Tryńcza: Znał osobiście wszystkie ofiary. "Chłopaki na pewno nic im nie zrobili"
Z rzeki Wisłok na Podkarpaciu śledczy wyłowili auto, w którym znaleziono ciała 5 osób: trzech młodych dziewczyn i dwóch mężczyzn. Internet szybko zalała fala spekulacji na temat tego, co mogło być przyczyną tragedii. - Większość oskarża chłopaków. Niesłusznie - zapewnia znajomy całej piątki, który odpowiada też na nasze pytania o alkohol i narkotyki.
Trzy nastolatki (16, 18 i 19 lat) z miejscowości Tryńcza na Podkarpaciu były poszukiwane przez całą Polskę po tym, jak 25 grudnia zaginęły z dwoma znajomymi (24 i 27-latkiem). Przez kilka dni nie udawało się ustalić, co w ogóle mogło się wydarzyć. Internet zalewały z kolei najróżniejsze teorie. Użytkownicy sieci sugerowali, że dziewczyny mogły zostać porwane lub napadnięte przez znajomych mężczyzn.
- Znam ich wszystkich osobiście od lat. Oni sami też znali się od dawna i lubili. Chłopaki na pewno nic im nie zrobili - mówi WP jeden z mieszkańców Tryńczy. Zapewnia, że przyczyną tragedii musiała być chwila nieuwagi i nadmierna prędkość. Przyznaje, że od samego początku wykluczał również teorie mówiące o tym, że Dominika, Ania i Klaudia mogły uciec z domu. - Były mądre, poukładane i świadome. Byłem pewien, że nie zrobiłyby czegoś takiego swoim rodzicom - zapewnia.
"Boguś był bardzo spokojny. Sławek bardziej rozrywkowy"
Wśród komentarzy w sieci pojawiały się również zarzuty o to, że któryś z mężczyzn mógł być pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Mieszkaniec Tryńczy uważa, że jest to bardzo mało prawdopodobne, ale dodaje, że stuprocentową pewność przyniosą dopiero wyniki sekcji zwłok. W tej chwili nie wiadomo, czy kierowca był pod wpływem. Wiadomo za to, że są wstępne wyniki sekcji zwłok mówią o utonięciu. - Boguś był bardzo spokojny. Sławek bardziej rozrywkowy, ale zupełnie normalny. W internecie czytałem, że "panowie byli znani w okolicy". To sugerowanie, że byli kojarzeni z czymś złym, a to nieprawda - podkreśla.
Wszystko wskazuje więc na to, że jadąc wspólnie samochodem zjechali z drogi i wpadli do rzeki. Wisłok ma w tym miejscu ok. 3 m głębokości. Samochód leżał na dnie do góry kołami. Ma wgniecenia na dachu i masce, co może świadczyć, że po zjechaniu ze skarpy auto koziołkowało. Kto mógł siedzieć za kierownicą w momencie tragedii? - Raczej żadna z dziewczyn. Miały prawo jazdy, ale to nie był ich samochód - mówi WP znajomy ofiar.
Ich telefony wyłączyły się niemal jednocześnie
Śledztwo w całej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Przemyślu. Decyzją prokuratora ciała zostały zabezpieczone do badań. Odbyła się sekcja zwłok, ale nie podano jeszcze wyników. Zostaną też pobrane próbki do zbadania alkoholu i innych substancji w ciałach ofiar. Funkcjonariusze zabezpieczyli również samochód (daewoo tico), w którym znaleziono ciała.
Przypomnijmy, że 25 grudnia nastolatki umówiły się na spotkanie ze swoimi znajomymi. Gdy nie wróciły na noc do domu, rodzice rozpoczęli poszukiwania na własną rękę. Kiedy nie przyniosły one rezultatu zgłosili zaginięcie na policję. Ponieważ telefony zaginionych były wyłączone niemal w tym samym czasie, funkcjonariusze brali pod uwagę także to, że mogło dojść do gwałtownego zdarzenia. Według naszych nieoficjalnych informacji ślady auta, dzięki którym służby dotarły do samochodu, wskazali nie śledczy, ale ktoś z rodziny zmarłych dziewczyn.
Źródło: EastNews