PolskaPełnomocnik wdowy po Dębskim: co najmniej 15 lat więzienia dla Inki

Pełnomocnik wdowy po Dębskim: co najmniej 15 lat więzienia dla Inki

Kary 7 lat i 11 miesięcy więzienia zażądał przed Sądem Okręgowym w Warszawie prokurator w
procesie Haliny G. - "Inki", oskarżonej o pomoc w zabójstwie b.
ministra Jacka Dębskiego. Wyrok - za tydzień.

06.03.2006 | aktual.: 06.03.2006 17:18

Pełnomocnik wdowy po Dębskim, mec. Andrzej Werniewicz, walczy przed sądem o uznanie, że "Inka" nie pomagała, lecz była współsprawczynią tego zabójstwa. Żąda więc, by sąd skazał oskarżoną na karę co najmniej 15 lat więzienia, bez nadzwyczajnego złagodzenia kary, o co wnosi prokurator.

Troje obrońców oskarżonych przekonywało sąd, że ich klientka nie była świadoma tego, jak skończy się jej wyjście z Dębskim przed lokal nad Wisłą w Warszawie w kwietniu 2001 r. Wnieśli więc o uniewinnienie, ewentualnie o skazanie na 5 lat więzienia, uznając efekty współpracy "Inki" z organami ścigania, bez której nie udałoby się rozwikłać sprawy zabójstwa Dębskiego i innych przestępstw.

30-letnia obecnie Halina G. mówiła przed sądem, że do dziś żyje w poczuciu strachu o swe bezpieczeństwo. Media już uznały mnie za winną, a to, że jestem jedyną żyjącą osobą związaną z tą zbrodnią, dodatkowo mnie w ich oczach obciąża - powiedziała. Uważa, że w areszcie straciła "najpiękniejsze lata swojego życia".

To już drugi proces "Inki". Musiał się on rozpocząć od nowa, bo w 2004 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił pierwszy wyrok - 8 lat więzienia, wymierzony jej w 2003 r. Po rozpatrzeniu apelacji sąd doszedł do wniosku, że trzeba rozważyć jeszcze raz, czy Halina G. jedynie pomogła w zabójstwie, czy też brała w nim aktywny udział.

Dębski zginął w nocy 11 kwietnia 2001 r. Wyszedł z Haliną G. z lokalu nad Wisłą, gdzie świętował urodziny. Tam b. ministra sportu zastrzelił płatny zabójca. Śledczy ustalili, że zrobił to Tadeusz Maziuk "Sasza", który działał na zlecenie Jeremiasza Barańskiego "Baraniny", mafijnego bossa mieszkającego pod Wiedniem. "Sasza" i "Baranina" odebrali sobie życie po aresztowaniu.

"Baranina" miał przywłaszczyć sobie 400 tys. dolarów Dębskiego, któremu wmówił, że są bliską rodziną i że dobrze zainwestuje te pieniądze - taki motyw zbrodni ustaliła prokuratura.

Prawomocny wyrok w granicach 8 lat więzienia oznaczałby, że "Inka" mogłaby rozpocząć starania o przedterminowe warunkowe zwolnienie, bo przebywa w areszcie już prawie 5 lat. Do prokuratury zgłosiła się sama w kwietniu 2001 r., dwa dni po zbrodni.

W poniedziałek przed sądem prokurator Arkadiusz Matusiak przekonywał, że "Inka" dobrze wiedziała, co mogą oznaczać słowa "Baraniny", który powiedział jej dwa tygodnie przed zbrodnią, że Dębski musi być "ukarany za nielojalność". Mogło chodzić tylko o śmierć, do której kobieta przyczyniła się wystawiając b. ministra na strzał - mówił oskarżyciel.

Prok. Matusiak podkreślił zarazem, iż "Inka" składając zeznania w śledztwach przeciw "Baraninie" oraz członkom jego gangu, przyczyniła się do rozwikłania tamtych spraw. Dlatego należy się jej nadzwyczajne złagodzenie kary - stąd wniosek o 7 lat i 11 miesięcy więzienia dla oskarżonej, czyli o miesiąc poniżej dolnej granicy zagrożenia karnego za zabójstwo.

Reprezentujący wdowę po Dębskim mec. Werniewicz mówił, że oskarżonej nie należy się nadzwyczajne złagodzenie kary, bo informacje, które podawała śledczym nie były nowe, a niektóre nie były też istotne dla spraw "Baraniny" i innych gangsterów związanych z tym środowiskiem.

Oskarżona doskonale wiedziała, w czym uczestniczy i współdziałała z zabójcą. Gdyby nie wyprowadziła Dębskiego na strzał, do zabójstwa nie doszłoby - mówił mec. Werniewicz. Większą część swego ponad dwugodzinnego wystąpienia poświęcił analizie systemu komunikacji "Baraniny", który dzwonił do "Saszy" i "Inki". Czyste karty sim, które się wyrzuca, zmienianie telefonów, budki telefoniczne - wyliczał.

Oskarżona miała prawo zakładać, że Jacek Dębski nie zginie, nigdy wcześniej nie uczestniczyła w zdarzeniu, które zakończyło się czyjąkolwiek śmiercią- mówił mec. Rafał Maciejczyk. Przyznawał wprawdzie, że "Inka" przez kilka lat funkcjonowała w środowisku lojalnym wobec bossa, który karał za odstępstwa od tych zasad i sama została kiedyś "nastraszona wywiezieniem do lasu" - skąd jednak wróciła bez szwanku, choć przystawiano jej tam pistolet do skroni.

Ona już poniosła karę. Wie dobrze, że to w związku z jej zachowaniem zginął Jacek Dębski - mówiła mec. Izabella Kruszyńska- Świątek. Trzeci z obrońców, mec. Piotr Kruszyński przekonywał sąd, że nie może być mowy o współsprawstwie Haliny G. w zbrodni, bo nie sposób wykazać, by była ona w porozumieniu z samym zabójcą.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)