Prezydent: nie powiedziałem, że Traktat jest martwy
Ratyfikacja jest w tej chwili bezprzedmiotowa, ponieważ według prawa europejskiego wszystkie kraje muszą ratyfikować, a jeden już odmówił, więc mój podpis jest bezprzedmiotowy, bo nie doprowadzi do tego, że ów Traktat wejdzie w życie. Tyle powiedziałem. „Martwy Traktat” to jest nazwa, której używa redakcja, nie wiem dlaczego - powiedział w audycji "Sygnały Dnia" prezydent Lech Kaczyński.
03.07.2008 | aktual.: 03.07.2008 16:01
Marek Mądrzejewski: Jest pan obciążany za nieratyfikowanie, utrudnianie ratyfikowania Traktatu Lizbońskiego. Jak się pan z tym czuje?
Lech Kaczyński: Tyle razy w życiu byłem fałszywie oskarżany, że przyjmuję to spokojnie. Powiedziałem, że ta ratyfikacja jest w tej chwili bezprzedmiotowa, ponieważ według prawa międzynarodowego, według prawa europejskiego wszystkie kraje muszą ratyfikować, a jeden już odmówił, więc mój podpis jest dziś bezprzedmiotowy, bo nie doprowadzi do tego, że traktat ów wejdzie w życie. Tyle powiedziałem. „Martwy traktat” to jest nazwa, której używa redakcja, nie wiem, dlaczego, muszę powiedzieć. Chyba dla większej poczytności. A jeżeli idzie o inne określenia, no to jest to na takiej zasadzie, na której dzisiaj mówiłem agencji France Presse – ja powiem jedną literę, słyszę sześć zdań, które rzekomo powiedziałem. Nie, jest bezprzedmiotowy w tej chwili, ponieważ Irlandczycy są suwerennym narodem, podjęli taką decyzję i to oni się muszą przekonać. Ja chciałem przypomnieć, że były dwa inne, dużo większe kraje, które też takie decyzje podejmowały przy tak zwanym europejskim traktacie konstytucyjnym.
Za duże, żeby je o to oskarżać.
- To pan powiedział, panie redaktorze, bo ja nigdy...
Przynajmniej to jedno.
- Ja myślę, że dwa - i taki kształt przyszłej zjednoczonej Europy, nie może odpowiadać. Zasada jednomyślności została w Traktacie niezmiernie ograniczona, ale jednak w najważniejszych sprawach pozostała. Jeżeli tutaj nie zostanie potraktowana poważnie, to znaczy że jej tak naprawdę nie ma. I to każdy musi rozumieć, każdy, kto chce się zajmować polityką.
Zwłaszcza, że po odrzuceniu przez Irlandczyków Traktatu Lizbońskiego zebrali się przywódcy państw unijnych i uznali, że Irlandczyków nie można naciskać, że to byłoby nie fair, wbrew demokracji, że oni sami muszą dojrzeć do tego, żeby zmienić zdanie.
- Taka początkowo była myśl, a później ta myśl się czasem zmieniała, ale chodzi o to, żeby było tak, jak mówiono na początku. Rozmawiałem z jednym z czołowych polityków europejskich, tuż przed referendum i on już zdając sobie sprawę, że istnieje duży stopień ryzyka, tak właśnie mówił.
W każdym razie Vaclav Klaus jest człowiekiem, który całkowicie się z panem solidaryzuje, natomiast Nicolas Sarkozy wyraża pewne zdziwienie czy jest wręcz rozżalony. Czy pan rozmawiał z nim może w międzyczasie telefonicznie?
- Nie, jeszcze z nim nie rozmawiałem, ale zamierzam i myślę, że sobie różne sprawy wyjaśnimy, szczególnie że ja tutaj akurat należę do zwolenników prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego.
Z drugiej strony, panie prezydencie, byłoby ciężko tak przekreślać własną pracę. No przecież pan przy tym traktacie (no, nie jest on może najlepszy, ale optymalny zważywszy na układy, które towarzyszyły jego powstawaniu), pan się przy nim strasznie napracował.
- Tak, przy negocjacjach się bardzo napracowałem, nie tylko przy finalnych, ale przy wielu miesiącach negocjacji. Traktuję to osobiście jako swój znaczący sukces, tylko że sytuacja jest taka jaka jest, nic więcej. Nic więcej nie zostało powiedziane. Nie zmieniam zdania od chwili, kiedy udzielałem tego wywiadu. Natomiast jest w Polsce pewien problem odpowiedzialności. Nie może być tak, że ktoś mówi, że ratyfikacja Traktatu dzisiaj jest bezprzedmiotowa, a następnego dnia usłyszy, że powiedział, że Traktat jest martwy.