Polka wróciła z Kirgistanu! Wielki sukces internautów. Matka nie kryje wzruszenia

Ze złamanym kręgosłupem, odleżynami i zrostami, ale przynajmniej pełna nadziei. Polka ranna w wypadku helikoptera w Kirgistanie wróciła do kraju dzięki pieniądzom od internautów. - Dzisiaj przespałam pierwszą noc od 6 tygodni! - mówi Wirtualnej Polsce matka kobiety.

Polka wróciła z Kirgistanu! Wielki sukces internautów. Matka nie kryje wzruszenia
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Patryk Osowski

21.08.2018 | aktual.: 21.08.2018 15:49

Helikopter transportujący turystów w Kirgistanie spadł do niecki polodowcowej. Najbardziej ucierpiała akurat Anna Lulkiewicz, którą sparaliżowało od klatki piersiowej w dół. W bardzo ciężkim stanie trafiła na stół operacyjny, ale lekarze i ich sprzęt nie byli w stanie jej pomóc.

Niezbędny był szybki transport do Polski. Pani Anna miała prywatne ubezpieczenie na ponad 60 tys. dolarów. Ale koszty leczenia i specjalnego lotu do Polski okazały się tak wysokie, że musiała prosić o pomoc internautów. Ruszyła zbiórka pieniędzy. W weekend udało się zebrać niezbędne 255 tys. zł, a Polka po ponad 6 tygodniach przyleciała do ojczyzny!

Rodzice są wściekli... na ministerstwa, urzędników, NFZ i nie tylko

- Ze szpitala w Kirgistanie Anię zabrali prywatni lekarze w prywatnej karetce. Przewieźli ją prywatnym samolotem i prywatną karetką przetransportowali z Warszawy do Bydgoszczy - zdaje Wirtualnej Polsce dokładną relację ojciec kobiety Romuald Lulkiewicz.

Podkreśla, że nikt nie chciał mu pomóc. - Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Ministerstwo Zdrowia, Narodowy Fundusz Zdrowia, WOŚP... nikt nie kiwnął nawet palcem, chociaż pisałem do wszystkich. Nie podpowiedzieli, co robić, jak robić, gdzie iść. Rozkładali tylko ręce i przez tyle dni twierdzili, że nie są w stanie nic zrobić - stwierdza mężczyzna.

Obraz
© zrzutka.pl

Foto: Helikopter po wypadku w górach Tien-Szan w Kirgistanie, zrzutka.pl

Teraz pani Anna przebywa już w 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką w Bydgoszczy. Rodzice są szczęśliwi, że widzą córkę, ale jej stan wciąż jest bardzo poważny.

- Lekarze zaznaczają, że taki kręgosłup powinno się składać jak najszybciej. Niemcy czy Włosi sprowadzają swojego obywatela natychmiast do kraju. Nam nikt nie pomógł, więc zajęło to dużo czasu. Teraz Ania ma już zrosty i odleżyny. Nie ważne, czy będzie operowana zaraz czy za 5 dni, bo i tak jest już bardzo późno. Ale oczywiście dzisiaj będzie miała rezonans i tomografię - informuje ojciec.

"Gdyby nie internauci... aż boję się pomyśleć"

Pani Anna miała dobre ubezpieczenie, ale za każdy dzień pobytu w szpitalu w Biszkeku żądano od niej prawie 1 tys. dolarów! Pieniądze więc bardzo szybko się kończyły.

Gdy Wirtualna Polska opisała sprawę walki o zdobycie funduszy, odezwał się do nas Generalny Konsul Honorowy Kirgistanu w RP Janusz Krzywoszyński. Zauważył, że skoro wypadek miał miejsce z winy agencji turystycznej (najprawdopodobniej błąd pilota), warto zwrócić się o odszkodowanie ze strony firmy.

W dłuższej perspektywie może to pomóc w zdobyciu pieniędzy na przyszłą rehabilitację. Jednak pieniądze były potrzebne już! Dlatego w internecie ruszyła zbiórka.

Najpierw mówiono o 126 tys. zł. Potem okazało się, że stan pani Anny jest tak poważny, że międzylądowania nie wchodzą w grę. Niezbędny był samolot, który może pokonać trasę Kirgistan-Polska (ok. 5,5 tys. km) bezpośrednio. Limit zbiórki zwiększono więc do 255 tys. zł, a w niedzielę na koncie i tak było już ponad 300 tys. zł!

"Miałam wyrzuty sumienia, że kładę się spać, a ona tam daleko sama"

Zofia Lulkiewicz nie kryje wzruszenia z widoku córki. - Od razu ją wycałowałam i spokojnie przespałam pierwszą noc od 6 tygodni. Wcześniej miałam wyrzuty sumienia, że kładę się spać, a ona tam daleko sama - mówi Wirtualnej Polsce.

Po wypadku pani Anna nie chciała, żeby rodzice lecieli do niej przez pół świata. Ale po kilku dniach pan Romuald nie wytrzymał. Pojechał mimo sprzeciwu córki. Zdaniem lekarzy to ogromnie poprawiło jej wolę walki. Zaczęła wreszcie jeść i się uśmiechać. Ojciec spędził przy niej 3 tygodnie. Matka zobaczyła córkę dopiero teraz.

- Dziękuję mediom, które nagłośniły sprawę, rodzinie, przyjaciołom, ale przede wszystkim tym 4,5 tys. osób, które dołożyły swoją małą cegiełkę, by moja córka mogła walczyć o zdrowie - podkreśla Zofia Lulkiewicz.

Helikopter zanurzył się w lodowcowej brei

Zdaniem kilkorga świadków katastrofy, bezpośrednią przyczyną wypadku był błąd pilota i źle przygotowane lądowisko. W trakcie lądowania helikopter odbił się od podłoża i stracił równowagę.

Pilot próbował podnieść maszynę, zahaczył o skały, a maszyna spadła do niecki polodowcowej, gdzie ostatecznie się rozbiła. Helikopter częściowo zanurzył się w lodowcowej brei, co prawdopodobnie uratowało wszystkich przed wybuchem.

- Przy próbie przeprowadzenia operacji i podczas narkozy Ania bardzo źle zareagowała. W pewnym momencie nawet zatrzymała się na stole i niezbędna była reanimacja. Potem przez tyle czasu nic przy niej nie robiono - mówi Wirtualnej Polsce jej przyjaciółka Edyta Żuk. Kolejnych prób nie podejmowano, bo w okolicy często wyłączany jest prąd, a operacja mogłaby zająć nawet kilka godzin.

Teraz bliscy i rodzina mają nadzieję na poprawę stanu zdrowia pani Anny.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (164)