Obietnica PiS nie powinna szokować. Przypomina nadganianie Europy [OPINIA]
Rozszerzenie programu darmowego dostępu do leków ze względu na wiek beneficjentów może być odpowiedzią na bolączki kilku milionów Polaków. Jednocześnie jednak polskie państwo dopłaca do medykamentów zażywanych przez obywateli bardzo mało w porównaniu do innych państw europejskich. Przydałaby się więc kompleksowa reforma systemu.
15.05.2023 13:02
Prawo i Sprawiedliwość obiecało rozszerzenie programu bezpłatnych leków dla seniorów. Dziś część medykamentów bez odpłatności przysługuje osobom, które ukończyły 75. rok życia. Po zmianach leki otrzymają ludzie od 65. roku życia oraz dzieci do 18. roku życia.
Czy to pomoże? W skrócie: tak.
Czy to rozwiązuje podstawowy kłopot, jaki Polacy mają z lekami? Nie. Polska wypada bowiem fatalnie w międzynarodowych statystykach tzw. współpłacenia za leki. Mówiąc prościej: w przytłaczającej większości rozwiniętych państw publiczne dopłaty do medykamentów są wyższe niż u nas. W Polsce zaś koszty lekarstw spoczywają przede wszystkim na barkach pacjentów. I ludzie tego nie są w stanie udźwignąć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Państwo nie pomaga
Ze statystyk Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wynika, że wydatki publiczne na leki w Polsce są bardzo niskie. Stanowią bowiem 36 proc. całkowitych wydatków na medykamenty. To drugi najniższy wynik w całej Unii Europejskiej, tuż po Bułgarii.
Innymi słowy: Niemcy, Francja, Czechy, Portugalia czy Włochy wydają z państwowej sakiewki dużo więcej na lekarstwa zażywane przez swoich obywateli niż Polska. Tym samym zaś dla przeciętnego Polaka zakup leków jest boleśniejszym finansowo przeżyciem niż dla Czecha, Portugalczyka, Słoweńca czy Słowaka.
Komisja Europejska we współpracy z OECD w opracowaniu z 2021 r. zwróciła uwagę, że "w porównaniu z wieloma innymi krajami Europy polski system opieki zdrowotnej charakteryzuje się niskim poziomem ochrony finansowej i wysokimi płatnościami za leki apteczne w ramach świadczeń zdrowotnych nierefundowanych".
Z dokumentu tego wynika jasno: państwo dokłada do leków za mało, a co najmniej 7,5 proc. polskich gospodarstw domowych nie było w stanie zakupić przepisanych lub zalecanych medykamentów.
Cenowa tragedia
W listopadzie 2021 r. powstał raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego o współpłaceniu za leki w Polsce. Co nie bez znaczenia: PIE to think-tank publiczny, raport wypadł niekorzystnie dla rządzących, a po krótkim czasie został usunięty ze strony internetowej instytutu jako - ponoć - nieukończony.
W dokumencie tym podano kilka ciekawych liczb. Większość, niestety, aktualnych dla 2018 r., ale biorąc pod uwagę brak generalnej reformy systemu ochrony zdrowia w Polsce - można je potraktować jako co najmniej orientacyjne źródło wiedzy. Tym bardziej, że dane za 2020 i 2021 r. najczęściej są "skażone" skutkami pandemii koronawirusa (i np. mniejsze wydatki na leki nie świadczą o tym, że ludzie potrzebowali mniej leków, tylko mieli ograniczony dostęp do lekarza), a danych za 2022 r. najczęściej jeszcze nie ma.
I tak: w 2018 r. udział środków publicznych w finansowaniu produktów farmaceutycznych był w Polsce, według PIE, trzeci najniższy w UE.
1,45 proc. budżetu konsumpcyjnego na leki przeznaczały polskie gospodarstwa domowe. To z kolei czwarty najwyższy wynik wśród państw Unii Europejskiej.
Aż 14,11 proc. gospodarstw domowych przeznaczało więcej niż 10 proc. swojego budżetu na zdrowie. Z kolei 23,65 proc. spośród najbiedniejszych 20 proc. polskich gospodarstw domowych cechowało się w 2018 r. wydatkami na leki, po odliczeniu wydatków na żywność i mieszkanie, wyższymi niż 40 proc. budżetu.
Ogólnie: 40 proc. Polaków określa swoje obciążenie wydatkami na leki jako wysokie. Jest to najwyższa wartość w UE.
Tu warto wspomnieć, że od 2012 do 2020 r., rok w rok, spadał poziom wydatków na refundację leków jako procent całkowitych wydatków Narodowego Funduszu Zdrowia na leczenie. Tak jak w 2012 r. wynosił 17,03 proc., tak w 2020 r. już tylko 13,42 proc. I tak jak można by ten ostatni wynik uznać za wynikający z potrzeby wydatkowania środków publicznych na inne cele (pandemia koronawirusa), tak w 2019 r. pandemii jeszcze nie było. A odsetek wydatkowanych przez NFZ środków na refundację leków wynosił niewiele ponad 14 proc.
Próba naprawy
Teraz należy postawić pytanie: czy wprowadzenie bezpłatnych leków - czyli, inaczej mówiąc, leków finansowych ze środków publicznych, bo ktoś za nie przecież płaci - dla kolejnych obywateli zmieni te fatalne statystyki?
I na to pytanie dziś odpowiedzieć się nie da. Trzeba bowiem pamiętać, że program bezpłatnych leków dla seniorów nie obejmuje wszystkich medykamentów, lecz jedynie te umieszczone w rządowym wykazie. Od tego, ile leków w tym wykazie się znajdzie, zależy w jak dużej skali państwo przejmie kwestię finansowania leczenia Polaków.
To, co wiadomo, to że od 2016 r. do lutego 2023 r. państwo sfinansowało leki za 4,47 mld zł, a ze wsparcia skorzystało 3,8 mln osób. Z roku na rok lista dostępnych medykamentów jest rozszerzana.
Ale wiadomo też, że program bezpłatnych leków nie działa rewelacyjnie. Do takich wniosków doszedł zresztą Polski Instytut Ekonomiczny.
W opublikowanym na chwilę raporcie można było przeczytać, że program bezpłatnych leków dla seniorów nie jest wystarczający w niwelowaniu nierównego obciążenia osób starszych kosztami leków. Ze statystyk bowiem wynika, że to właśnie seniorzy mogący liczyć na darmowy dostęp do części leków i tak ponoszą największe obciążenia z tytułu zakupu medykamentów.
Powód? W lipcu 2021 r. na liście leków dostępnych w ramach programu bezpłatnych leków znajdowały się 2184 pozycje. A wszystkich produktów objętych refundacją było 5006.
Skoro zaś to najstarsi potrzebują leków najczęściej oraz zazwyczaj kilku różnych - oni są najbardziej dotknięci niskim poziomem współpłacenia za leki przez państwo.
Kolejna kwestia to sama refundacja. W Polsce nadal wiele powszechnie wykorzystywanych specjalistycznych medykamentów nie jest refundowanych - czyli polski rząd nie dogadał się z producentem, jaka powinna być nad Wisłą cena danego produktu i ile państwo za to zapłaci. Oznacza to w praktyce, że potrzebujący leku pacjent musi zapłacić 100 proc. ceny - państwo nie dokłada nic.
W efekcie część seniorów, miesiąc w miesiąc, musi kupować leki po 200-300 zł, które są im niezbędne do życia. Znaczna część tych leków w innych rozwiniętych państwach jest refundowana.
Zobacz także
Niezły pomysł
Jednocześnie jeśli ktoś myśli, że rozszerzenie programu bezpłatnych leków o kolejnych obywateli nie ma żadnego sensu, jest w błędzie.
Od dawna taki postulat składały w Ministerstwie Zdrowia organizacje pacjenckie.
Jedna z organizacji, Koalicja "Na pomoc niesamodzielnym", przeprowadziła nawet badanie dotyczące wykupowania leków przez osoby w wieku 60-74 lata.
82 proc. seniorów w tym wieku, którzy potrzebowali leków, co najmniej raz w ostatnich miesiącach od przeprowadzenia badania (sierpień-wrzesień 2022 r.) nie wykupiło recepty ze względu na cenę leków i podwyżki cen innych niezbędnych produktów.
Z badania wynikało także, że seniorzy, ograniczając codzienne wydatki, w pierwszej kolejności oszczędzają na rachunkach i żywności, ale zaraz potem - właśnie na lekach. 94 proc. badanych osób przyznało, że wydatki na leki obciążają ich domowy budżet w istotnym stopniu.
Koalicja w swym opracowaniu zwróciła uwagę na to, że w wielu europejskich państwach programy refundacji leków dla seniorów są korzystniej skonstruowane niż w Polsce.
"W Wielkiej Brytanii prawo do bezpłatnych leków przysługuje osobom powyżej 60. roku życia, we Francji - po 65. roku życia (dla pacjentów przewlekle chorych). W Niemczech mamy do czynienia z progami dopłat do zakupu produktów leczniczych, po przekroczeniu których wszystkie leki kupowane przez osoby w wieku podeszłym w następnym roku kalendarzowym są wydawane bezpłatnie, a seniorzy inni niż cierpiący na choroby przewlekłe płacą proporcjonalnie do ceny leku, ale nie więcej niż 10 proc." - wskazała organizacja pacjencka.
Tak patrząc - obietnica przedwyborcza PiS nie powinna szokować i bardziej przypomina nadganianie Europy, niżeli chęć wprowadzenia niewystępującego nigdzie programu socjalnego.
Groźny Smok
Kluczowe pytanie dziś brzmi, czy rozszerzenie programu bezpłatnych leków dla seniorów o dzieci jest jedynym pomysłem PiS na pomoc Polakom w zakresie wydatków lekowych. Jeśli tak - to bardzo źle.
Rosną bowiem obciążenia obywateli, którzy mają pomiędzy 18. a 64. rokiem życia. Polski pacjent potrzebuje więc kompleksowej reformy w zakresie refundacji leków, która sprowadzi się do zwiększenia poziomu finansowania systemu przez państwo. Nie może być też tak, że rząd postanawia coraz więcej pieniędzy inwestować w zdrowie, ale coraz mniej jest przeznaczanych na finansowanie medykamentów.
Jest też kolejne pytanie, na które dziś nie znamy odpowiedzi: co z dostępnością leków?
Równie istotne jak to, by zakup leków nie rujnował budżetów domowych Polaków, jest to, by leki w aptekach w ogóle były.
Wiadomo zaś, że w ciągu ostatnich 30 lat Polska całkowicie uzależniła się od chińskiej produkcji substancji czynnych używanych w lekach. W efekcie każdy przestój w chińskiej produkcji farmaceutycznej oznacza kłopoty dla milionów Polaków. Doświadczyliśmy tego w 2019 r. (brakowało podstawowych produktów leczniczych) i na mniejszą skalę w ostatnich miesiącach (były kłopoty z leczeniem tak podstawowych chorób jak choćby angina).
Mało kto wie, że niemal 90 proc. leków wykorzystywanych w Polsce ma substancje czynne pochodzące z Azji (głównie z Chin, częściowo z Indii).
Rząd od kilku lat zapewnia, że podejmie kroki w celu zwiększenia produkcji substancji czynnych w Polsce i tym samym zwiększenia bezpieczeństwa lekowego Polaków, ale na razie z tych planów niewiele wynika.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: patryk.slowik@grupawp.pl