Prokuratura nie znalazła podstaw, by oskarżać płk. Dębca
Prokuratura nie znalazła podstaw, by stawiać zarzuty płk. Adamowi Dębcowi, b. oficerowi SB i UOP. "Rzeczpospolita" twierdzi, że próbował on w 2002 r. zdobyć udziały w Radiu Zet za pomocą szantażu i sfałszowanych dokumentów.
Z naszego punktu widzenia sprawa jest zakończona, bo jedna osoba została skazana, a prokuratura nie uzyskała żadnych dowodów, które pozwalałyby na postawienie oficerowi zarzutów - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Maciej Kujawski. Dodał, że gdyby pojawiły się nowe dowody, śledztwo można byłoby kontynuować, ale podkreślił, że takich dowodów nie ma w artykule gazety.
Według "Rzeczpospolitej", Dębiec pojawił się w spółce Eurozet (właściciel Radia Zet) w październiku 2002 r. Zażądał pieniędzy albo udziałów w spółce. Próbował je uzyskać na podstawie sfałszowanej umowy, według której córka założyciela stacji Katarzyna Woyciechowska, będąca jednym z udziałowców Eurozetu, pożyczyła od dwóch osób 400 tys. dolarów. Dębiec twierdził, że Woyciechowska nie oddała pieniędzy, musi więc zrzec się 10% udziałów w spółce.
"Rzeczpospolita" ustaliła, że w tym samym czasie na adres KRRiT nadchodziły listy mówiące o przejęciu Eurozetu przez "lewy" kapitał.
Sprawę z wniosku Eurozet badała prokuratura. Jedynym rezultatem było skazanie na trzy lata więzienia oszustki spod Białegostoku, która podpisała się na sfałszowanej umowie, z którą Dębiec zjawił się w Eurozecie. Według "Rz", pytanie o to, kto naprawdę za tym stał i czy to przypadek, że koło Radia Zet kręcił się ktoś w tym samym czasie, kiedy ktoś inny kręcił się wokół Agory, pozostaje wciąż bez odpowiedzi.