Państwowe dzieci
Przelała się przez Polskę fala protestów, okupacji urzędów i ośrodków pomocy społecznej. Protestowały matki samotnie wychowujące dzieci, pozbawione wypłat ze zlikwidowanego właśnie Funduszu Alimentacyjnego. Do 15 czerwca miały mieć wypłacone zasiłki i nowe dodatki rodzinne, w niektórych miejscach nie zdążono z nimi do dziś. Protestom towarzyszyły rękoczyny i dramatyczne sceny rozdzierające serce. Matki przynosiły do urzędów swoje dzieci krzycząc: „One umierają z głodu!” - pisze w "Polityce" Wojciech Markiewicz.
Resort polityki społecznej wciąż liczy, ile pieniędzy na zasiłki zabrakło w skali kraju. Według wcześniejszych ocen na miesięczne wypłaty miało wystarczyć 130 mln zł. Rzecznik praw dziecka uważa, że potrzeby mogą sięgać nawet 300 mln. W Łodzi część samotnych rodziców jeszcze 1 lipca wciąż była bez pieniędzy. W kolejce czekało kilka tysięcy osób, najbardziej potrzebującym magistrat wydawał paczki żywnościowe.
W Polsce na utrzymaniu 1,1 mln samotnych rodziców jest ok. 1,6 mln dzieci. Mniej więcej jedna trzecia korzystała z Funduszu Alimentacyjnego (FA): 344 tys. rodziców (w ponad 90% matki) pobierało alimenty dla 535,5 tys. dzieci. Jednak od kilku lat coraz bardziej było widoczne, że FA przestaje pełnić przypisaną mu początkowo rolę – upraszczając – pośrednika i staje się kolejną kasą wypłat budżetowych zasiłków.
Tata nie płaci
Fundusz, przypomnijmy, utworzono w 1974 r., gdy gierkowska Polska otwierała się na Zachód, a pojęcie alimentów przestawało być wstydliwe w ustroju socjalistycznej sprawiedliwości społecznej. Szybko wzrastała liczba rozwodów, rosła też liczba tych, którzy alimentów nie płacili. Państwo uznało, że jego aparatowi łatwiej będzie wyegzekwować płatności. Wypłacało więc alimenty, głównie matkom, ale obciążało nimi opornych tatusiów. Jak fama głosi, Fundusz znalazł się w strukturze ZUS dlatego, że szefową zakładu była wówczas pani, która sama miała kłopoty z egzekwowaniem od męża alimentów na ich dwóch synów i chętnie wzięła FA pod swoją opiekę.
Początkowo – gdy ręka państwa była twarda, praca szukała człowieka, a płatne zajęcie było nawet w więzieniu – tzw. wpływ należności od osób zobowiązanych do alimentacji sięgał 80%. Fundusz był więc w niewielkim stopniu zasilany z budżetu. W 1982 r. było to już ledwie 61,2%. Potem – gdy zmienił się ustrój i rozszalało bezrobocie – ściągalność dramatycznie spadła, aby w 2003 r. osiągnąć 11,4%. Fundusz stał się karykaturą kasy kredytowej.
Jednocześnie lawinowo rosła liczba dzieci uprawnionych do świadczenia; z 97 tys. w 1982 r. do 535,5 tys. w 2003 r. Jeszcze szybciej rosła suma wypłat; z 312 mln zł w 1995 r. do 1,6 mld zł w 2003 r., z czego dotacja na państwowe dzieci ze środków Skarbu Państwa, a więc z kieszeni podatników, wynosiła prawie 1,5 mld zł. Pod koniec swego istnienia FA miał prawie pół miliona dłużników o średniej kwocie zadłużenia prawie 13 tys. zł. Od kilkunastu lat każdego roku przesiadywało w więzieniach od 4 do 12 tys. alimenciarzy, z wyrokami od kilku miesięcy do 4 lat. Każdy miesiąc ich pobytu w zakładzie karnym kosztuje podatnika 1600 zł.