Opłatkowe party

Wigilia pracownicza to jeden z tych koszmarów, który zdarza się raz do roku i szybko staram się o nim zapomnieć - powiedział "Trybunie" Mirek Kowalski, pracujący w urzędzie gminy. Jego zakład pracy jest sfeminizowaną instytucją, on jako informatyk i specjalista od komputerów jest w zdecydowanej mniejszości: na 12 kobiet przypada jeden facet.

22.12.2003 06:29

Może gdyby było odwrotnie, to nie byłoby tego rwetesu, świątecznych składek na prezent dla pani naczelnik i spisów społecznych, kto przynosi sernik, a kto makowiec. Mirek lubi Boże Narodzenie: Wigilia, ubieranie choinki, świąteczna kolacja, prezenty, ale ma jednocześnie konserwatywne poglądy: - "Praca to praca, nie widzę powodu, żeby już od poniedziałku całować uróżowione policzki pań urzędniczek i wysłuchiwać 'Zdrówka i pieniędzy, bo to najważniejsze'. Ale zaciskam zęby i uczestniczę w tej komedii, co robić..."

W dzisiejszych czasach, gdy ludzie ciężej i dłużej pracują, świętowanie staje się bardziej szalone i mocniej zakrapiane. Tomasz Makowski, specjalista ds. promocji w jednej z firm konsultingowych, przyznaje, że kac po firmowym przyjęciu świątecznym jest najcięższy. - "Darmowy alkohol to magnes nie tylko dla nastolatków. Dziesięć butelek wódki, skrzynka wina, jakieś koniaki - to norma na Christmas Party. No, a poza tym prawie każdy przynosi ćwiartkę w kieszeni - jak na studniówce" - opowiada Tomasz Makowski. (IAR)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)