"Piloci nie lubili apodyktycznego gen. Błasika"
Piloci z załogi Tu-154 nie darzyli sympatią swego przełożonego, szefa sił powietrznych gen. Andrzeja Błasika (+48 l.). Uważali, że generał był apodyktyczny i miał trudny charakter. Tak zeznały w prokuraturze wdowy po pilotach.
01.03.2011 | aktual.: 01.03.2011 11:30
Obaj piloci, którzy 10 kwietnia siedzieli za sterami samolotu Tu-154, kpt Arkadiusz Protasiuk (†36 l.) i major Robert Grzywna (†36 l.) byli skonfliktowani z obecnym w kokpicie generałem Błasikiem. O tym, jak wyglądały ich nie najlepsze stosunki z szefem, opowiedziały wojskowym prokuratorom prowadzącym śledztwo żony oficerów Magdalena Protasiuk i Agnieszka Grzywna.
- Z rozmów z mężem wiem, że generał miał trudny charakter, był rozkazujący i apodyktyczny - zeznała wdowa po kapitanie Protasiuku. Jej zdaniem, jak powiedziała prokuratorom, obecność generała w kokpicie mogła źle wpłynąć na siedzącego za sterami jej męża. - Znając mojego męża, mogę stwierdzić, że ta sytuacja nie była dla niego korzystna psychologicznie - stwierdziła wdowa. Powiedziała też śledczym o tym, że piloci z 36. specpułku nie byli dobrze traktowani i często musieli siadać za sterami, choć mieli wolne.
- Mąż często musiał zmieniać swoje plany związane z czasem wolnym, by zrealizować oczekiwania Kancelarii Prezydenta - zeznała. Wdowa po kapitanie powiedziała także, że po incydencie gruzińskim szef sił powietrznych nie bronił pilotów. Podobnie o generale opowiadała wdowa po majorze Grzywnie. Podkreśliła, że obecność generała w kabinie podczas lotu musiałaby być bardzo „obciążającą dla męża”. O konflikcie na linii piloci - generał zeznali też inni oficerowie ze specpułku. Opowiadali o tym, że generał Błasik osobiście sprawdzał zwolnienia lekarskie kapitana Protasiuka, gdy ten był na chorobowym. Nie było też tajemnicą, że Protasiuk chciał odejść z pułku i zostać pilotem cywilnych linii.
Z kolei wdowa po generale, Ewa Błasik w swoich zeznaniach stwierdziła, że jej mąż był po prostu „bardzo pryncypialny, jeśli chodzi o bezpieczeństwo". I jeśli był 10 kwietnia w kokpicie, to po to, by pomóc pilotom. - Pewnie chciał być zderzakiem chroniącym załogę przed naciskami i pytaniami w stylu: Czy wylądujemy o czasie? Czy zdążymy? - mówiła wdowa po Błasiku.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Oto biurowa gehenna!