Polska"Pejzaż miejski" na warszawskiej Pradze. Wyjątkowe dzieła intrygujących twórców

"Pejzaż miejski" na warszawskiej Pradze. Wyjątkowe dzieła intrygujących twórców

Kolejne ciekawe wydarzenie na warszawskiej Pradze. Sezon powakacyjny Galeria Stalowa rozpoczyna wystawą zbiorową pt. „Pejzaż miejski”, prezentującą prace piątki malarzy: Pawła Słoty, Marii Kiesner, Zbigniewa Blukacza, Artura Przebindowskiego i fotografika Andrzeja Koniakowskiego. Są oni przedstawicielami młodego i średniego pokolenia twórców. Wernisaż odbędzie się 2 września o godz. 18. Wstęp wolny!

"Pejzaż miejski" na warszawskiej Pradze. Wyjątkowe dzieła intrygujących twórców
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe Galerii Stalowa

Malarstwo pejzażowe od stuleci zajmowało się przedstawianiem widoków natury lub wsi, właściwie od XVIII wieku zdarzały się weduty, czyli widoki miejskie, głównie Wenecji. Wiek XX przyniósł styl pejzaży wielkomiejskich, co oczywiście wiązało się z dynamicznym rozwojem wielkich aglomeracji. Malarze, a także fotograficy i filmowcy prześcigali się próbach oddania specyficznego charakteru pejzaży miejskich i to zarówno tzw. topograficznych, czyli oddających w konwencji realistycznej obraz miast, ale i wizyjnych, fantastycznych, odnoszących się do pewnych konkretnych i rzeczywiście istniejących elementów, lecz jako całość stanowiących oryginalną wizję artysty.

Takie właśnie są obrazy zebrane na wystawie „Pejzaż miejski”. Pozornie przedstawiające widoki miast, konkretnych ulic czy domów, w istocie jednak będące swobodna kreacją, tworem wyobraźni artystów – malarzy i fotografika.

Zbigniew Blukacz, profesor katowickiej Akademii Sztuk Pięknych, jeszcze do niedawna zajmował się przede wszystkim eksplorowaniem śląskich plenerów podmiejskich, obszarów na granicy miasta, na ziemi niczyjej, na przykład na tzw. terenach kolejowych, gdzie zindustrializowana przestrzeń zrujnowała resztki natury. Lecz nie pozbawiła ich walorów godnych przedstawienia na pięknych – świetnie skomponowanych i nasyconych kolorystycznie – obrazach (cykl „Poza horyzont”, 2003). Od 2011 wydaje się, że Blukacz na dobre porzucił peryferia, by przenieść się do serca miasta, najczęściej przedstawianego nocą, często w deszczu czy we mgle. Widzimy tunele lub duże skrzyżowania, pobocza, zarejestrowane jakby mimochodem z okna samochodu, podczas podróży. Blukacz operuje rozedrganymi plamami barwnymi, zbliżając się niejednokrotnie do abstrakcji. To raczej powidoki, niż konkretne miejsca na Śląsku czy gdziekolwiek indziej. Miejska przestrzeń imaginacyjna, odnosząca się do struktury i atmosfery pejzażu miasta. W ostatnim cyklu pt.
„Mapy światła” przenosi się na jeszcze wyższy poziom abstrakcji, „ponad horyzont”, by portretować tkankę miast z okna samolotu. Nocą, gdy miasto jest z tej perspektywy świetlistą mapą.

Maria Kiesner, młoda warszawska, a konkretnie północnopraska, malarka, portretuje budynki, które zainteresowały ją z racji ich wybitnych walorów architektonicznych lub – wręcz odwrotnie – z racji swej brzydoty, typowości. Najczęściej maluje na podstawie współczesnych fotografii lub nierzadko czarno-białych, niewyraźnych ilustracji z dawnych książek, poświęconych budownictwu i architekturze. Nie są to jednak wierne weduty topograficzne, choć do pewnego stopnia oddają ogólny plan i szczegóły. Jak się okazuje, to jednak tylko baza, podkład do budowy właściwego obrazu, uwzględniającego czysto malarskie układy barw i raczej nierzeczywiste światło.

Andrzej Koniakowski jest piewcą śląskich pejzaży od kilkudziesięciu lat, należy do grona najwybitniejszych i klasycznych fotografików śląskich. Prace, prezentowane na wystawie „Pejzaż miejski”, nie są jednak klasycznymi fotografiami pejzażowymi. To kolaże, układy form, bliskich abstrakcji w typie konstruktywistycznym (cykl dedykowany jest Aleksandrowi Rodczence). Fragmenty przedstawień miejskich są najczęściej multiplifikowane i zestawiane z czysto graficznymi elementami. Podobnie podchodzi artysta do przedstawień warszawskich: konkretny detal, sfotografowany w dającym się zlokalizować miejscu, zostaje poddany przekształceniom formalnym, poprzez które traci walor konkretu, by zyskać wymiar czysto artystyczny, oparty o analizę płaszczyzn i światła.

Artur Przebindowski, młody, ale cieszący się już dużym uznaniem w kraju i za granicą krakowski malarz, tworzy od lat cykl obrazów „Megalopolis” – wizję miasta-molocha, urbanistycznego monstrum, które nie jest tylko fantazją, lecz rzeczywistością wielu największych aglomeracji Ameryki Południowej czy Azji. Przebidowski nie maluje jednak brazylijskich faweli czy slumsów Mumbaju, to nie są weduty najuboższych dzielnic „mega miast”, to raczej dość ponura, choć piękna, dzięki kunsztowi malarza, wizja zdegenerowanego, przeludnionego do granic możliwości, ale także odhumanizowanego, skrajnie biednego, tandetnego i tymczasowego miasta przyszłości. Powtórzmy jednak: pięknego, z niepowtarzalnym, by tak rzec, wewnętrznym i niosącym nadzieję światłem.

Najbliżej miejskim pejzażom Pawła Słoty, młodego krakowskiego malarza, z którym Galeria Stalowa współpracuje od ponad roku, czyli od samego początku swojego istnienia, jest do prac Zbigniewa Blukacza. Mamy bowiem do czynienia w nocnymi wizjami wielkiego miasta, obrazami imaginacyjnymi, oddającymi atmosferę wielkomiejskiej ulicy, ale nie portretującymi konkretnych miejsc. O ile jednak Blukacz obserwuje miasto z bezpiecznej perspektywy okna samochodu lub samolotu, Słota pozostaje na ulicy, zbliża się do pędzących aut czy tramwajów, nieraz na niebezpieczną odległość. To pewnie z tego powodu jego obrazy są tak dynamiczne, niemal ruchome, momentalne, powstające nie w efekcie dłuższej obserwacji czy analizy, lecz chęci oddania chwili, w której przebiega się przez ulicę na czerwonym świetle. Pejzaże Pawła Słoty oddają ten stan ryzyka, na jakie jesteśmy narażeni żyjąc w wielkim mieście. Zwłaszcza nocą.

To, co zbliża najbardziej Słotę i Blukacza oraz wszystkich artystów „Pejzażu miejskiego”, to ich podejście do światła. Nie malują miejskich wedut, lecz światła wielkiego miasta.

Krzysztof Stanisławski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)