Po tragedii w Tryńczy internauci pytają o stan drogi. Wyjaśniamy
Po tragicznej śmierci piątki młodych osób, których auto wpadło do rzeki Wisłok, internet zalała fala pytań. Czy jechali za szybko, wypadli z drogi na łuku, a może ostry zakręt nie był odpowiednio zabezpieczony barierkami? Wyjaśniamy więc, że przede wszystkim jest to teren zalewowy, a nie klasyczna droga asfaltowa w centrum miasta.
Trzy nastolatki (16, 18 i 19 lat) z miejscowości Tryńcza na Podkarpaciu były poszukiwane przez całą Polskę po tym, jak 25 grudnia zaginęły z dwoma znajomymi (24 i 27-latkiem). Przez kilka dni nie udawało się ustalić, co w ogóle mogło się wydarzyć. W końcu śledczy wyciągnęli z pobliskiej rzeki Wisłok samochód osobowy daewoo tico, w którym znajdowało się pięć ciał. Tragiczny wypadek poruszył tysiące internautów, którzy zaczęli zadawać pytania. Wiele z nich dotyczyło stanu drogi, z której auto zjechało wprost do wody.
- To nie jest zwykła droga, po której jeżdżą samochody. To teren zalewowy, gdzie średnio co trzy lata wylewa Wisłok. W związku z tym nie odbywa się tam zwykły ruch, a raczej jeżdżą rowery, czy chodzą ludzie z kijkami. Często wykorzystują ją też np. rolnicy wracający z kukurydzą - mówi WP wójt Tryńczy Ryszard Jędruch. W miejscu, gdzie doszło do tragedii nie ma ostrego zakrętu, a gdyby zbocze między drogą i rzeką chciano odgrodzić barierkami, musiałyby się one ciągnąć kilometrami. Co więcej, niezbędna byłaby specjalna zgoda Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. - Teren zalewowy rządzi się innymi prawami niż zwykłe drogi gminne - wyjaśnia Jędruch.
Szkoły będą zamykane wcześniej
Tryńcza to niewielka gmina wiejska w województwie podkarpackim. Większość mieszkańców zna się osobiście lub z widzenia, więc niespodziewana śmierć piątki młodych ludzi dotknęła tam wszystkich. - Każda z ofiar chodziła do okolicznych szkół lub była ich absolwentem. Stąd właśnie decyzja o wprowadzeniu trzech dni żałoby i zamykaniu w tym czasie szkół do godziny 12. Pogrzeby mają się odbywać o godz. 13 więc zarówno nauczyciele jak i uczniowie będą mogli się na nich pojawić - mówi Ryszard Jędruch. Przypomnijmy, że na wtorek zaplanowano pogrzeb sióstr Ani (16 l.) i Dominiki (18 l.), na środę Sławomira (24 l.) i Bogdana (27 l.), a na czwartek Klaudii (19 lat).
Władze gminy robią teraz wszystko, aby jak najlepiej przygotować te trudne uroczystości. Całe wydarzenie zabezpieczać ma straż pożarna, a na miejscu ma być do dyspozycji ambulans pogotowia ratunkowego. Zadbano również o to, by na najpilniejsze potrzeby rodziny otrzymały zasiłki z miejscowego Ośrodka Pomocy Społecznej. Zorganizowany zostanie nawet transport dla 15 osób z zaprzyjaźnionej szkoły ze Szczelczyska (Ukraina). W ramach wymian, tata sióstr których pogrzeb odbędzie się we wtorek, wielokrotnie woził tam polskich uczniów i na odwrót.
Zobacz też: pogrzeb Sławomira i Bogusława, którzy zginęli w Tryńczy
Kto siedział za kierownicą pojazdu?
Śledztwo w całej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Przemyślu. Decyzją prokuratora szybko odbyła się sekcja zwłok. Ustalono, że przyczyną zgonów było utonięcie. Zostały też pobrane próbki do zbadania alkoholu i innych substancji w ciałach ofiar. Wirtualna Polska dotarła również do jednego z mieszkańców Tryńczy, który był znajomym wszystkich pięciu ofiar. Cała rozmowa z nim: TUTAJ.
Przypomnijmy, że 25 grudnia nastolatki umówiły się na spotkanie ze swoimi znajomymi. Gdy nie wróciły na noc do domu, rodzice rozpoczęli poszukiwania na własną rękę. Kiedy nie przyniosły one rezultatu zgłosili zaginięcie na policję. Ponieważ telefony zaginionych były wyłączone niemal w tym samym czasie, funkcjonariusze brali pod uwagę także to, że mogło dojść do gwałtownego zdarzenia. Według naszych nieoficjalnych informacji ślady auta, dzięki którym służby dotarły do samochodu, wskazali nie śledczy, ale ktoś z rodziny zmarłych dziewczyn.
Wszystko wskazuje więc na to, że jadąc wspólnie samochodem zjechali z drogi i wpadli do rzeki. Wisłok ma w tym miejscu ok. 3 m głębokości. Samochód leżał na dnie do góry kołami. Ma wgniecenia na dachu i masce, co może świadczyć, że po zjechaniu ze skarpy auto koziołkowało. Kto mógł siedzieć za kierownicą w momencie tragedii? - Raczej żadna z dziewczyn. Miały prawo jazdy, ale to nie był ich samochód - mówi WP znajomy ofiar.