Trwa ładowanie...
30-06-2006 15:04

Pielęgnujmy słowo „ja”

O tym, co przeszkadza, i o tym, co pomaga w dobrej rozmowie z dr Elżbietą Sujak rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz

Pielęgnujmy słowo „ja”Źródło: WP.PL
d7kzu84
d7kzu84

Ks. Tomasz Jaklewicz: Nie umiemy ze sobą rozmawiać. Czy to jakiś znak czasu?

Elżbieta Sujak: – Przede wszystkim mamy kryzys więzi międzyludzkich. I to katastrofalny. Brakuje więzi międzypokoleniowych i równorzędnych. Nawet pojęcie przyjaźni jest w zaniku. Przyczyną kryzysu więzi bywa często kryzys komunikacji międzyludzkiej. Doświadczenie poradnictwa małżeńskiego wykazało, że leczenie komunikacji międzyludzkiej, terapia rozmowy, ratuje ludzkie więzi.

Dlaczego tak ważna jest rozmowa?

– Rozmowa jest spotkaniem, a więź rodzi się w spotkaniu.

Czy rozmawiania trzeba się uczyć?

– Rozmawiania uczymy się nieświadomie. Przejmujemy style i wzorce od tych, którzy nas wychowywali. Styl rozmowy wynika z klimatu domu. Często powielamy bezrefleksyjnie pewne formy wypowiadania się, bez zwracania uwagi na to, jak jesteśmy odbierani przez rozmówcę.

Dlaczego tak rzadko zdarza się rozmowa o tym, co ważne?

– Z wielu względów. Po pierwsze każdy broni swojej intymności, nie dopuszcza drugiego zbyt blisko, dopóki nie nabierze zaufania. A zaufania nabiera się powoli i stopniowo.

d7kzu84

A my chcemy dziś mieć wszystko szybko…

– Tak. Panuje często styl esemesowy – lakoniczny, skrótowy. Przypomnijmy sobie lisa i Małego Księcia. Najpierw siada się daleko, potem bliżej, i tak powoli, powoli rozkwita spotkanie wypełnione coraz poważniejszą rozmową.

Co jeszcze przeszkadza w dobrej rozmowie?

– Często nie zależy nam na prawdziwym kontakcie z człowiekiem, ale na tym, co możemy od niego uzyskać. Dominują nieraz ideały wzięte z biznesu: załatw sprawę i żegnaj. Traktujemy ludzi instrumentalnie. Ponieważ czujemy to nawzajem, dlatego jest nieufność i dystans. I wtedy rozmawiamy o byle czym. Poza tym nie umiemy nazywać tego, co przeżywamy. Nie umiemy nazywać własnych uczuć, brakuje nam słów. Dziewiętnastowieczna literatura beletrystyczna stworzyła bardzo bogaty słownik dla uczuć, ale myśmy to zagubili.

Dzisiaj bardziej telewizja niż literatura kształtuje styl naszych rozmów.

– Telewizor jest jak ołtarzyk. Zanika życie towarzyskie. Rodzice narzekają, że nie mają czasu na rozmowę z dziećmi, ale telewizora nie wyłączą. Do telewizora doszedł komputer, a to jest idealna ucieczka od ludzi. Praca zawodowa, kibicowanie politykom czy sportowcom to są wszystko drogi ucieczki.

Lubimy oglądać seriale, bo w nich jest dużo dialogów.

– Słownik naszych seriali jest, niestety, zbudowany na obserwacji codzienności. I to utrwala złe nawyki. Telewizja i seriale nie są formacyjne. A szkoda, seriale mogłyby kształtować dobry styl porozumiewania się.

d7kzu84

Modne są różnego rodzaju dyskusje telewizyjne, jedna z nich ma nawet tytuł „Warto rozmawiać”.

– Tak, ale nawet ta audycja, jak i wiele innych, jest tak prowadzona, że wszyscy mówią równocześnie. Na warsztatach komunikacji przyjmujemy zasadę, że mówimy po kolei. W ten sposób każdy może się wypowiedzieć. Kiedy po raz pierwszy znalazłam się na spotkaniu, które prowadził arcybiskup Karol Wojtyła, byłam pod wrażeniem jego stylu prowadzenia rozmowy. Króciutko podsumowywał to, co usłyszał. Każdy uczestnik czuł się zrozumiany. Prowadzący rozmowy w telewizji musieliby się tego nauczyć. Bo inaczej ludzie przejmują zły styl. Co jest najważniejsze w dobrej rozmowie?

– Przede wszystkim prawda. W rozmowie pozostaję takim, jakim rzeczywiście jestem. Nie staram się być kimś innym, niż jestem, nie staram się zrobić określonego wrażenia: kogoś silniejszego, mądrzejszego czy z wyższej sfery. Jestem sobą i godzę się na to, że drugi człowiek mnie przyjmie albo nie...

Zwykle jednak, kiedy nam na kimś zależy, to odruchowo staramy się pokazać z jak najlepszej strony.

– To są najlepsze strony tylko w moim mniemaniu. Ukazuję w sobie coś, co – jak się spodziewam – drugiemu będzie się podobać. A wtedy mogę mimo woli zakryć moją rzeczywiście najlepszą stronę. I mamy tu znowu jakąś nieautentyczność, a warunkiem dobrej rozmowy jest wolność i autentyczność. Czuję się wolna wewnętrznie i mogę sobie pozwolić na to, że jestem sobą i nie przyjmuję żadnej roli. Daję także wolność swojemu rozmówcy, pozwalam mu być sobą. W rozmowie lepiej jest unikać pytań, a stosować zdania twierdzące. Pytania powodują często odruch obronny.

d7kzu84

Co jest lepsze w sytuacji konfliktowej: powiedzieć wszystko, co leży na wątrobie, czy zacisnąć zęby i przemilczeć?

– Lepsza jest ta postawa, która ujawnia uczucia. Ale ujawnianie uczuć musi się zawsze dokonywać w formie „ja”. Słowo „ty” jest bardzo groźne. Ponieważ często mamy tendencję do przypisywania innym tego, że są przyczyną mojego złego nastroju. Od razu występujemy z oskarżeniem, zamiast po prostu zakomunikować „zrobiło mi się przykro, kiedy powiedziałeś to...”. Kiedy mówię w formie „ja”, nigdy nie zranię, kiedy mówię „ty”, wtedy bardzo łatwo mogę zranić. Najczęściej przyczyną mojej irytacji nie jest bezpośrednie zachowanie drugiego, tylko moja potrzeba, która nie została zaspokojona, np. potrzeba uznania, dostrzeżenia. Winę za tę niezaspokojoną potrzebę przypisuję rozmówcy i występuję z oskarżeniem.

Ale małżonkowie mają przecież prawo oczekiwać zainteresowania czy uznania od drugiej strony.

– Tak, mają prawo oczekiwać. Dlatego niech ujawnią, że to są ich oczekiwania, a nie obowiązki tego drugiego. „Ja chciałabym, żebyś....”, „marzyłam, o tym że...” zamiast „ty powinieneś...”.

To wydaje się tylko kosmetyczną zmianą słów…

– To jest bardzo istotna różnica. Pierwszy kryzys w małżeństwie pojawia się bardzo wcześnie. Mianowicie wtedy, kiedy mija godowy okres zdobywania i kończą się gry pozorów. Ludzie zaczynają być sobą. Pojawia się wtedy rozczarowanie, że oczekiwania nie zostały spełnione. Zaczyna się prawdziwy rozwój miłości – kocham cię już nie „za coś”, ale „pomimo wszystko”.

d7kzu84

Rozwój miłości zaczyna się od kryzysu? Kryzys kojarzy się z czymś złym.

– Kryzys jest szansą rozwoju.

To dlaczego tak wiele kryzysów kończy się rozstaniem czy rozwodem?

– Ponieważ zamiast szukać porozumienia, małżonkowie stawiają żądania i zarzuty. Zamiast mówić o sobie, mówią o tym drugim. „Ja jestem zawiedziona, ty jesteś winny”. Pozostańmy tylko przy „ja jestem zawiedziona”. Moje rozczarowanie to jest mój problem, a nie problem tego drugiego. Kiedy moje rozczarowanie rzucam na drugiego w formie oskarżenie, to jemu zostaje już tylko próba wytłumaczenia albo ucieczka, ponieważ nie może żyć w atmosferze stałych pretensji i zarzutów. On nie chce wziąć tego problemu na siebie. Najczęstsze oskarżenie w sprawach rozwodowych jest takie: „on udawał, ona udawała, a potem się okazało…”. Prawda jest taka, że żadne z nich nie udawało, każde tworzyło atmosferę sprzyjającą podobaniu się, a potem przyszło rozczarowanie. Rozczarowanie jest problemem rozczarowanego, a nie tego, który rozczarował, i nie można go winić. No dobrze, ale co z tą drugą stroną?

– Ona jest w analogicznej sytuacji. Jest też zawiedziona, też oskarża i też ma pretensje. I wtedy jedyną szansą jest rozmowa, w której ktoś zacznie mówić wreszcie o sobie: czego oczekiwał, co otrzymał, a czego nie otrzymał, jak się z tym czuje itd. Wtedy ta druga strona ma szansę go zrozumieć i odpowiedzieć w ten sam sposób. Najważniejsze jest, aby pielęgnować słowo „ja”. Wychowywano nas w błędnym przeświadczeniu, że „ja” to jest egoizm. Na kursie komunikacji zaczynamy najpierw od tego, jak się czujesz, kiedy mówisz słowo „ja”, czy nie uciekasz w ogólniki. Słowem „ty” trzeba posługiwać się bardzo ostrożnie.

d7kzu84

Nieraz komuś łatwiej jest opowiedzieć o swoich problemach, np. w małżeństwie komuś trzeciemu. Czy to dobra droga?

– Tak, to jest bardzo ważna i dobra droga. Jeśli komuś innemu wszystko opowiem, to wtedy widzę to poza sobą. Często to jest opowieść pełna pretensji, oskarżeń, ale nieraz kończy się stwierdzeniem „ale, on (ona) nie jest przecież taki zły…”. Osoba zaczyna nabierać dystansu wobec negatywnych uczuć, zaczyna dostrzegać także dobre strony tego, o kim przed chwilą mówiła ze złością. W kłótni bezpośredniej o to bardzo trudno. Za tym stoi psychologiczne prawo, że uczucia negatywne, obronne, mają większą siłę przebicia, podczas gdy uczucia pozytywne są słabsze w wyrazie, a ponadto boimy się je ujawniać, bo mamy poczucie, że oddajemy wtedy coś z siebie drugiemu.

Czy istnieje dobra kłótnia w małżeństwie?

– Jak najbardziej. Taka kłótnia musi być uczciwa, wtedy będzie dobra. Musi być mówieniem w formie „ja”, nie może być dążeniem do zwycięstwa w jakiejś sprawie. Zwycięstwem jest porozumienie, a nie przeprowadzanie swojej woli ani karanie rozmówcy. Istotna jest chęć bycia dla drugiego i chęć słuchania.

Elżbieta Sujak
emerytowany lekarz psychiatra, zaangażowana w poradnictwo rodzinne, rekolekcyjne oraz warsztaty komunikacji. Za najważniejszą swoją książkę uważa „Rozważania o ludzkim rozwoju”. Najnowsza książka „ABC psychologii komunikacji” ukaże się wkrótce w wydawnictwie WAM.

d7kzu84
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d7kzu84
Więcej tematów