PolskaPapierowy oskarżyciel

Papierowy oskarżyciel

W Polsce są dwa zawody z wielką przyszłością: psychiatry i prokuratora. A ponieważ na wydziale prawa będzie wam trudno uczyć się psychiatrii, zachęcam, abyście zostali prokuratorami - powiedziałem studentom, kiedy w październiku 2004 r. rozpoczynałem zajęcia na Uniwersytecie Warszawskim.

Dlaczego zwiększa się popyt na prokuratorów? Bo liczba przestępstw pospolitych wzrosła w ostatnich 15 latach dwuipółkrotnie, a liczba politycznych afer przekracza granice wyobraźni. Jeśli chcemy, przynajmniej symbolicznie, przejść do budowy IV Rzeczypospolitej, wymiar sprawiedliwości musi zacząć pracować znacznie intensywniej niż dotychczas.

Nie może być abolicji dla tak dużej liczby afer. I ktoś ten materiał musi przerobić. Nie wystarczy jednak zwiększyć liczby prokuratorów, których zresztą jest wystarczająco dużo. Potrzebni nam są przede wszystkim skuteczni śledczy. Żeby takimi się stali, nie mogą popełniać kardynalnych błędów. Te błędy nazywam siedmioma grzechami głównymi prokuratury.

Grzech I: zawisłość

Ten grzech jest związany z wadliwą strukturą prokuratury. Aby awansować, prokuratorzy muszą być ulegli. Mają słabą pozycję polityczną i zawodową, stąd ich daleko idąca dyspozycyjność.

Niedawno głośno było o sprawie byłego szefa Kancelarii Prezydenta Marka Ungiera, którego prokuratura przez dziewięć lat nie przesłuchała. Problemem jest również brak oddzielenia pionu prokuratorskiego od ministra sprawiedliwości. W Polsce prokuratura jest upolityczniona, bo nadzoruje ją prokurator generalny, którym jest minister sprawiedliwości, czyli polityk.

Od dawna mówi się, że tę sytuację trzeba zmienić, ale będzie to wyjątkowo trudne. I to niezależnie od tego, kto będzie rządził Polską. Każda władza lubi bowiem mieć do dyspozycji organy ścigania.

Grzech II: ręczne sterowanie

W systemie podporządkowania prokuratury podległość jest zrozumiała, ale zbyt daleko posunięta podległość prowadzi do patologii. Dobrze oddaje ją wypowiedź prokuratora Zygmunta Kapusty przed komisją śledczą ds. Orlenu.

Podczas konfrontacji z byłym wiceministrem sprawiedliwości Ryszardem Stefańskim powiedział on: "Nie telefonowalibyście do prokuratury apelacyjnej w drażliwych sprawach tylko pod jednym warunkiem - gdyby wam telefony pozabierać".

Grzech III: demoralizacja

Żadnego prawniczego zawodu nie ominęła demoralizacja. Wielu wybitnych mecenasów zachowuje się tak, jakby byli adwokatami gangów albo politycznych sitw. Podobnie jest z prokuratorami. Są nie tylko dyspozycyjni, ale stracili nawet poczucie przyzwoitości.

Przykładem jest słynna prokurator Katarzyna Sawicka, która (co ujawnił tygodnik "Wprost") nie widziała nic złego w tym, że brała udział w bankiecie z gangsterami. A przecież nie trzeba być - jak Sawicka - prokuratorem rozpracowującym mafię, by odróżnić normalnego człowieka od gangstera.

Grzech IV: nieudolność

Organy prokuratorskie od dawna były najsłabszym ogniwem w wymiarze sprawiedliwości - znacznie słabszym od sędziów, adwokatów i radców prawnych. W sprawie Jamrożego i Wieczerzaka skompromitowali się nie tylko biegli, ale także prokuratorzy. Po pierwsze, zawinili dlatego, że wybrali niewłaściwych biegłych, a po drugie - nie potrafili pracy biegłych kontrolować.

Prokuratorzy nie są przygotowani do rozpatrywania spraw o charakterze aferalno-gospodarczym. Wymaga to wiedzy, której na studiach po prostu się nie przekazuje.

Janusz Kochanowski

Źródło artykułu:Wprost

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)