Dantejskie sceny na lotnisku. Pasażerom puszczają nerwy

Dantejskie sceny na lotnisku. Pasażerom puszczają nerwy

Pasażerowie lotu LO04
Pasażerowie lotu LO04
Źródło zdjęć: © Wirtualna Polska
Mateusz Dolak
10.12.2022 16:46, aktualizacja: 10.12.2022 20:03

- Powinniśmy wylecieć w czwartek wieczorem, a nadal jesteśmy w Chicago. Odwołano nam dwa loty i pozostawiono nas samych sobie. Ponad 200 osób koczowało na lotnisku przez kilkanaście godzin. Nikt się nami nie interesuje - twierdzi Alicja Staszkiewicz, pasażerka lotu LO04 z Chicago do Polski. - Owszem, są problemy. Ale nasza ekipa pomaga podróżnym i stajemy na wysokości zadania - odpowiada rzecznik państwowego przewoźnika PLL LOT.

Około 240 pasażerów miało w czwartek o godzinie 21.45 wylecieć do Warszawy. Jak twierdzi pani Alicja, lot od początku był opóźniony. - Kiedy czekaliśmy na otwarcie bramek, wyświetlił się komunikat o opóźnieniu 30 minut. 30 minut później pojawił się kolejny komunikat. Nikt nam nie powiedział co się dzieje i z czego wynikają problemy - żali się kobieta. Z jej relacji wynika, że około północy okazało się, że samolot ma problemy techniczne.

- Przekazano nam, że zamówiono część, która przyleci firmą kurierską. Czekaliśmy do 2.30, żeby dowiedzieć się, że nasz lot się jednak nie odbędzie. Nikt z managementu nie podjął decyzji, żeby przebookować nam loty. Wszyscy byli bardzo zdenerwowani. Wśród pasażerów są rodziny z dziećmi, niektórzy lecieli nawet na pogrzeby do Polski - opowiada.

- Rozdano nam vouchery na jedzenie, ale nie dało się z nich skorzystać, bo o tej godzinie już wszystko było zamknięte. Ludzie zostali pozostawieni sami sobie, koczowali na lotnisku. My poszliśmy do hotelu, gdzie doba dla jednej osoby kosztuje 350 dolarów - żali się.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kobieta twierdzi, że lot miał odbyć się następnego dnia. - Powiedzieli nam, że o godzinie 13 mamy stawić się do odprawy. Ale kiedy przyjechaliśmy na miejsce czuliśmy, że coś jest nie tak. Obsługa bardzo wolno nas odprawiała. Wylot miał być po 16, a ostatnie osoby przeszły po 17. Oczywiście znowu były komunikaty o opóźnieniach. Nie wiedzieliśmy co się dzieje, myśleliśmy, że podstawiono nowy samolot. Potem okazało się, że podstawili ten sam, który wczoraj się zepsuł. Kolejne godziny czekaliśmy na jakiekolwiek informacje - wymienia.

- Dopiero około 21 całkowicie skasowano lot i pojawiła się możliwość przebookowania biletów, ale pracownicy nagle gdzieś zniknęli. Jedna pani obraziła się na nas, że jest nagrywana i odmówiła pomocy. Większość osób została tylko z numerem infolinii na którą nie dało się dodzwonić. Wiem, że część pasażerów spędziła kolejną noc na lotnisku - podsumowuje.

O sprawę zapytaliśmy rzecznika PLL LOT, który potwierdził problemy z maszyną. Nasz rozmówca zaprzecza jednak wersji, którą przedstawiła pasażerka.

- Próbowano usprawnić samolot, ale bez rezultatu. Kiedy dojechała część, okazało się, że w dalszym ciągu nie można naprawić samolotu. Zapadała decyzja, że rejs zostaje odwołany - mówi Krzysztof Moczulski.

Przedstawiciel LOTu twierdzi jednak, że pasażerowie byli zaopiekowani i dostali pomoc zgodną z przepisami i regulaminem.

- Tego dnia problemy miała jeszcze Lufthansa, dlatego znalezienie noclegu dla pasażerów trwało dłużej niż zwykle, ale każdemu, kto chciał, go zapewniliśmy. Absolutną nieprawdą jest to, że pasażerowie zostali pozostawieni sami sobie. Na miejscu cały czas byli pracownicy naszej obsługi. Bardzo nam przykro z powodu, że to tak długo trwało. Rozumiem emocje pasażerów, ale każdy z nich będzie miał przebookowany lot. 200 osób ma już nowe bilety. Należy pamiętać, że jesteśmy w okresie przedświątecznym w trakcie wzmożonego ruchu pasażerskiego - podsumowuje Moczulski.

źródło: WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (508)
Zobacz także