PiS zamówił sondaż, by wiedzieć, jak pogrążyć Tuska
Jesienią ubiegłego roku stratedzy PiS zamówili specjalne sondaże, aby przygotować się do wyborczej konfrontacji z Donaldem Tuskiem i PO. "Rzeczpospolita" dotarła do tych badań.
28.02.2006 | aktual.: 28.02.2006 08:14
"Badanie wizerunkowe kandydatów na prezydenta" przeprowadził dla sztabu Lecha Kaczyńskiego instytut Ipsos. Na miesiąc przed wyborami prezydenckimi badano starannie wyselekcjonowaną grupę wyborców - zdecydowanych wziąć udział w wyborach prezydenckich, popierających Donalda Tuska, ale dopuszczających możliwość głosowania na Lecha Kaczyńskiego. Badano osoby o średnich dochodach, z dwóch grup wiekowych - 25 - 35 lat oraz 40 - 60 lat. Właśnie tacy wyborcy mają kluczowy wpływ na wyniki wyborów.
Jakie skojarzenia wśród badanych wywoływał Kaczyński? Najczęściej wskazywali na jego działalność publiczną (lider PiS, prezydent Warszawy, były minister sprawiedliwości i prezes NIK), ale wytykali mu także niski wzrost i rolę w filmie "O dwóch takich, co ukradli księżyc". "Na wizerunku Lecha Kaczyńskiego najbardziej ciąży to, iż jest postrzegany jako konfliktowy, niezdolny do kompromisu i o gorszej prezencji" - stwierdzili autorzy badania.
Oczywiście - ponieważ badano wyborców Tuska, lider PO wypadł znacznie lepiej. Ankietowani często wymieniali jego związki z "Solidarnością" oraz to, że w przeszłości pracował jako robotnik - co sztabowcy PO eksponowali w reklamówkach telewizyjnych. W superlatywach wypowiadali się o cechach charakteru Tuska (spokojny, przekonujący, niekonfliktowy, wszechstronny). Podkreślali też jego dobrą prezencję, zamiłowanie do sportu i "młodość". Jednym z ważnych elementów wizerunku Tuska okazała się "stabilność w poglądach" i to, że jest "nieuwikłany w układy". I właśnie to PiS postanowiło zaatakować - podkreśla "Rz".
"Wybór Lecha Kaczyńskiego traktowany jest przez wyborców Tuska jako wyjście awaryjne w sytuacji, gdyby zdarzyło się coś nieoczekiwanego" - piszą autorzy badania w rekomendacjach dla sztabu kandydata PiS.
Za tym ogólnym wnioskiem idą konkretne rady, jak zaszkodzić Tuskowi i spowodować odpływ wyborców do Kaczyńskiego. To tzw. punkty zaczepne. A więc, po pierwsze - radzą autorzy badania - należy podkreślać małe doświadczenie Tuska w działalności publicznej ("być może pełnienie funkcji wicemarszałka to zbyt mało"). Inny wytypowany przez ekspertów "punkt zaczepny" Tuska to jego liberalizm. "Możliwość wykazania braku spójności między socjalnymi deklaracjami Donalda Tuska a jego rzeczywistymi poglądami i postulatami - np. edukacja wyższa, służba zdrowia - mogłaby wywołać poczucie braku wiarygodności" - napisano w badaniu.
I poradzono atak na PO, aby dowieść, że propozycja podatkowa tej partii (3 razy 15%) doprowadzi do zwiększenia cen żywności. PiS posłuchało: lodówka ze znikającym jedzeniem stała się jednym z symboli kampanii i - zdaniem wielu ekspertów - znacząco przyczyniła się do porażki wyborczej Tuska i PO.
Badacze zalecili także atak na bezpośrednie otoczenie kandydata PO. Radzili eksponować "agresję i konfliktowość" Jana Rokity i "niejasne powiązania z biznesem", nawet jeśli nie dotyczą one bezpośrednio Tuska. Takie sygnały znalazły się później nie tylko w kampanii Lecha Kaczyńskiego i PiS, ale także w zakończonych fiaskiem rozmowach koalicyjnych z PO. Kiedy Platforma domagała się szefostwa MSWiA dla Rokity, lider PiS Jarosław Kaczyński mówił: - Być może Platforma obawia się, iż prokuratura zajmie się pewnymi ludźmi z otoczenia tej partii. (PAP)