twój serial? Na jakim etapie jest jego produkcja?

- W małym miasteczku, w którym od lat rządzi prawica, giną ludzie o poglądach lewicowych. Dwóch policjantów, takich miejscowych „przegranych”, bierze tę sprawę i nagle dociera do nich, że są sami przeciwko całemu światu. Mimo to podejmują walkę. Fascynująca historia. Polityczne polskie neo noir. Serial telewizyjny na całym świecie już od dawna zajmuje się krytyką społeczną. Niestety, nie u nas. „Czarne Pola” powstaną, bo muszą powstać. Ta produkcja jest dla nas sprawą pewnego moralnego obowiązku. A serialowa nędza w Polsce wynika z jednej strony z tego, że media publiczne pod rządami PiS-u stały się swoją własną karykaturą, z drugiej z absolutnego tchórzostwa liberalnej inteligencji w stacjach komercyjnych: nie wiedzą nic o Polsce, boją się zaryzykować. Teraz PiS dąży do likwidacji ich mediów, a oni unikają wszelkiej konfrontacji. Jeżeli PiS wygra wybory samorządowe, to szefowie stacji komercyjnych podzielą los prowincjonalnego kierownika domu kultury. Jak można być tak krótkowzrocznym!

Zdecydowałeś się na zbieranie pieniędzy na film w formie crowdfundingu. Dlaczego?

- „Czarne Pola” można zrealizować bardzo tanio, a jednocześnie bardzo efektownie. Jestem przekonany, że uda nam się sprzedać ten format, bo historia jest świetna, a jej realizacja, przy niskich kosztach, będzie robić wrażenie. Chcemy zbudować społeczność wokół tego pomysłu, to dzisiaj kluczowe - chcemy promować go, wreszcie zebrać pieniądze na realizację pilota, a crowdfunding jest do tego doskonałym narzędziem. Bez niego i zaangażowania społecznego wokół takiego projektu bylibyśmy skazani na klęskę. Zadanie nie jest łatwe, ale w najgorszym razie, za kilka lat, kiedy wszystko runie, będziemy mogli z dumą pokazać, że nie byliśmy obojętni.

Na tej stronie można wesprzeć realizację filmu.

Rozmawiał: Maciej Kowalski dla WP Opinie

Przemysław Wojcieszek, rocznik 1974. Zadebiutował w 1999 roku filmem „Zabij ich wszystkich”. W 2001 r. wyreżyserował świetnie przyjęty „Głośniej od bomb” według własnego scenariusza. Jego najnowszy film to „Jak całkowicie zniknąć”. Ma na koncie także kilkanaście inscenizacji teatralnych. Jego dzieła zwykle dotyczą sytuacji młodych ludzi, którzy mają kłopoty z dostosowaniem się do norm społecznych.

Źródło artykułu:WP Opinie
politykafilmprojekt
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)