PolitykaProf. Norbert Maliszewski: Donald Tusk odzyskał kontrolę nad sytuacją

Prof. Norbert Maliszewski: Donald Tusk odzyskał kontrolę nad sytuacją

Premier Donald Tusk uzyskując wotum zaufania dla rządu po raz pierwszy od wybuchu tzw. afery podsłuchowej odzyskał kontrolę nad sytuacją - ocenił dr hab. Norbert Maliszewski. Jak mówił, Tusk pokazał, że "leci z nami pilot", choć "samolot wciąż jest terroryzowany"

Prof. Norbert Maliszewski: Donald Tusk odzyskał kontrolę nad sytuacją
Źródło zdjęć: © WP.PL | Konrad Żelazowski

Zdaniem specjalisty od marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego dr. hab. Norberta Maliszewskiego sytuację państwa po uzyskaniu przez rząd wotum zaufania odzwierciedla analogia do lecącego samolotu. W jego ocenie, premier od początku tzw. sprawy podsłuchów popełniał błędy. Dlatego - mówił Maliszewski - społeczeństwo mogło mieć poczucie, że szef rządu "stracił panowanie nad sterami, a samolot jest terroryzowany przez nieznanych sprawców".

- Co więcej, wyglądało na to, że zamiast wyprowadzać ten samolot z korkociągu, to jeszcze kieruje go w kierunku katastrofy. Nie zdymisjonował od razu ministra Sienkiewicza, potem były wydarzenia w redakcji "Wprost" i spekulacje o przyspieszonych wyborach - wyliczał ekspert.

Według Maliszewskiego, środa była pierwszym dniem, w którym premier odzyskał zarówno kontrolę jak i inicjatywę. - To, co wydarzyło się w Sejmie pokazało, że Tusk ma poparcie PO i PSL, czyli większość w parlamencie i sytuacja jest stabilna. Mamy poczucie, że załoga samolotu wie, co robić. Nie wiadomo co prawda, kto terroryzuje, ale mimo wszystko widać, że leci z nami pilot - stwierdził.

Maliszewski powiedział, że przeprowadzone przez niego badania pokazały, iż w ostatnim czasie polskie społeczeństwo uważało, że sytuacja jest niebezpieczna, wymknęła się spod kontroli premierowi, który utracił zdolności przywódcze. - Większość miała poczucie, że powinno dojść do przyspieszonych wyborów, że władza powinna być wymieniona. Teraz Tusk przechodzi do ofensywy. Nie tylko pokazał, że ma stabilną większość, ale udało mu się tak zdefiniować sytuację, że teraz opozycji będzie trudno się odnaleźć - mówił.

Jego zdaniem, premier postępuje zgodnie z syndromem oblężonej twierdzy. Ci, którzy go poparli mogą być odbierani jako osoby odpowiedzialne za sprawy państwa, bezpieczeństwo energetyczne i wynik negocjacji dotyczących ważnych stanowisk unijnych. Przeciwnikom można zarzucić, że działają zgodnie z intencją przedsiębiorców prowadzących ciemne interesy. Kolejne głosowania nad wotum nieufności wobec ministrów mogą być odbierane jako destabilizowanie państwa - ocenił ekspert.

- W tak zdefiniowanej sytuacji opozycji będzie bardzo trudno się odnaleźć. Powtarzanie głosowania nad wotum nieufności jest skazane na porażkę. To objaw zagubienia się, nie wnosi nic nowego do debaty - wyjaśnił.

W ocenie Maliszewskiego, nie można jednak mówić o końcu kryzysu partii rządzącej, a jedynie o odzyskaniu przez nią inicjatywy i narzuceniu własnej narracji. - Problemy wizerunkowe PO będą trwały. Z badań wynika, że zajmuje ona jedno z ostatnich miejsc pod względem zaufania, wiarygodności, dbania o interesy przeciętnego Kowalskiego, bo taki obraz wyłania się z nagranych rozmów. W dodatku cały czas nie mamy kolejnych nagrań. Nie wiadomo, czy one będą i co zawierają - zauważył ekspert.

Jak dodał, dopiero kiedy wyjaśni się sprawa kolejnych taśm można spodziewać się zmian w rządzie. Jego zdaniem dojdzie wówczas do "resetu" - dymisji tych ministrów, którzy złamali standardy. - Zapewne zastąpiony zostanie min. Sienkiewicz. Nie wiadomo też, czy obecnie Tusk nie negocjuje stanowiska wysokiego komisarza ds. polityki zagranicznej dla Radosława Sikorskiego, aby pozbyć się "gorącego kartofla" - ocenił Maliszewski.

"Premier podjął ryzyko"

Socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Andrzej Rychard uważa, że premier stawiając w środę wniosek o głosowanie przez Sejm wotum zaufania wobec rządu, podjął ryzyko, nawet jeśli niewielkie.

- Jeszcze przed głosowaniem prosta arytmetyka wskazywała, że najprawdopodobniej rząd dostanie wotum zaufania. Niemniej jednak było to pewne ryzyko, a fakt, że premier je podjął, świadczy o tym, że przynajmniej na ten dzień, na te godziny, to on przejmuje inicjatywę. To się opłaciło, bo wynik głosowania daje rządowi chwilę oddechu w konfrontowaniu się z tą kryzysową sytuacją. W tej chwili premier ma szansę na rozwiązywanie tej sprawy zgodnie z tym, jak ją definiuje. A jak wiadomo, premier uważa, że w całej aferze podsłuchowej ważniejszy jest sam fakt nagrywania niż treści, które zostały nagrane - powiedział prof. Rychard.

Socjolog uważa, że w dłuższej perspektywie czasowej trudno przewidywać jakieś scenariusze rozwoju wydarzeń. - Wydaje się, że interpretacja premiera, w myśl której powinniśmy się skupić na szukaniu osób, które nagrywały i ich mocodawców w obecnej chwili zwycięża. Premier zyskuje czas na jakieś działania, na odnalezienie sprawców, dochodzenie prowadzone przez odpowiednie służby. A kwestia tego, co zostało nagrane, w moim przekonaniu też istotna, choć jednak trochę mniej niż sam fakt nagrywania, będzie być może wracała w przyszłości - uważa prof. Rychard.

Jego zdaniem kolejny ruch należeć będzie do opozycji, która będzie się starała pomniejszać znaczenie rezultatu środowego głosowania. - Niemniej jednak premier jakiś rodzaj legitymizacji swoich działań przez parlament zyskał i to przy sporej obecności posłów, silnej mobilizacji opozycji - dodał prof. Rychard.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)