Państwo Islamskie po roku. Perspektywy jego pokonania są jeszcze bardziej odległe
Państwo Islamskie po roku istnienia cieszy się znaczną akceptacją ze strony swych "obywateli". System drakońskich kar szariackich niemal całkowicie wyplenił pospolitą przestępczość, co zwłaszcza w Iraku było istną plagą. A jasny i w gruncie rzeczy sprawiedliwy system redystrybucji dóbr i środków finansowych zbudowany na zakacie, tradycyjnym muzułmańskim podatku, zaowocował wzrostem poparcia społecznego. Uwzględniając oddziaływanie kalifatu i jego ideologii na światową społeczność muzułmańską można uznać, że perspektywy jego zniszczenia są obecnie jeszcze bardziej odległe niż w momencie jego powoływania.
Gdy 29 czerwca 2014 roku (w pierwszy dzień ramadanu) w irackim Mosulu, dopiero co zajętym przez ekstremistów z Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu (ISIL/ISIS)
, ogłoszono uroczyście powstanie kalifatu, wielu ekspertów przestrzegało przed bagatelizowaniem tego faktu. Dopiero jednak wydarzenia kolejnych tygodni - w tym zwłaszcza spektakularny pochód dżihadystów na Bagdad i ich błyskotliwe sukcesy militarne w Syrii - kazały możnym tego świata z uwagą pochylić się nad nową sytuacją strategiczną, zaistniałą dość niespodziewanie na Bliskim Wschodzie. Ta wzmożona uwaga nie oznaczała jednak niestety woli podjęcia zdecydowanych działań, zwłaszcza militarnych, które mogłyby w zarodku zdusić rodzącą się hydrę nowej, znacznie brutalniejszej generacji radykalnego islamu.
Brak natychmiastowej i zdecydowanej reakcji społeczności międzynarodowej (głównie Zachodu i państw regionu) na pojawienie się zbrodniczego tworu, jakim szybko okazał się kalifat, sprawił, że nie tylko przetrwał on pierwszy okres swego istnienia, ale wręcz umocnił się, a nawet rozpoczął ekspansję w inne regiony obszaru Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Ten "grzech zaniechania" Zachodu - który chyba początkowo nie traktował zupełnie serio kalifa Ibrahima i jego "państwa" - to bodajże największy błąd USA i Europy od czasu bezkrytycznego poparcia "demokratycznych" rewolt w regionie bliskowschodnim w 2011 roku.
Tak jak się obawiano przed rokiem, kalifat - islamistyczne "państwo", budowane według średniowiecznych wzorców, opracowanych w czasach proroka Mahometa - stał się geopolitycznym faktem i zagościł (zapewne na dłużej) w rzeczywistości regionu.
Kalifat jako idea
Obecnie, po roku, kalifat co prawda nie rozprzestrzenia się już w Iraku i Syrii tak żywiołowo, jak w pierwszych miesiącach swego istnienia, ale za to skutecznie utrwala i pogłębia swą władzę na już zajętych terenach. Z sukcesami promuje też swą ideologię w różnych, nieraz bardzo odległych geograficznie, częściach świata, z każdym dniem (i z każdym udanym atakiem, dokonywanym w jego imieniu) zyskując kolejne rzesze radykalnych wyznawców i zwolenników.
Dzisiaj kalifat to już bowiem nie tylko konkretne terytorium na powierzchni Ziemi - to także (a może przede wszystkim) idea, koncepcja ideologiczno-polityczna i religijna zarazem, niebywale atrakcyjna dla milionów muzułmanów. Zwłaszcza tych żyjących na Zachodzie i w dużej części odrzucających jego dorobek cywilizacyjno-kulturowy, głównie w postaci liberalnej demokracji, nacisku na prymat roli jednostki (osoby ludzkiej) oraz jej praw i swobód w państwie i społeczeństwie, a także takich wartości jak wolność wypowiedzi, polityczna poprawność (w jej dobrym i złym znaczeniu), tolerancja itd. Jednym słowem - negujących wszystko, czym stał się świat zachodni w XXI w.
To właśnie na bazie tego ideologiczno-religijnego oddziaływania kalifat zaraził już swym toksycznym wpływem dziesiątki islamistycznych grup i organizacji - z których wiele było dotychczas blisko związanych z Al-Kaidą. Dzięki temu ideologiczne i "duchowe" wpływy "państwa" islamskiego rozciągają się dzisiaj od Mali, Tunezji i Libii, przez Nigerię, Somalię, Egipt i cały Lewant, aż po Afganistan, Pakistan, a nawet Filipiny. A jeśli dołożyć do tej wyliczanki owe "samotne wilki" dżihadu operujące na Zachodzie, to można śmiało stwierdzić, że kalifat to dziś problem dosłownie globalny. Najnowszym regionalnym "nabytkiem" kalifatu jest region Kaukazu, gdzie istniejący od wielu lat samozwańczy Emirat Kaukaski ogłosił w pierwszych dniach lipca formalną podległość (poprzez złożenie tradycyjnego baj’at, czyli przysięgi wierności) kalifowi Ibrahimowi.
Nie ulega jednak wątpliwości, że to właśnie Syria i Irak - a raczej konkretne terytorium kalifatu wykrojone rok temu z tych państw - mają wciąż największe znaczenie dla istnienia i działania zarówno samego "państwa" islamskiego, jak i utrzymującej go organizacji islamistycznej o nazwie, nomen omen,Państwo Islamskie (IS, bezpośredni sukcesor ISIL/ISIS). To tam wciąż bije serce kalifatu, to tam znajduje się duchowe, polityczne i militarne centrum całego ruchu. Z tego też względu to właśnie tam - na jednej trzeciej powierzchni Iraku i dwóch trzecich obszaru Syrii, czyli terenach kontrolowanych obecnie przez IS - leży również klucz do pokonania kalifatu.
Problem w tym, że aby tego dokonać, nie wystarczy skromne wojskowe zaangażowanie międzynarodowe w ramach prowadzonej już niemal od roku koalicyjnej operacji powietrznej o kryptonimie "Inherent Resolve". Zwycięstwo nad kalifatem wymaga naprawdę dużego wysiłku militarnego, ponoszonego bezpośrednio na ziemi, z użyciem znacznych (i efektywnych) sił lądowych. Póki co jednak nikt nie kwapi się do podjęcia takich działań, "państwo" islamskie istnieje więc nadal i ma się całkiem dobrze.
Struktury Państwa Islamskiego
Informacje napływające z terenów kontrolowanych przez IS wskazują, że po pierwszych trudnych miesiącach sytuacja ekonomiczna i społeczna w kalifacie zaczyna się normalizować. Terytorium "państwa" podzielono na 20 (według innych źródeł: 24) prowincje - wilajaty. Działa większość służb i usług komunalnych, a tam gdzie tylko jest to możliwe (ze względu na zniszczenia wojenne) dostępne są energia elektryczna i woda, działają też telefony (o dziwo, także komórkowe, choć w ograniczonym zakresie), istnieje również (co prawda na niewielkim obszarze - przy granicy z Turcją - i poddany restrykcjom) dostęp do internetu.
Kalifat szybko i sprawnie stworzył lokalne struktury administracyjne, policyjne i sądownicze, oparte na szariacie. System drakońskich kar szariackich niemal całkowicie wyplenił pospolitą przestępczość, szczególnie w irackiej części kalifatu (gdzie była plagą przed 2014 rokiem), tym samym znacząco poprawiając (w porównaniu do czasów "demokracji" po 2003 roku) bezpieczeństwo i jego poczucie wśród miejscowej ludności. Ustanowiono też klarowny i skutecznie egzekwowany system podatkowy, zbudowany na tradycyjnym muzułmańskim podatku - zakacie.
Według dostępnych danych system ten (działający na zasadzie zorganizowanej jałmużny i samopomocy charytatywnej w ramach danej społeczności lokalnej, tu: na szczeblu wilajatu) przysporzył IS najwięcej zwolenników wśród irackich sunnitów. I w zasadzie nie ma się co dziwić – przed pojawieniem się kalifatu bezrobocie na terenach sunnickich wahało się między 30 a 50 proc. (według danych oficjalnych; w praktyce było znacznie wyższe, choć ciężko to sobie wyobrazić), a system emerytalny w zasadzie nie istniał. Pauperyzacja społeczności sunnickich pogłębiała się więc w zastraszającym tempie, co tylko oczywiście sprzyjało umacnianiu się postaw i poglądów radykalnych. Pojawienie się islamistów z ich jasnym (i w gruncie rzeczy sprawiedliwym) systemem redystrybucji dóbr i środków finansowych w ramach zakatu, wspierającym najbardziej biednych i potrzebujących członków danej społeczności- musiało zatem zaowocować wzrostem poparcia społecznego dla islamistów.
I tu dochodzimy do sedna całego problemu, jakim jest trwanie kalifatu - pomimo jego okrucieństw, represyjności i opresyjności - a więc ewidentnych wad z naszego, zachodniego, punktu widzenia. Fakty mówią jednak co innego - "państwo" islamskie cieszy się po roku znaczną społeczną akceptacją ze strony swych "obywateli" (choć bardziej zasadne byłoby tu chyba raczej określenie: poddanych). Poparcie to jest oczywiście w dużej części efektem zwykłego strachu bądź konformizmu całych grup i poszczególnych jednostek. W wymiarze politycznym akceptacja dla kalifatu to jednak przede wszystkim świadoma decyzja większości lokalnych sunnickich liderów plemiennych i klanowych o nawiązaniu pełnej współpracy z IS.
Być może jednak jeszcze bardziej ważny jest tu wymiar czysto ludzki, w postaci wspomnianego wyżej "kupowania" przez islamistów przychylności tych warstw i grup społecznych, które w czasach "rządów z Bagdadu" cierpiały autentyczną nędzę. I to w kraju, w którym z niemal każdej dziury w ziemi tryska płynne czarne złoto. Dla tych ludzi kalifat to prawdziwy dar z niebios, odmiana ich wcześniejszego losu pariasów. Nie można zapominać o tym aspekcie przy analizowaniu fenomenu trwania "państwa" islamskiego.
Sukcesy i porażki
Od niemal roku IS nie odnosi już w Iraku czy Syrii tak spektakularnych sukcesów terytorialnych, jakim było np. rok temu opanowanie Mosulu (drugiego co do wielkości miasta Iraku) w ciągu zaledwie 12 godzin, z użyciem tylko kilkuset bojowników. Wciąż jednak kalifat jest w stanie przeprowadzać skuteczne akcje ofensywne, zajmując nierzadko spore tereny czy kluczowe miasta (jak Ramadi w Iraku lub Palmyra w Syrii).
Z drugiej strony, w ostatnich miesiącach już kilkukrotnie IS traciło kontrolę nad zajętymi dużo wcześniej terenami, z których wiele ma kluczowe znaczenie strategiczne - jak Tikrit w Iraku czy region Tel Abyad w północnej Syrii, przy granicy z Turcją. Jak się wydaje, taka jest jednak właśnie specyfika tego konfliktu - to klasyczna wojna podjazdowa, szarpana, gdzie większe znaczenie ma determinacja i morale żołnierzy niż ich uzbrojenie czy nawet wyszkolenie, a linie frontów są w dużej mierze umowne i płynne.
Taki kształt tej wojny determinuje zresztą sama geografia tej części świata - na dominujących w tym regionie pustynnych i półpustynnych terenach walki prowadzi się głównie wzdłuż relatywnie nielicznych dróg i autostrad, umożliwiających szybkie przemieszczanie zmotoryzowanych oddziałów i ciężkiego sprzętu (czołgi!), a także w położonych wzdłuż tych szlaków miastach i osadach.
O ile iracki teatr działań wojennych z kalifatem wydaje się obecnie względnie ustabilizowany, a wojna tam trwająca ma niemalże pozycyjny charakter (na tyle, na ile to możliwe przy jej wspomnianych powyżej realiach operacyjnych), o tyle w Syrii od kilku miesięcy jesteśmy świadkami znacznie bardziej dynamicznych wydarzeń. Na syryjskim teatrze działań kalifat prowadzi zarówno operacje ofensywne, jak też broni się (nierzadko nieskutecznie) przed atakami swych rywali.
Różnorodność i stopień komplikacji strategicznej konfliktu syryjskiego sprawiają tym samym, że trudno jednoznacznie oceniać sytuację, w jakiej znajduje się aktualnie Państwo Islamskie w Syrii. Z jednej strony kalifat zaangażowany jest w tym kraju w akcje zaczepne przeciwko dosłownie wszystkim pozostałym stronom konfliktu syryjskiego: na wschodnich, pustynnych rubieżach prowincji Homs zadaje klęski siłom prezydenta Baszira al-Asada (Palmyra), w Aleppo bije tzw. demokratycznych rebeliantów (głównie z Wolnej Armii Syryjskiej, FSA), a na zachodzie Syrii, w masywie Qalamoun na granicy z Libanem, walczy z konkurencyjnym Frontem Al-Nusra związanym z Al-Kaidą (ale także toczy boje z prorządowym, libańskim Hezbollahem, i z armią syryjską).
Równocześnie jednak siły IS zbierają tęgie baty na północy i północnym-wschodzie Syrii, wyjątkowo nieskutecznie walcząc z tamtejszymi kurdyjskimi formacjami samoobrony (Ludowe Jednostki Ochrony, YPG/YPJ). W ciągu ostatnich kilku tygodni syryjskim Kurdom udało się nie tylko poszerzyć i umocnić obronioną na początku tego roku enklawę wokół Kobane, ale też podjąć skuteczne działania ofensywne. W ich rezultacie siły kurdyjskie dokonały rzeczy jeszcze kilka miesięcy temu niewyobrażalnej - odbiły obszar o powierzchni kilku tysięcy kilometrów kwadratowych na syryjskim pograniczu z Turcją, z dużym (ok. 50 tys. mieszkańców) miastem Tel Abyad (dla Kurdów: Gire Spi) na czele, co nie tylko doprowadziło do połączenia odseparowanych dotychczas enklaw Kobane i Cizire, ale też odcięło stolicę kalifatu, miasto Ar-Rakka, od najdogodniejszego (bo najkrótszego) drogowego połączenia z Turcją. No i doprowadziło Ankarę do furii.
Kalifat jednak i w takiej sytuacji pokazał, że jest bardzo groźnym i nieprzewidywalnym przeciwnikiem - wykorzystując niemal nieskrywane poparcie ze strony części "siłowego establishmentu" Turcji, islamiści z IS zdołali szybko zmontować niezwykle groźne, punktowe przeciwuderzenia, wymierzone tak w Kobane, czyli w samo serce syryjskiej części Rojavy (Zachodniego Kurdystanu), jak też w Tel Abyad. Równocześnie ruszyła fala gwałtownych (choć dość chaotycznych, i przez to mało skutecznych) ataków IS na miasto Hasakah, jeden z głównych ośrodków enklawy Cizire na dalekim północnym wschodzie Syrii.
Wszystko to pokazuje jednak, że Państwo Islamskie i jego kalifat są wciąż silnym i trudnym do pokonania przeciwnikiem. A uwzględniając oddziaływanie IS i jego ideologii na światową społeczność muzułmańską można uznać, że perspektywy zniszczenia kalifatu są obecnie chyba jeszcze bardziej odległe niż rok temu, w momencie jego powoływania.
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.