Polacy pracują za grosze u norweskiego milionera
Znany w Norwegii właściciel fabryk porcelany i szkła został oskarżony przez media o wykorzystywanie nielegalnie zatrudnionych Polaków. On twierdzi, że o niczym nie wiedział, a Polacy, że lepszej oferty pracy nie mieli.
Afera wybuchła 10 czerwca, kiedy dziennik „Dagbladet” opublikował obszerny, przygotowany przez zespół dziennikarzy artykuł o podejrzanych powiązaniach milionera Atle Brynestada. Właściciel znanych w kraju fabryk i sklepów oraz celebryta zatrudnił do robót kamieniarskich na podjeździe swojego domu irlandzką firmę. Ta korzysta z pracy polskich kamieniarzy i płaci im zaledwie połowę tego, co zwykle zarabiają specjaliści na podobnych stanowiskach.
- Wiemy, że to marna zapłata – skarżył się w „Dagbladet” jeden z polskich kamieniarzy. – Ale żadnej innej pracy nie mamy.
Afera z udziałem celebryty to przykład dobrze ukazujący mechanizmy dumpingu socjalnego, którego ofiarami stają się pracownicy z Polski szukający w letnich miesiącach okazji do zarobku.
Pałace potężne, a wypłaty chude
Irlandzcy właściciele firmy MC Steinlegging opływają w luksusy. Dziennikarze „Dagbladet” idąc tropem dokumentów dotarli do ich posiadłości w Irlandii i opublikowali zdjęcia należących do nich zamków i kosztownych samochodów. Część majątku została zbita w Norwegii kosztem pracy robotników z Polski. Zgodnie z miejscowym prawem kamieniarz powinien zarabiać nie mniej niż 156 koron na godzinę, czyli w przeliczeniu około 86 złotych. Tymczasem kamieniarze zatrudnieni na posesji Brynestada zarabiają nie więcej niż 88 koron za godzinę pracy.
Z ustaleń norweskiego dziennika wynika, iż wspomniana firma nie płaci w Norwegii należnych podatków, a policja wiąże ją z oszustwami podatkowymi, dumpingiem socjalnym oraz handlem ludźmi. W dodatku firma została zarejestrowana z adresem w pokoju hotelowym i choć zadeklarowała zero zatrudnionych, przez wiele miesięcy wykonywała zlecenia.
„Polakom nie ufajcie”
Zarówno milioner, który korzysta z usług podejrzanej firmy, jak i jej irlandzki właściciel, twierdzą, że wszystko odbywa się legalnie lub „prawie legalnie” i właściwie nic złego się nie stało. Irlandczyk przekonuje, iż już gromadzi wszystkie dokumenty, by zacząć płacić podatki, a zatrudnieni przez niego kamieniarze kłamią w sprawie niskich stawek.
- Polakom nie można ufać – podważa ich wiarygodność w „Dagbladet" właściciel MC Steinlegging. – Dużo piją i nie są rzetelni.
Sam Atle Brynestad twierdzi, iż przed zatrudnieniem firmy sprawdził ją na tyle, na ile było można i nie wykrył niczego podejrzanego. Potem nie interesował się ani losem kręcących się po posesji Polaków, ani ich zarobkami. Brynestad, który z roku 2011 zadeklarował 117 milionów koron dochodu, miał akurat co innego na głowie.
Życiowa szansa?
To nie pierwszy i na pewno nie ostatni przypadek dumpingu socjalnego, którego ofiarami padają pracownicy z Polski. Takich historii przybywa latem, kiedy wielu Polaków rusza do Skandynawii i krajów Europy Zachodniej w poszukiwaniu lepszego zarobku. Zdarza się, że to, co miało być „życiową szansą” okazuje się początkiem pasma upokorzeń. Nieuczciwi pracodawcy zwodzą nieobeznanych z lokalnymi przepisami ludzi obietnicą lepszych zarobków w przyszłości lub mówią wprost, że praca jest na czarno i po zaniżonych stawkach.
- Już pierwszy sygnał o nieprawidłowościach w firmie powinien dać pracownikowi do myślenia – ostrzega Anna Stankiewicz z firmy doradczej ATS w Norwegii. – Stankiewicz tłumaczy, że jeśli wbrew ustnej umowie wstępnej pracodawca płaci mało, nie chce podpisać kontraktu, nie płaci za nadgodziny albo obciąża dodatkowymi opłatami np. za łóżko w baraku pracowniczym, to nie wolno się łudzić, że „za miesiąc będzie lepiej”. W 99 na 100 przypadków będzie gorzej. Zdarza się, iż w oczekiwaniu na wyrównanie zaległości pracownik pracuje dalej przez wiele miesięcy, by na koniec zostać z niczym.
Anna Stankiewicz radzi, by w przypadku pierwszych wątpliwości co do uczciwości zagranicznego pracodawcy poszukać samodzielnie stosownych regulacji prawnych lub zgłosić się po pomoc do specjalisty – miejscowego prawnika, firmy doradczej, konsulatu, miejscowej inspekcji pracy. Porada przez telefon zwykle nic nie kosztuje, a pozwala oszczędzić wielu poważnych kłopotów.
Z Norwegii dla WP.PL Sylwia Skorstad