Premier wpadnie - wizyty domowe Donalda Tuska
Donald Tusk nie spotyka się z ludźmi – źle. Kiedy w końcu do nich jedzie – jeszcze gorzej. Czy te domowe spotkania, które zaczął praktykować premier, rzeczywiście zbliżają go do ludzi? - zastanawia się "Polityka".
05.02.2014 | aktual.: 05.02.2014 08:17
Kto z otoczenia premiera wymyślił te odwiedziny? Małgorzata Kidawa-Błońska, rzeczniczka rządu, utrzymuje, że sam premier. Inny współpracownik Tuska twierdzi, że to minister Igor Ostachowicz, główny doradca premiera od wizerunku i komunikacji. Mało kto kojarzy Ostachowicza, bo jak ognia unika mediów, co w czasie domowych wizyt bywa powodem konsternacji. Kiedy rodzina Sochockich zasiadała do stołu z Tuskiem, jeden ze współpracowników premiera zapytał, czy może do nich dołączyć minister. A który to pan? – zapytała Małgorzata Sochocka, nieświadoma, że oprócz premiera gości też kogoś z tak wysokiej półki. Osoba z KPRM mówi, że Ostachowicz lubi dopilnować wszystkiego na każdym etapie, stąd jego obecność podczas domowych wizyt.
Donald Tusk od połowy listopada zapukał do domów trzech rodzin: w Pułtusku, Płocku, w Strzałkowie (koło Radomska) i do jednego Domu Seniora. Dlaczego akurat teraz, kiedy do wyborów jeszcze dość daleko? Stało się już tradycją, że przełom roku jest dla premiera czasem kryzysowym.
Premier w domu, BOR w domu
Osoby, które wysłały list do premiera, liczyły, że Tusk przeczyta ich list. Nie sądzili, że przyjedzie z wizytą. Np. przybrane córki Wandy Gawron, emerytowanej nauczycielki, która w Strzałkowie prowadzi rodzinę zastępczą, pisały do premiera z nadzieją, że Tusk zaprosi je do siebie, a nie odwrotnie. Podobnie było w przypadku Marcina Sochockiego z Płocka, który liczył na wspólny jogging. Tymczasem Kancelaria Premiera poinformowała ich, że premier przyjedzie - już za dwa dni. Skoro wcześniej się napisało, trudno odmówić Tuskowi gościny. Gdyby tylko gospodarze wiedzieli, co ich czeka najpierw do momentu, kiedy Tusk zapuka do ich drzwi, a później zamknie je za sobą.
Ludzie z zaplecza premiera, dwa dni przed godziną zero, robią dokładny wywiad z domownikami, ustalają szczegóły menu, zapamiętują, kto co lubi, czym się zajmuje. Potem przekazują tę wiedzę Tuskowi, który już na dzień dobry zwraca się do domowników dość familiarnie.
Dochodzą także kwestie bezpieczeństwa. BOR gości w domach wiele godzin przed przyjazdem premiera. Dzień przed wizytą funkcjonariusze BOR przeszukiwali meble, sprawdzali siatki z zakupami, wypytywali o sąsiadów, zaglądali do kominka. Czuwali przed domem całą noc poprzedzającą spotkanie z premierem. - Gościliśmy nawet psa BOR, który wygnał nasze koty: Ciszę i Spokój, na balkon - opowiada Sochocki.
I dodaje: "nie wiedziałem, że procedury bezpieczeństwa są aż tak rygorystyczne, ale i tak nie zrezygnowałbym z takiego wydarzenia".
A co z tuskobusem? – Premier będzie nim objeżdżał Polskę w niedługim czasie, ale najpierw musimy poznać szczegółowy plan tego, na co samorządy zamierzają wydać pieniądze wynegocjowane przez rząd w Brukseli – mówi Kidawa-Błońska.
_ Źródło: Polityka_