Prokuratura: list betanki w "Fakcie" był fałszywy
Opublikowany w "Fakcie" list wskazujący, że któraś z byłych betanek przebywających w Kazimierzu Dolnym zamierza popełnić samobójstwo był fałszywy - ustaliła prokuratura w Lublinie.
20.06.2007 | aktual.: 20.06.2007 20:32
Nie ma bezpośredniego zagrożenia życia byłych betanek przebywających w kazimierskim klasztorze - poinformowali szef lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej Robert Bednarczyk i z-ca szefa Prokuratury Okręgowej Marek Woźniak.
Prokuratura przesłuchała jednego z zastępców redaktora naczelnego "Faktu", który przyznał, że redakcja została wprowadzona w błąd. Gazeta ma opublikować sprostowanie artykułu, w którym pisała o zagrożeniu zbiorowym samobójstwem w klasztorze w Kazimierzu Dolnym. Zeznania, które uspokoiły prokuraturę, złożył ojciec jednej z kobiet z klasztoru, który tam często bywa i nie widzi nic niepokojącego w zachowaniu byłych betanek.
Z-ca redaktora naczelnego "Faktu" (prokuratura nie ujawniła jego nazwiska) przyznał podczas przesłuchania, że redakcja popełniła błąd, publikując tekst o zagrożeniu zbiorowym samobójstwem byłych betanek. Dysponowała tylko relacją jednego ze współpracowników z terenu województwa lubelskiego, który przekazał im zdjęcie listu i zdjęcie rzekomej matki byłej zakonnicy.
Tekst został jedynie zredagowany w redakcji, natomiast nie został w sposób właściwy zweryfikowany - zeznał redaktor. Już po publikacji, wobec szczególnego zainteresowania mediów i organów ścigania redakcja ponownie próbowała zweryfikować rzetelność tamtych informacji.
Redaktor przyznał, że list jest nieprawdziwy, zdjęcie jest nieprawdziwe i tak naprawdę cała informacja o zagrożeniu bezpieczeństwa kobiet, które przebywają w klasztorze jest nieprawdziwa - powiedział Woźniak.
Redaktor naczelny "Faktu" Grzegorz Jankowski przyznał, że nie wyklucza, iż w sprawie listu betanek z klasztoru w Kazimierzu Dolnym, redakcja tabloidu została "wprowadzona w błąd".
Wyjaśniamy tę sprawę, nie wykluczam, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd. To wszystko, co mogę na razie na ten temat powiedzieć - powiedział Jankowski.
Prokuratura przesłuchuje też zakonnice, które przebywały w Kazimierzu do momentu konfliktu i zmiany przełożonej, oraz członków rodzin kobiet, które tam przebywają.
Ojciec jednej z byłych betanek, który był w klasztorze już po ukazaniu się publikacji "Faktu", zeznał, że rozmawiał z córką oraz dwiema innymi kobietami na ten temat. One stanowczo zaprzeczyły, jakoby ktokolwiek namawiał ich do podejmowania prób samobójczych, ograniczał ich wolność, zmuszał do określonego zachowania - relacjonował Woźniak. Mężczyzna stwierdził, że zna doskonale swoją córkę, ponieważ bywa tam regularnie, ostatnio bardzo często i gdyby zauważył jakiekolwiek niepokojące zmiany w zachowaniu córki, bądź innych osób, byłby pierwszą osobą, która by alarmowała. Nie widzi nic niepokojącego w tym momencie - dodał Woźniak.
Prokuratura będzie dążyć do przesłuchania byłych betanek przebywających obecnie w klasztorze. Liczy na pomoc ich rodzin. Mamy wstępne deklaracje, że rodziny spróbują nakłonić kobiety, aby złożyły zeznania - powiedział prokurator.
Szef lubelskiej prokuratury apelacyjnej Robert Bednarczyk ponowił apel do mediów o powściągliwość w relacjonowaniu sprawy betanek. Wyraził nadzieję, że publikacja w "Fakcie" to skutek jedynie nierzetelności gazety.
Jeżeli było inaczej, to nie zamierzam kryć oburzenia. Jeżeli było to obliczone na wywołanie gwałtownej reakcji organów ścigania, to trudno mi sobie wyobrazić, byśmy mogli mieć do czynienia z tego rodzaju grą - zaznaczył.
Prokuratura domaga się od "Faktu" wydania fotografii opublikowanego listu, aby mogła go sama zweryfikować.
Prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące ewentualnego podżegania do samobójstwa byłych betanek, po tym jak "Fakt" opublikował odręcznie napisany list rzekomo napisany przez jedną ze zbuntowanych zakonnic. Miała ona napisać do matki: "Mamo, nasz czas wypełnił się, nadeszła chwila próby, przejścia z ciemności do światła, z zamknięcia na wolność. Na zawsze twoja Ania". List nosił datę 10 czerwca tego roku.
Prokuratura prowadzi też postępowanie w sprawie naruszenia miru domowego przez zbuntowane zakonnice, o co wnioskowały władze zakonu. Wobec 48 osób przebywających w kazimierskim klasztorze, w tym byłego zakonnika Romana Komaryczko, sąd orzekł już eksmisję. Kolejne 17 pozwów o eksmisję, w tym byłej przełożonej generalnej zgromadzenia Jadwigi Ligockiej rozpatrywane będzie 29 czerwca.
Nie wiadomo, kiedy może dojść do eksmisji. Na wniosek zgromadzenia zbuntowanym zakonnicom w Kazimierzu odcięto prąd i gaz. Rachunki za te media opłaca zakon.
Konflikt wśród betanek trwa ponad dwa lata. Władze zgromadzenia uznały, że poprzednia przełożona generalna Jadwiga Ligocka przyjmowała do zakonu nieodpowiednie kobiety, podejmowała decyzje z pominięciem zasad obowiązujących w zakonie, kierowała się "prywatnymi objawieniami", które nie były zgodne z nauczaniem Kościoła. W sierpniu 2005 r. mianowano nową przełożoną - siostrę Barbarę Robak. Ligocka i część sióstr nie podporządkowały się decyzji Watykanu i zamknęły się w kazimierskim klasztorze.