Prezydenckie śmieci ściśle tajne
Śmieciarze sprzątający po prezydencie Kwaśniewskim, jego rodzinie i gościach muszą mieć certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Sprzątanie po głowie państwa kosztuje podatników prawie 800 tys. zł rocznie - pisze "Super Express". _Pracownicy wjeżdżający na posesje należące do Kancelarii Prezydenta, muszą przejść postępowanie sprawdzające w związku z dostępem do informacji niejawnych oznaczonych klauzulą "zastrzeżone"_ - mówi Eugeniusz Góra, rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania.
MPO wygrało przetarg na opróżnianie prezydenckich śmietników i zamiatanie przed pałacem głowy państwa. Prezydencki śmieciarz staje się niemal równy agentowi wywiadu, a przynajmniej wysokiemu urzędnikowi - informuje gazeta. Gdyby pracownik znalazł w śmietniku dokument oznaczony klauzulą "zastrzeżone" i nawet przypadkowo zapoznał się z jego treścią, zobowiązany jest do zachowania tajemnicy i zwrócenia dokumentu właścicielowi - wyjaśnia Magdalena Stańczyk, rzecznik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Walka o śmieci prezydenta nie była łatwa - przyznają pracownicy warszawskich firm zajmujących się sprzątaniem i recyclingem, czyli odzyskiwaniem materiałów wtórnych. W Warszawie jest ponad 200 takich przedsiębiorstw i każde chętnie by skubnęło z tego bogatego śmietnika. Na całoroczne sprzątanie prezydent wydaje niemal 800 tys. zł. Tyle kosztuje wywóz śmieci prezydenta Rzeczpospolitej, sprzątanie obejścia i recycling - pisze "Super Express".
Prezydent to dobry, ale i wymagający klient. Zimą pracownicy muszą stawić się z miotłami i szuflami na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego najpóźniej po godzinie od czasu, gdy pierwsze płatki śniegu spadną z nieba. Zanim zabiorą się do roboty, skontrolują ich oficerowie Biura Ochrony Rządu. A także ich sprzęt, aby wykluczyć możliwość, że np. ktoś z pałacu może odlecieć na miotle - podaje dziennik. (PAP)