Aptekarz czuwa. Nie dostali leku dla konia, bo może wywoływać poronienie?

Pan Bartłomiej chciał zrealizować w jednej z krakowskich aptek receptę od weterynarza na lek na wrzody dla konia. Farmaceutka wezwała policję. Według pana Bartłomieja i jego żony chodziło o to, że lek, który zapisano zwierzęciu, może być wykorzystany do wywołania poronienia u ludzi.

Pan Bartłomiej po nieudanej próbie kupienia leku spędził na komendzie pięć godzin. Zdjęcie ilustracyjne
Pan Bartłomiej po nieudanej próbie kupienia leku spędził na komendzie pięć godzin. Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | Marko Geber
Paweł FigurskiSzymon Jadczak

17.03.2023 23:16

O sprawie poinformował na Twitterze krakowski sędzia Maciej Czajka. "Mąż koleżanki poszedł kupić do apteki przepisane przez weterynarza lekarstwo na wrzody dla konia. Tak, tak - został przed chwilą zatrzymany w aptece przez policję, że chce wywołać poronienie. Zorganizowaliśmy pomoc prawną. Nie ma ratunku dla tego kraju" - napisał.

Potwierdziliśmy, że rzeczywiście w jednej z aptek w Nowej Hucie interweniowała policja. Według Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie powodem interwencji było jednak podejrzenie realizacji sfałszowanej recepty wydanej w formie papierowej.

- Aptekarki nie mogły dodzwonić się do weterynarza, żeby potwierdzić wystawienie recepty. Wezwały więc policję. Policjanci zatrzymali do wyjaśnienia sprawy pana, który przyszedł do apteki wykupić leki. W końcu dodzwonili się do weterynarza i potwierdzili prawdziwość recepty, a zatrzymany mężczyzna został zwolniony - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Barbara Szczerba z biura prasowego KWP w Krakowie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Policja nie informuje, na jaki lek była wystawiona recepta. Wyjaśnia, że weterynarz wypisał bardzo duże dawki i że przez to farmaceutki zaczęły podejrzewać, że mają do czynienia z oszustwem.

Sędziemu Maciejowi Czajce policja zarzuciła szerzenie fake newsów. "Zostałem zaalarmowany przez koleżankę taką informacją. Nie mam podstaw, żeby jej nie wierzyć, zwłaszcza w tych czasach. Jeżeli będę miał więcej info, dlaczego nastąpiła interwencja i co było powodem wezwania, na pewno napiszę. Prawda ponad wszystko" - zareagował krakowski sędzia.

Potem dodał, że "rzeczywistym powodem zawiadomienia było podejrzenie wykorzystania recepty >>dla konia<< w celach poronnych".

"Podejrzana" recepta

Wirtualnej Polsce udało się skontaktować z panem Bartłomiejem, który próbował zrealizować receptę w nowohuckiej aptece. Chodziło o popularny lek wykorzystywany w leczeniu wrzodów u koni.

Jak wyjaśnia pan Bartłomiej, recepta została wystawiona w styczniu, ale wtedy nie została zrealizowana. Zwierzę miało również chorą nogę i było wtedy w klinice. Nie mogło przyjmować kilku leków równocześnie. Gdy wróciło z lecznicy właściciele chcieli zacząć kurować go w związku z wrzodami.

Pan Bartłomiej: - Zamówiłem lek przez aptekę internetową, 90 opakowań po 20 tabletek. Kuracja w związku z wrzodami konia ma trwać ponad miesiąc. W ostatnią sobotę pojechałem do apteki, ale farmaceutka powiedziała, że recepta jest nieważna i poprosiła o aktualizację. W poniedziałek weterynarz wysłał mi nową receptę pocztą. Odebrałem ją wczoraj wieczorem i dziś (piątek - przyp. red.) około południa znów pojechałem do apteki. W drodze dostałem smsa, że leki nie zostaną mi wydane. Zadzwoniłem i przez telefon usłyszałem, że farmaceutka robi mi przysługę, a jeśli będę chciał zrealizować receptę, powiadomi policję. Przyjechałem na miejsce i poprosiłem o wydanie leków. Farmaceutka poinformowała, że dzwoni na policję, nie podała przyczyny - opowiada mężczyzna.

Jak relacjonuje pan Bartłomiej, dopiero na komendzie wyjaśniono mu, że zdaniem farmaceutki recepta może być fałszywa i to jest powód zatrzymania. Spędził na komendzie pięć godzin. W tym czasie policja skontaktowała się z weterynarzem, potwierdziła wiarygodność recepty i poinformowała o tym fakcie aptekę.

Pan Bartłomiej zaznacza, że przy nim farmaceutka nie próbowała skontaktować się z weterynarzem. - Obiekcje co do wydania leków miała już przy pierwszej wizycie, w sobotę. Przekazałem wtedy numer telefonu do weterynarza. Dziś na pewno nie dzwoniła do niego - opowiada.

Gdy sytuacja na policji się wyjaśniała, pan Bartłomiej z żoną Katarzyną znów pojechali do apteki. - Pracownica apteki, gdy zobaczyła męża, powiedziała, że leku już nie mają, bo został zwrócony. Spytaliśmy, na jakiej podstawie, bo data odbioru była dzisiaj. Usłyszeliśmy, że ona musi być konsekwentna i leku i tak nie wyda, bo ma swoje podejrzenia - opowiada pani Katarzyna.

Kobieta mówi, że słowa o działaniu poronnym nie padły wprost, ale cała dyskusja toczyła się wokół tej sprawy. - Dla nas to było oczywiste, że ten lek ma działanie wczesnoporonne. Nawet weterynarz uprzedził nas, że możemy być pytani o przeznaczenie leku. Z tego powodu są kontrole u weterynarzy. My mieliśmy jednak legalnie wydaną receptę, więc nie powinniśmy mieć problemu z odebraniem leków - dodaje.

W piątek nie udało się nam skontaktować z apteką. Gdy tylko poznamy jej stanowisko, zamieścimy te w tekście.

Czytaj też:

Paweł Figurski, Szymon Jadczak, dziennikarze Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (982)