PolskaOwacje na stojąco po premierze spektaklu "Transfer" Jana Klaty

Owacje na stojąco po premierze spektaklu "Transfer" Jana Klaty

Owacjami na stojąco dziękowali aktorom i
reżyserowi widzowie zgromadzeni w Teatrze Współczesnym
we Wrocławiu, gdzie odbyła się prapremiera najnowszego spektaklu
Jana Klaty "Transfer".

19.11.2006 | aktual.: 20.11.2006 10:24

Jest to opowieść o wypędzonych po II wojnie światowej Niemcach i - jak mówił reżyser przedstawienia - przypędzonych ze Wschodu na ziemie odzyskane Polakach. Po nowym roku spektakl zostanie pokazany w Berlinie i Weimarze.

W "Transferze" występuje tylko trzech aktorów zawodowych, którzy wcielają się w Wielką Trójkę Jałtańską, która - jak opowiadał reżyser - tuż po II wojnie światowej zdecydowała "za pomocą trzech zapałek" o przesunięciu granic polskich bardziej na zachód i tym samym przesiedlenie Polaków i Niemców.

Spektakl w groteskowy sposób pokazuje Churchilla (Wiesław Cichy)
, Stalina (Przemysław Bluszcz i Wojciech Ziemiański) oraz Roosvelta (Zdzisław Kuźniar) i konferencję jałtańską.

Jednak przedstawienie Klaty to przede wszystkim opowieść o wypędzonych z ziemi ojczystej. Reżyser jeszcze przed spektaklem tłumaczył, że nie chciał "zrobić kobyły historycznej, obiektywnej opowieści o tym co się wtedy wydarzyło". Dlatego "Transfer" to subiektywne historie kilku osób. W tej części spektaklu wystąpiło 10 Polaków i Niemców - amatorów, którzy opowiedzieli o swoich przeżyciach wojennych, powojennej tułaczce, tęsknocie za utraconą ojczyzną, poszukiwaniem swojego miejsca na ziemi. I właśnie ta części spektaklu - jak powiedziała tuż po spektaklu młoda dziewczyna - jest najbardziej przejmująca.

Przejmująca jest opowieść starszej i schorowanej Niemki, która jako kilkuletnia dziewczynka przeżyła "Festung Breslau" i spędziła w schronie trzy miesiące. Tu na tych ziemiach zmarła jej 4-letnia siostra, a cmentarz, na którym ją pochowano dziś już nie istnieje. Ale jest tam teraz plac zabaw. Ładnie tam nawet - kończy swą opowieść kobieta.

Przejmujące są opowieści Polaków, którzy przyjechali na te ziemie, mieszkali z Niemcami pod jednym dachem, zaprzyjaźnili się nawet ale liczyli, że będzie III wojna światowa, po której wrócą w swoje rodzinne strony. Pewnego dnia rodzina niemiecka, z którą mieszkaliśmy przez 2 lata, spakowała rzeczy i wyjechała do Niemiec. Było nam smutno, bo zaprzyjaźniliśmy się. Ale najsmutniejsze było uświadomienie sobie, że III wojny nie będzie, że nie wrócimy do siebie, że zostajemy tu na zawsze - opowiadał sędziwy Polak.

Spektakl kończy opowieść młodego Niemca. Mężczyzna pojawia się na scenie z walizką, której zawartość w pewnym momencie pokazuje nazywając ją "moja ojczyzna". Niemiec opowiada o ojcu, który musiał opuścić swoją ojczyznę w wieku 2 lat, zatem nie mógł jej pamiętać, ale przez całe życie za nią tęsknił, szukał jej gdzieś indziej, próbował znaleźć swoje miejsce. Nie tylko przez całe życie żył bez ojczyzny ale jeszcze w poczuciu winy, że przecież Niemcy sami sobie są winni - mówił chłopak.

Klata przed prapremierą tłumaczył, że celowo w spektaklu występują prawdziwi bohaterowie opowiadanych historii. Mogłem zatrudnić zawodowych aktorów ale wtedy wszystko miałoby inny ciężar gatunkowy. Chodziło też o autentyczność - mówił reżyser. Dlatego też aktorzy-amatorzy "Transferu" mylą się lub zapominają co mieli powiedzieć; wówczas zza kulis pada podpowiedź. Starsi ludzie są podprowadzani na miejsce, z którego mają mówić lub siadają wygodnie w fotelu, aby np. straszy mężczyzna o kulach nie męczył się na stojąco.

Spektakl nie wszystkim się podobał, zwłaszcza starszej pani, która po przedstawieniu powiedziała, że reżyser zrobił spektakl o sprawach, o których nie ma pojęcia. Inni byli poruszeni wysłuchanymi historiami. Myślałam, że to jest mój Wrocław. A odwiedzający te strony Niemcy to intruzi. Teraz myślę, że to ja jestem tu intruzem. A oni przyjeżdżają do siebie. Do swojego Breslau - mówiła kobieta w średnim wieku. Klata przyznał, że z 11 spektakli, które zrobił do tej pory, ten był najtrudniejszy. Trudny nie tylko ze względu na materiał, przez jaki "trzeba się było przekopać". Poszukiwanie Polaków i Niemców, słuchanie ich historii oraz przerabianie na sceniczną opowieść, zajęło reżyserowi i jego współpracownikom - dramaturgom: Dunji Funke z Niemiec i Sebastianowi Majewskiemu - ponad rok.

To było przed wszystkim trudne ze względu na tych ludzi, często w podeszłym bardzo wieku, i ich opowieści. Chcieliśmy w możliwie otwarty sposób potraktować ich historie, ale jednocześnie trzymać pewien dystans, aby oddać głos również tym, z którymi prywatnie się nie zgadzamy - mówił Klata.

Podkreślił, że przedstawienie było trudne na każdym właściwie etapie: wymyślania i tworzenia. To było niesłychanie trudne przedsięwzięcie i bardzo ryzykowne, ale warto było podjąć ten wysiłek - ocenił reżyser.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)